wtorek, 8 września 2020

The Little Acre (PC) - recenzja

 

Sesja z The Little Acre przypomina pod pewnymi względami seans filmowy. Grafika tej urokliwej przygodówki wzbudza bowiem skojarzenia z klasycznymi, dwuwymiarowymi animacjami, jakimi to często raczyła nas niegdyś choćby słynna wytwórnia Walta Disneya. Fabuła gry ma zresztą w sobie coś z takich filmowych opowieści, które śledzą nie tylko młodsi, lecz również dorośli widzowie. Przystępne zagadki nie wywołują zaś momentów przestoju, a tym samym nie odrywają naszej uwagi od warstwy narracyjnej. Podążając dalej owym tropem, nie należy zapominać o czasie rozgrywki, porównywalnym do długości pełnometrażowego obrazu.

Omawiana pozycja to debiutancki projekt autorstwa Pewter Games Studios – niewielkiego zespołu deweloperskiego z Dublina. Wartą odnotowania ciekawostką jest przy okazji fakt, iż stanowisko producenta wykonawczego przypadło tutaj słynnemu Charlesowi Cecilowi od kultowej serii Broken Sword. W każdym razie, premiera The Little Acre miała miejsce w grudniu 2016 roku, obejmując swym zasięgiem komputery z systemami Windows, Mac OS i Linux, a także konsole Xbox One oraz PlayStation 4. Dostępność gry nie ograniczyła się jednak do wyżej wymienionych platform, gdyż później doszły jeszcze wersje dla sprzętu mobilnego (iOS, Android), plus edycja dedykowana Nintendo Switch.

 


Duet w dwóch światach

Akcja tej produkcji została częściowo osadzona w bliskim deweloperom kraju, bo w Irlandii. Mianowicie przeniesiemy się do lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, gdzieś z dala od zgiełku dużych miast. Pod dachem skromnego, wiejskiego domostwa, który to wybudowano w spokojnej i malowniczej okolicy, żyją sobie dwie główne i jednocześnie grywalne postacie – mężczyzna o imieniu Aidan, wraz ze swoją małoletnią córką Lily. Jeszcze całkiem niedawno mieszkał też z nimi wynalazca Arthur, skądinąd dość tajemniczy jegomość, a prywatnie ojciec Aidana i dziadek dziewczynki. Tyle że ów starszy pan przepadł – niestety – bez wieści. Co istotne, to właśnie sekrety Arthura niejako popchną protagonistów do działań, w których przyjdzie graczom uczestniczyć. Pierwsze kroki ku odkryciu prawdy poczyni syn zaginionego, w konsekwencji trafiając wkrótce do świata zwanego Clonfirą. Enigmatyczne uniwersum zwiedzi także Lily, która – zaskoczona nagłą nieobecnością swojego taty – nie omieszkuje ruszyć śladem Aidana.

Duet pierwszoplanowych bohaterów to niewątpliwie jeden z największych atutów tej przygodówki. Polubiłam zarówno Aidana, jak i Lily, acz oboje różnią się pod kątem osobowości, co – swoją drogą – też należy uznać za zaletę. Mężczyzna jest typem przeciętnego, lecz skromnego i sympatycznego człowieka, z którym łatwo się utożsamić. Natomiast jego latorośl to taka mała, żywiołowa spryciara. Jeżeli akurat nie śpi, dziewczynka potrafi mocniej tupnąć nóżką, będąc zarazem niczym istny wulkan energii. Co więcej, protagoniści inaczej postrzegają otaczającą ich rzeczywistość. Przykładowo, gdy Aidan znajdzie się w zupełnie obcym środowisku, pomyśli przede wszystkim o powrocie do domu, by nie zostawiać córeczki samej. A kiedy to młodziutka Lily postawi już stopę na terenie Clonfiry, do głosu dojdzie u niej dziecięca ciekawość świata.

 


Sprawnie nakreślona przygoda, …

Warto przy tym nadmienić, że twórcy regularnie przerzucają nas pomiędzy fragmentami z grywalnym Aidanem a takimi partiami, w których przejmujemy stery nad Lily. Ów zabieg okazał się kolejnym strzałem w dziesiątkę, pozytywnie wpływając na dynamikę narracji. Nie mówiąc o tym, że z powodzeniem uwypukla również wspomniany wcześniej kontrast charakterów. Jeśli chodzi o inne zalety fabuły, podobało mi się ponadto umiejętne dostarczanie odbiorcom zróżnicowanych emocji. Ekipa Pewster Games Studio znalazła wszak miejsce nie tylko dla wzruszających momentów czy mniej bądź bardziej niebezpiecznych chwil, ale i dla humoru. Ten ostatni występuje w sytuacyjnym wydaniu, czego bardzo dobrym przykładem jest scena z krzątającą się po domu Lily. Niektóre wyczyny dziewczynki o mało co nie przeradzają się wtedy w nielichy chaos, gdyby nie pomoc psa Dougala, urastającego w owej sekwencji do rangi swoistego mistrza drugiego planu.

 

… ale krótka i bez pełnego rozwinięcia skrzydeł

Szkoda jednak, że przedstawiona w The Little Acre historia, choć przyjemna, wciągająca i przyjazna dla osób w każdym wieku, kończy się tak szybko. Pozwolę sobie teraz nawiązać do moich słów ze wstępu, w którym napomknęłam, że długość tej przygodówki nie odbiega zbytnio od seansu filmowego. By być bardziej precyzyjną, dodam, iż przy pierwszym podejściu grę ukończyłam w 2 godziny. Odbiło się to trochę na scenariuszu, który co prawda  – jak już poprzednio zaznaczyłam – wzbudził we mnie generalnie pozytywne odczucia, lecz równocześnie z pewnością zyskałby na rozwinięciu wybranych wątków. Zwyczajnie chciałoby się głębiej wniknąć w wykreowaną na potrzeby tytułu rzeczywistość, a zwłaszcza poznać więcej detali na temat zagadkowej Clonfiry. Podobnie jest z samym zwieńczeniem. Bo mimo że finał zawiera punkt kulminacyjny i faktycznie zamyka snutą przez irlandzki zespół opowieść, to następuje dość nagle, prosząc się o rozszerzenie poszczególnych niuansów.

 


Prosta zabawa z duchem gatunkowych tradycji

Pod względem mechaniki, perypetie Aidana i Lily zrealizowane zostały w formie klasycznego point and clicka. Pecetowa wersja, na której bazuje moja recenzja, z udanym skutkiem stawia na taki model sterowania, jaki to cenią sobie miłośnicy standardowego podejścia do gatunku. Słowem, obsługa odbywa się przy użyciu sprawdzonej w tej materii myszki, zgodnie z zasadą „wskaż i kliknij”. Co się tyczy stopnia skomplikowania gameplayu, nie uświadczymy wymagających wyzwań. Poziom trudności dostosowano głównie do oczekiwań mniej doświadczonych przygodówkowiczów. Powinien on też odpowiadać takim osobom, którym zależy akurat na zagraniu w coś łatwiejszego – czy to dla czystego relaksu, czy to dla możliwości swobodnego popłynięcia z fabułą. No dobrze, a z jakiego rodzaju zagadkami się zmierzymy? Bezsprzeczny prym wiodą rozmaite zadania przedmiotowe, lecz mamy jeszcze prościutką i zabawną łamigłówkę z rozszyfrowywaniem tanecznych ruchów oraz pojedyncze wstawki z zapalaniem świateł. 

Co ważne, ekwipunek naszych podopiecznych nigdy nie pęka w szwach. Mała liczba przedmiotów, które w danym momencie niesiemy, zmniejsza więc ryzyko zacięcia się na dłużej, tym bardziej że nie przewidziano łączenia rekwizytów wewnątrz inwentarza. Ciężko także przegapić aktywne punkty na planszy, skoro zaczynają pulsować w pobliżu wskaźnika myszy. Nie trzeba nawet bezpośrednio najeżdżać na hotspoty kursorem, by zdradziły nam swoją obecność (oczywiście co innego z interakcjami – te nie obędą się już bez kliknięcia na konkretny punkt). Poruszając kwestię ułatwiających rozgrywkę zabiegów, nie wypada również pominąć systemu pomocy, który to ulokowano pod oddzielną zakładką w oknie ekwipunku. Wpierw widzimy tam jedynie aktualny cel, lecz możemy poprosić o pokazanie podpowiedzi. A po otrzymaniu takowej wskazówki, pojawia się dodatkowo propozycja wyświetlenia informacji z rozwiązaniem bieżącego problemu.

 


Urokliwa estetyka animacji

Jak oceniam oprawę audiowizualną? Ręcznie rysowana grafika w kreskówkowym stylu 2D jest tym aspektem The Little Acre, za sprawą którego czas spędzony przy owej produkcji przywodzi na myśl oglądanie tradycyjnego filmu animowanego. Czuć tu staranne podejście i dryg twórców do ładnego odmalowania obu światów, w jakich rozgrywa się akcja. Irlandzka sceneria cieszy wzrok sielskim klimatem, częstując nas zazwyczaj dość stonowanym doborem barw, wespół z elementami przyrody. Przyznam, że chętnie zawitałabym do takiego miejsca w poszukiwaniu wewnętrznego wyciszenia. Z kolei Clonfira została przystrojona sporą dawką morskiej kolorystyki i aurą osobliwości, którą to zapewniają dziwne urządzenia, zwierzęta oraz roślinność. Poza tym, sylwetki postaci przybierają w innym świecie kształt drobniutkich ciałek z dużymi głowami. Co do warstwy dźwiękowej, ta również nie wzbudza w ogólnym rozrachunku zastrzeżeń. Angielski dubbing to profesjonalna robota, a muzyka, mimo że nie zawiera zapadających w pamięć utworów, dobrze i subtelnie spełnia swoją ilustracyjną rolę, pasując do pokazywanych wydarzeń oraz otoczenia.

 

Summa summarum

Podsumowując, owoc prac irlandzkich deweloperów to sympatyczne i angażujące, lecz krótkie doświadczenie. Na pewno dałoby się wycisnąć coś więcej z ciekawych pomysłów, jakie zakiełkowały w głowach deweloperów. Bo w interesujących przygodach Aidana i Lily tkwi potencjał na bycie jeszcze lepszą, obszerniejszą historią oraz takim point and clickiem, który mógłby zaoferować bardziej skomplikowane zagadki. Niemniej to, co ostatecznie gracze otrzymali, spisuje się solidnie, pozwalając studiu Pewter Games zaliczyć zgrabny debiut.

 


24 komentarze:

  1. ja bym pograła w takie cudo:D dla odmóżdżenia po pracy w szkole...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta gra właśnie bardzo dobrze sprawdzi się w ramach odpoczynku po ciężkim dniu. :)

      Usuń
    2. ha to zatem dla mnie wypisz-wymaluj:)

      Usuń
  2. Jak mnie właśnie olśniło! Tyle czasu nie mogłam sobie przypomnieć nazwy point and click'a w którego grałyśmy za dzieciaka z siostrą. Broken Sword to jedno z moich wspomnień z dzieciństwa. Godzinami rozkminiałyśmy zagadki 😅😁 dzięki za przypomnienie. A The Little arc wygląda ciekawie, grafika naprawdę przyjemna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię Broken Sworda i mam do niego sentyment. :)

      Usuń
  3. Dawno w nic porządnego nie grałem ! A mój laptop był kupiony i pod gry. Pozdrawiam znad melisy i rumianku już :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam zatem nadzieję, iż znajdziesz ciekawe dla siebie tytuły, jeśli będziesz miał czas na granie. Również pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Gra wydaje się ciekawa, chociaż troszkę nie jestem przekonana ze względu na czas oraz lekko niewykorzystany potencjał, o którym piszesz. Na tę chwilę muszę mocniej skupić się na czytaniu - poza tym kompletnie wsiąkłam znowu w Battlefronta 2 i od dwóch tygodni nie gram w nic innego. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie jesteś do końca przekonana, to na razie nie ma co się zmuszać, zwłaszcza że teraz wolisz poczytać, a z gier co innego pochłania Twój czas. The Little Acre możesz ewentualnie rozważyć, kiedy trafi się duża promocja. :)

      Usuń
  5. Bardzo ładna grafika, myślę, że fajnie by mi się grało w tą grę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne takie, dla relaksu :) mnie nie zależy na oszałamiających grafikach, więc mogłabym się spokojnie wkręcić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla odprężenia w sam raz, zwłaszcza że rozgrywka nie jest skomplikowana. :)

      Usuń
  7. wygląda na przyjemną i szkoda, że tak szybko się kończy - wszystko co z Irlandią w tle budzi moje zainteresowanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I faktycznie jest przyjemna, lecz również żałuję, że nie okazała się dłuższa.

      Usuń
  8. NIe przekonała mnie do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ładnie wygląda, szkoda, że krótka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też żałuję, iż czas rozgrywki nie okazał się dłuższy. Dzięki temu można było jeszcze bardziej rozbudować fabułę, a także zagadki.

      Usuń
  10. Fajnie kiedy gra opowiada jaką wciągającą historię, szkoda, że ta taka krótka bo faktycznie po to są tego typu gry by historie mogły być lepiej rozbudowane niż filmy. A animowana grafika świetna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też żałuję, że gra nie jest dłuższa, jak zresztą już pisałam w recce. Może kiedyś twórcy zrobią kolejną przygodówkę, która będzie bardziej rozbudowana. Bo widać, że czują ten gatunek. Co do tego typu grafiki, podoba mi się w niej też to, że dobrze znosi upływ czasu. Wystarczy zresztą spojrzeć na słynne klasyczne animacje w 2D, które wciąż się bardzo dobrze ogląda. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.