„Potrójne
uderzenie” to zbiór trzech opowiadań grozy dla dorosłych odbiorców. Zestaw krótkich
historii spod pióra różnych autorów: Karoliny Kaczkowskiej, Edwarda Lee oraz
Tomasza Czarnego. Co szczególnie istotne, wszyscy ci twórcy nie oszczędzają
tutaj czytelników, lecz każde z nich stara się robić to w swoim wydaniu i w odmiennym
natężeniu.
Rozpoczynającą
książkę propozycją jest „Pieśń
Zielenicy”, czyli literacka miniatura od Karoliny Kaczkowskiej. Polska
pisarka snuje swoją opowieść wokół motywu legendy, która – w kontekście dwóch pierwszoplanowych
postaci – zdaje się mieć w sobie niemałe
ziarno prawdy. Agata i Mikołaj, bo takie imiona noszą główni bohaterowie, to
poranieni przez życie ludzie. Oboje doznali straty, choć mowa o różnych
doświadczeniach. Dramatyczny punkt, w jakim się znaleźli, sprowadza ich zaś do
pewnej nadmorskiej miejscowości. Co ważne, morzu i plaży daleko tam do
relaksujących atrakcji turystycznych. Po sezonie, smętna pogoda, plus ogólnie melancholijna
atmosfera, którą zresztą udało się autorce nieźle nakreślić. Do tego narastają
takie niepokojące sygnały, jakie sugerują problemy iście niesamowitej natury. Jawa
przeplata się też poniekąd ze snem, tworząc przygnębiającą, nieco poetycką i
zarazem okrutną symbiozę. Dziwna do mieszanka, aczkolwiek doceniam w tej
horrorzastej oniryczności niejednoznaczne nuty. Jednakże takie momenty, w
których było najwięcej makabryczno-obscenicznych akcentów, wywarły na mnie
zdecydowanie najsłabsze wrażenie.
„McCrath, model
SS40-C, seria M”
– pod takim tytułem kryje się opowiadanie, za którym stoi Edward Lee.
Amerykański spec od horroru ekstremalnego serwuje nam szokujący obraz pracy,
jaką wykonuje doktor Winston F. Prouty. Hazard i uzależnienie od demerolu
sprawiły, że lekarz pożegnał się z karierą świetnie zarabiającego chirurga
plastycznego. Co prawda nie porzucił swojego fachu, lecz teraz działa jedynie w
ramach spłaty zaciągniętych u mafii długów, pracując dla gangstera Paula Vinchettiego.
Niemniej nie poprzestaje na operacjach plastycznych twarzy, które pozwalają
ludziom bossa umykać przed policją. Prouty musi też stosować wymyślne kary za
wszelkie, nawet minimalne przewinienia wobec Vinchettiego, wykazując się, ku
uciesze szefa, zwyrodniałą kreatywnością. No i takie jest clou całej historii,
której nazwanie brutalną to za mało. Opisane tortury polegają bowiem na
zadawaniu ofiarom niewyobrażalnego bólu oraz ich upokarzaniu. A oprawcy się radują
– prócz doktorka, który uczestniczy w procederze, by uniknąć podobnego losu.
Niby autor konsekwentnie realizuje swoją wizję i mamy coś w rodzaju podkręcania
napięcia, tyle że w nadto perwersyjnym wydaniu, obejmującym także chore
poczucie humoru. Słowem, nie dla mnie ta lektura.
Na
koniec dostajemy natomiast danie od Tomasza Czarnego, a konkretnie „Dom ciał”. Głównym bohaterem i
jednocześnie narratorem jest tu pewien urzędnik państwowy – konstabl Jeremi
Skalski. Protagonista przybywa do miejscowości Czarci Ogon, by wyjaśnić zagadkę
tajemniczych zaginięć dzieci. Ma przed sobą twardy orzech do zgryzienia, gdyż
praktycznie brak wartościowych tropów, a w zamian są choćby plotki, sugerujące
udział sił nieczystych. Ponadto mężczyzna już na początku daje się poznać jako
morfinista, którego percepcja może ulegać zaburzeniu przez nadmierne
przyjmowanie środków odurzających. Przyznam, że w losach pana Skalskiego
natknęłam się zarówno na ciekawe rzeczy, jak i odrzucające mnie elementy. Do
plusów zaliczam wątek detektywistycznego śledztwa, który to doprawiono niuansem
niezwykłości z uwagi na okoliczności badanych zniknięć. Pochwalić jeszcze muszę
porządny budulec złowróżbnego klimatu, na jaki złożyły się posępne warunki
pogodowe oraz wizerunek sennej mieściny. A co mnie nie przekonało? Powtórzę
się, lecz ponownie piję do szczególnie obleśnych scen. Takie wstawki zaburzały
nastrój, jaki podkreślały inne aspekty, więc tym bardziej szkoda, że finał
utworu postawił na apogeum obrzydliwości.
Reasumując,
„Potrójne uderzenie” pozostawiło mnie z mieszanymi – w ogólnym rozrachunku –
odczuciami. Ów zbiór opowiadań jest pozycją głównie dla zwolenników tzw. ekstremalnej
odmiany grozy, która dąży do przekraczania granic w dziedzinie drastycznych i
wręcz bulwersujących obrazków. To specyficzny tytuł nie tylko dla osób o
mocnych nerwach, lecz przede wszystkim o wytrzymałych żołądkach. Prym w tejże
materii bezsprzecznie wiedzie Edward Lee, który totalnie pojechał po bandzie. Gdyby
jego historia o wynaturzonych porachunkach mafijnych została ubrana w szaty
dłuższej formy literackiej, raczej nie dałabym rady wytrwać do końca. Bo o ile
Karolina Kaczkowska i Tomasz Czarny również nie wzbraniają się przed nielichymi
okropieństwami, tak od rodzimych autorów otrzymałam przynajmniej częściową
rekompensatę dzięki obecności innych składników, które bardziej mi odpowiadały.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Potrójne uderzenie
Autorzy:
Karolina Kaczkowska, Edward Lee, Tomasz Czarny
Wydawnictwo:
Dom Horroru
Liczba
stron: ok. 110
Bardzo mrocznie się to prezentuje ;)
OdpowiedzUsuńNo i mocne jest, jeśli chodzi o treść. :)
Usuńuwielbiam taki extreem:D
OdpowiedzUsuńTak więc powinny Ci pasować takie klimaty, jakie dominują w tej książce. :)
Usuńo nie to na penwo nie dla mnie, ja się strasznie stresuję ;o!
OdpowiedzUsuńTo specyficzna lektura, zwłaszcza środkowe opowiadanie, które jest totalnie przegięte.
UsuńNo to faktycznie muszą być mocne teksty...
OdpowiedzUsuńOwszem, a opowiadanie nr 2 to już w ogóle. :)
UsuńChce, ale boje sie
OdpowiedzUsuńNo jest drastycznie, fakt. Tyle że nie jest ten zbiór długi, więc można szybko przez niego przebrnąć.
UsuńW sumie znam tylko pana Lee ale może sięgnę po zbiorek kiedyś jak przyjdzie mi ochota na drastyczne opisy :P Nasi mówisz trochę delikatniejsi, może wypadałoby ich poznać :)
OdpowiedzUsuńTrochę łagodniejsi, acz też potrafią być bardzo mocni. :)
Usuń