środa, 5 października 2016

"Papierowe miasta", John Green - recenzja


Wyobrażenie, jakie jedna osoba ma na temat drugiej, może, lecz nie musi pokrywać się z rzeczywistością. Ba, nierzadko od niej odbiega, a w skrajnych przypadkach różnice potrafią nabrać dość pokaźnych rozmiarów. Warto jednak wyciągnąć z tego naukę, w czym uświadamiają nas „Papierowe miasta” Johna Greena, autora słynnej powieści „Gwiazd naszych wina”.

Głównym bohaterem i zarazem narratorem całej historii jest tutaj Quentin Jacobsen, który uczęszcza do ostatniej klasy liceum, a właściwie lada moment opuści szkolne mury, bo do wakacji zostało już niewiele czasu. To zwyczajny, sympatyczny i raczej spokojny chłopak. Co istotne, przywykł do rutyny, z której wyrywa go pewnej nocy Margo Roth Spiegelman – mieszkająca po sąsiedzku koleżanka ze szkoły. Nie żeby wcześniej nie zdawał sobie sprawy z istnienia tej dziewczyny. Wręcz przeciwnie, od dawna się w niej podkochuje, a gdy byli mali, spędzali dużo czasu na wspólnych zabawach. Później ich drogi się rozeszły i kiedy podrośli, przebywali w kręgu innych znajomych. Trwało to do momentu, w którym ekscentryczna panna postanawia nagle zakłócić Quentinowi sen, by zabrać młodzieńca na nocną eskapadę. Choć wizyta zaskakuje protagonistę, zauroczenie przeważa nad głosem rozsądku, tłumiąc wewnętrze opory. Na tym nie kończą się niespodzianki, gdyż następnego dnia dziewczę ucieka z domu. Quentin odkrywa zaś, że Margo pozostawiła po sobie rozmaite wskazówki. Nietrudno więc przewidzieć, iż chłopak zechce odszukać swój obiekt westchnień, odbierając przy okazji parę życiowych lekcji.

Wątek, któremu amerykański pisarz poświęca szczególną uwagę, dotyczy tego, w jaki sposób spostrzegamy innych ludzi. Nacisk położony został zwłaszcza na motyw idealizowania drugiej osoby, co możemy bardzo dobrze prześledzić na przykładzie Quentina i jego stosunku do Margo. Autor kapitalnie oddaje punkt widzenia chłopaka, zafascynowanego dziewczyną, której tak naprawdę dokładnie nie zna. Niemniej nie przeszkadza mu to w hołubieniu obrazu, jaki sobie wytworzył w głowie jeszcze za czasów dziecięcych. Dzięki pierwszoosobowej narracji wydarzenia, które John Green przedstawia na kartach swojej książki, ukazane zostały z perspektywy młodego Jacobsena, a co za tym idzie – przefiltrowane przez jego odczucia. Stąd nie brak zachwytów bohatera nad osobą panny Spiegelman, niekiedy może i zbyt przesadnych, lecz sądzę, że to celowy zabieg, służący uwypukleniu idei zapatrzenia. Mimo że zainteresowanie Quentina potrafi udzielić się czytelnikom, ci nie spojrzą na Margo przez różowe okulary. Green poniekąd sytuuje odbiorców w roli obserwatorów bądź słuchaczy, którzy mogą ocenić wszystko na trzeźwo i dostrzec wady zbuntowanej licealistki.

Generalnie fabule najbliżej do czegoś, co określiłabym mianem szkolnej obyczajówki. Kluczowymi postaciami są bowiem nastolatkowie, których myśli zaprzątają takie rzeczy jak dobra zabawa w przyjacielskim gronie, animozje między niezbyt lubiącymi się uczniami, romantyczne uniesienia czy rozczarowania, a także bal pożegnalny. Ot, typowe licealne życie, ale trzeba przy tym nadmienić, że opisane przyjemnym językiem i z udziałem wiarygodnie nakreślonych sylwetek. Dochodzi ponadto kwestia dojrzewania, która kręci się nie tylko wokół postawy względem innych, lecz również konieczności podejmowania ważnych decyzji. Z kolei analizowanie wskazówek od Margo nadaje historii lekko detektywistycznego posmaku, co uznaję za spory plus. Oprócz tego, mamy tu do czynienia z elementami powieści drogi, których obecność zostaje najmocniej zaakcentowana w ostatniej części utworu. Wprawdzie już wcześniej Quentin zapuszcza się w różne miejsca tropem Margo, lecz dopiero wtedy wyrusza w dłuższą podróż. Ta partia akurat najmniej przypadła mi do gustu, gdyż oscyluje przede wszystkim wokół dość jednostajnej jazdy, pomijając napotkane po drodze komplikacje. Na szczęście nadrabia momentem, kiedy docieramy do celu. Nie uświadczyłam wówczas większych zaskoczeń, ale podobało mi się realistyczne podejście autora do danej sytuacji.

„Papierowe miasta” to powieść o młodzieży i głównie do takiej grupy wiekowej jest zaadresowana, aczkolwiek starsi czytelnicy także znajdą coś dla siebie. Z jednej strony, Green pisze o sprawach, której dotykają w zasadzie każdego nastolatka. Z drugiej natomiast, pewne problemy nigdy nie stracą na aktualności, obejmując też ludzi dorosłych. Świadczą o tym choćby mylne wyobrażenia tudzież złudne fascynacje, jakim można ulec bez względu na wiek. Zastanawiając się nad sięgnięciem po losy Quentina, nie patrzcie zatem na swoją datę urodzenia. W zamian odpowiedzcie sobie na takie oto pytanie: czy macie ochotę przeczytać książkę, która jest lekka w odbiorze i zarazem skłania do wartościowych przemyśleń? Jeśli tak, powinniście zainteresować się propozycją od Johna Greena.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Papierowe miasta
Tytuł oryginalny: Paper Towns
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.