Nastoletnia impreza na wyspie, gdzie kontakt ze światem zewnętrznym jest mocno utrudniony czy wręcz praktycznie niemożliwy. To raczej nie wróży nic dobrego… Bynajmniej nie chodzi przy tym wyłącznie o problemy z ewentualnym uzupełnieniem niedoborów w barku lub ze sprawdzaniem mediów społecznościowych. Ale czemu tu się dziwić, skoro mowa o książce pt. „Zabójcze gry” z cyklu "Ulica strachu".
O tym, że na kartach powieści pojawią się kłopoty, wiadomo już od samego początku. Nie tylko z uwagi na tytuł utworu bądź uprzednie przeczytanie opisu z tyłu okładki. R. L. Stine, autor książki, przygotował bowiem specjalne wprowadzenie, by złowróżbnie wspomnieć m.in. o rodzinie Fearów z fikcyjnego amerykańskiego miasteczka Shadyshide oraz o niepokojących plotkach na temat owej familii. A gdy zaczyna się właściwa fabuła, bezpośrednio do głosu dochodzi główna bohaterka – licealistka o imieniu Rachel, która to zaczyna opowiadać o przedstawionych wydarzeniach, wiedząc już, że wzięła udział w koszmarze.
Co natomiast łączy protagonistkę z wyżej wymienionym rodem? Ano 17-letnie dziewczę od dawna wzdycha cichaczem do szkolnego kolegi Brendana Feara. Kiedy więc Rachel zostaje zaproszona przez tego chłopaka na jego osiemnastkę, podekscytowana nastolatka zachowuje się, jakby złapała Pana Boga za nogi. Ochodzo zgadza się przybyć na imprezę, a opowieści o ciążącym nad Fearami przekleństwie traktuje jako nieszkodliwe legendy. W każdym razie, zabawa odbywa się na należącej do rodziny solenizanta wyspie. Pomimo braku zasięgu, goście nie muszą narzekać na brak zajęć, gdyż Brendan przyszykował dla nich różne gry. Niemniej te najwyraźniej stają się dosłownie zabójcze. Czyżby na imprezę wbił ktoś jeszcze i – na domiar złego – z zamiarem solidnego uszczuplenia balangującego grona? A może to klątwa urządziła sobie swoiste żniwa?
Historia felernej osiemnastki została napisana zwięzłym i całkiem plastycznym językiem. Ulokowana na wyspie rezydencja jawi się po trosze jako taki dom strachów, a to przez chociażby towarzyszącą Fearom (nie)sławę czy motyw rozrywki, która nabiera wkrótce groźnego charakteru. Izolacja głównego miejsca akcji sprzyja zaś osaczeniu książkowych postaci. Co prawda fabuła wydaje się, z jednej strony, dość prosta, lecz z drugiej, regularnie wyskakują na kartach utworu kolejne znaki zapytania. I do pewnego momentu sposób, w jaki autor prezentuje wymyślone przez siebie wydarzenia, ogólnie nieźle zdaje egzamin, odznaczając się zarazem szybkim tempem. Szkoda jednak, iż R. L. Stine pokusił się na dalszym etapie o jeden fabularny twist za dużo, w efekcie znacznie osłabiając później moje zainteresowanie, zamiast je podkręcić.
Podkreślić należy, że „Zabójcze gry” są publikacją o nastolatkach i dla nastolatków. Wyraźnie czuć to w trakcie lektury. Można zatem wybaczyć naiwność głównej bohaterki w wybranych kwestiach, bo kto miał za młodu motylki w brzuchu, ten wie, że potrafią one mocno wytłumić tzw. głos rozsądku. Swoją drogą, zauważyłam, że Rachel, opisując różne postacie, ma skłonność do zwracania uwagi na ich wygląd damskim okiem, tj. nie omieszkuje poinformować o ubiorze innych dziewczyn. To akurat też nie było sztuczne, podobnie jak sygnalizowany w powieści fakt, że młodzież lubi np. przekomarzać się, flirtować (na serio lub żartobliwie) czy zwyczajnie imprezować.
Reasumując, czytelnicy z docelowej grupy odbiorców, czyli rówieśnicy Rachel i jej szkolnych znajomych oraz troszkę młodsze osoby, mogą ewentualnie sięgnąć po tę pozycję w ramach rozgrzewki przed bardziej wymagającymi tytułami. Pewne rzeczy wypadły tutaj przyzwoicie, inne, niestety, słabiej. A w ogólnym rozrachunku to lekka opowieść z dreszczykiem, która łatwo wchodzi i równocześnie dość szybko wylatuje po skończonej lekturze z pamięci.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Zabójcze gry
Tytuł oryginalny: Party Games
Cykl: Ulica Strachu
Autor: R. L. Stine
Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 360
Zapisuję sobie tytuł Julito :-) .
OdpowiedzUsuńok :)
UsuńNie chce dodawać komentarzy, a chciałem napisać, że będę miał na względzie. Pozdrawiam po środowym zabieganym poranku :-) .
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam. Swoją drogą, dziś od rana miałam wrażenie, że jest poniedziałek, a nie środa. Majówka zrobiła swoje :)
UsuńCzytałam dwie części z tej trylogii- która jest co prawda nie łącząca się ze sobą wątkami, jednak należy do ulicy strachu.
OdpowiedzUsuńZabójcze gry były ok, chociaż szału nie było. Bo jak sama zauważyłaś, grupa docelowa nadaje już na nieco innych falach;)
Są jeszcze inne części tego cyklu. To w ogóle bardzo obszerna seria. W bibliotekach kiedyś upolowałam stare wydania innych książek tego autora. :)
UsuńHmm... okładka i sam opis bardzo mnie przekonują, ale jak tak przeczytałam Twoją recenzję to mój entuzjazm trochę się ostudził- książkę jednak dodałam do listy czytelniczej bo lubię bardzo motyw gier :-)
OdpowiedzUsuńNie jest to jakiś hicior, ale też na pewno nie porażka.
UsuńTo takie trochę jak wiele filmów z bohaterami nasto ... choć widzę, że jest ok
OdpowiedzUsuńBez szału, ale można przeczytać i nawet wciągnąć się w lekturę.
UsuńCzasem takie odstresowanie jest konieczne
UsuńDokładnie tak.
Usuńa może i się skuszę na ową lekturę:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz zadowolona, jeśli się zdecydujesz. Nie jest to szczególnie wybitna książka, ale zła też nie jest. Ot, taka rozrywka do przeczytania i zapomnienia. :)
Usuńmam obecnie dużo wolnego czasu to czytam różne rzeczy xd
UsuńRozumiem. :)
UsuńMłodszym czytelnikom z pewnością przypadnie do gustu :)
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że tak :)
Usuń