Moda na odświeżanie starszych tytułów od dawna trwa w najlepsze, w związku z czym regularnie jesteśmy raczeni remake’ami mniej bądź bardziej znanych pozycji. Dla producentów oraz wydawców to dobra okazja na podreperowanie firmowego budżetu w szybszy i pewniejszy sposób niż w przypadku wprowadzania nowych marek. Ubranie gry w nowe szaty przynosi również nadzieję na powiększenie fanklubu danego projektu oraz jego autorów. Do takich upiększonych produkcji zalicza się m.in. The Shivah: Kosher Edition z 2013 r. Miłośnicy twórczości Wadjet Eye Games mogą jednak spać spokojnie, gdyż nowojorska ekipa nie zmieniła swoich graficznych przyzwyczajeń.
Przygodówka The Shivah trafiła pierwotnie do sprzedaży w 2006 r. i była pierwszym komercyjnym projektem Dave’a Gilberta oraz jego studia Wadjet Eye Games. Firmy tej nie trzeba przedstawiać osobom, które gustują w staromodnej oprawie wizualnej. Wszak styl pixel art stanowi domenę zespołu pod egidą Gilberta. Gry amerykańskiego dewelopera mają zresztą do zaoferowania coś więcej poza archaiczną grafiką, będącą wabikiem na wielbicieli point and clicków z dawnych lat. Do innych atutów pozycji ze stajni Wadjet Eye Games należy ciekawy scenariusz, o czym przekonałam się dzięki paranormalno-detektywistycznej serii Blackwell. Dlatego też z zapałem zabrałam się do testowania The Shivah: Kosher Edition, licząc na co najmniej równie interesującą historię.
Kłopoty rabina Russela
Tytułowa sziwa to termin zaczerpnięty z religii judaistycznej i odnosi się do siedmiodniowej żałoby. Twórcy nieprzypadkowo nadali taką nazwę swojej produkcji. Otóż fabuła przygodówki została osadzona w środowisku wyznawców judaizmu, a ponadto kręci się wokół śmierci pewnego człowieka. Gracz kieruje tutaj poczynaniami rabina Russela Elijaha Stone’a, który stoi na czele synagogi B’nai Ben-Zion, położonej na terenie Manhattanu. Naszego protagonistę poznajemy w chwili, kiedy przechodzi ciężki okres w życiu. Mężczyzna ubolewa nad kondycją współczesnego świata, a także zmaga się z dylematami natury etycznej i światopoglądowej. Na dokładkę, cyniczna postawa Russela przekłada się na jego obowiązki w roli duchowego przywódcy. Postępujące zgorzknienie sprawia, że kazania rabina są zbyt pesymistyczne i odstraszają wiernych. W końcu któż chciałby uczęszczać do domu modlitwy, gdzie spotyka się z podważaniem sensu wiary zamiast otrzymać pociechę?
Kierowana przez rabina Stone’a wspólnota znajduje się zatem w rzeczywiście kiepskim położeniu. Na domiar złego, synagoga boryka się z poważnymi problemami finansowymi, zaś odpływ społeczności tylko pogarsza całą sytuację. Nagle pojawia się jednak szansa na poprawę warunków materialnych zgromadzenia. Russel otrzymuje wiadomość o pokaźnej sumie pieniędzy, którą zapisał mu w spadku niejaki Jack Lauder. Mimo że nazwisko nieboszczyka nie jest obce głównemu bohaterowi, informacja o schedzie zaskakuje rabina. Lauder należał niegdyś do jego wspólnoty, lecz opuścił ją kilka lat temu w niezbyt miłej atmosferze. Od tamtego czasu mężczyźni nie utrzymywali już ze sobą kontaktu. Dlaczego w takim razie Jack umieścił w testamencie Russela? Prawdopodobnie wiele osób nie zaprzątałoby sobie głowy tego typu niejasnościami i z radością przyjęłoby niespodziewany spadek, ale nie rabin Stone. Kapłan nie potrafi myśleć o tej sprawie jak o przysłowiowej mannie z nieba. Czuje, iż nie zasłużył na takie zrządzenie losu. W samych pieniądzach widzi natomiast coś nieczystego, zwłaszcza że dawny znajomy padł ofiarą morderstwa. W obliczu zaistniałych okoliczności, mężczyzna rozpoczyna prywatne śledztwo w celu odkrycia prawdy, jaka kryje się za śmiercią Laudera oraz otrzymanymi dolarami.
Refleksyjna zagadka zbrodni
Kryminalna intryga w The Shivah została zgrabnie nakreślona i nie straszy odbiorców nielogicznościami. Pod względem fabularnym gra powinna więc usatysfakcjonować fanów detektywistycznych opowieści. Warto przy tym zaznaczyć, iż historia rabina Russela nie jest kryminałem jakich wiele. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że to swoisty znak firmowy scenariuszy w grach od Wadjet Eye Games. Dochodzenia, jakie przeprowadzaliśmy w sadze Blackwell, różniły się przecież od tradycyjnych śledztw. Ów cykl kładł silny nacisk na zjawiska paranormalne, a rozwiązywanie zagadek przypadało w udziale medium oraz duchowi. Tymczasem The Shivah wzbogaca klasyczną zabawę w detektywa poprzez dodanie silnej warstwy filozoficznej. W przygodówce nie brakuje bowiem rozważań na temat sprawiedliwości, moralności, odpowiedzialności oraz wiary. Na dodatek, religijna otoczka wyróżnia niezależną produkcję w branży wirtualnej rozrywki, ponieważ twórcy gier nieczęsto traktują tego rodzaju wątki w tak poważny sposób jak nowojorscy deweloperzy.
Na czym polega praca rabina
Co się tyczy sterowania, odbywa się ono na takich samych zasadach jak w serii Blackwell oraz we większości pozycji z gatunku point and click. Grę obsługujemy głównie przy użyciu gryzonia, co jest rzeczą banalnie łatwą do opanowania. Podobnie jak w sztandarowym cyklu od Wadjet Eye Games, ekwipunek umiejscowiono w górnej części ekranu, a jego zawartość wyświetli się w momencie, gdy skierujemy tam wskaźnik myszy. Na pasku schowka znajdziemy również otwierający menu opcji przycisk oraz zakładkę z listą wskazówek, które zdobędziemy w trakcie śledztwa. Oprócz tego, przyjdzie nam sięgnąć po klawiaturę, aby zalogować się do komputera tudzież surfować po sieci w poszukiwaniu niezbędnych danych.
Gameplay w The Shivah prezentuje się dość skromnie. Nie nastawiajcie się, że spędzicie przy tej produkcji dużo czasu. Zaliczenie całości powinno zająć mniej więcej półtorej godziny. Cóż, gra mogła być dłuższa, trudniejsza zresztą też. W ekwipunku zgromadzimy bodajże trzy obiekty, z których dwa posiadamy już na samym początku zabawy. Okno wskazówek może pomieścić maksymalnie cztery tropy, a możliwość ich łączenia przyda nam się zaledwie jeden raz. Na szczęście, nieźle wypadają zadania polegające na logowaniu się do komputera, aczkolwiek cechują się niskim stopniem skomplikowania. Kluczem do sukcesu w tzw. zagadkach informatycznych okazuje się przeglądanie różnych dokumentów bądź uważne śledzenie rozmowy. A skoro już jestem przy konwersacjach, nie wypada mi zlekceważyć ich obecności, tym bardziej że zakończenie zależy od podjętych przez gracza decyzji. Perypetie Russela Stone’a zawierają także całkiem sporo dialogów, w których wskażemy ton naszych wypowiedzi. Charakterystyczny składnik owych wyborów stanowi rabiniczna odpowiedź pytaniem na pytanie. Poza tym, autorzy pokusili się o inspirowaną Małpią Wyspą walkę, w której liczą się słowa zamiast sprawności fizycznej.
Audiowizualny lifting
Podejmując się opracowania Kosher Edition, ekipa z Wadjet Eye Games postanowiła odświeżyć audiowizualną stronę przygodówki. I choć The Shivah w dalszym ciągu funduje nam sentymentalną podróż do wczesnych lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, w swoim nowym wcieleniu wygląda bez porównania ładniej od pierwowzoru. Zadbano o większą liczbę detali oraz głębię kolorów zarówno w przypadku lokacji, jak i postaci, włącznie z portretami bohaterów, które wyświetlają się w czasie rozmów. Przy tworzeniu plansz zastosowano stonowane barwy, dzięki czemu grafika współgra z poważnym nastrojem opowieści. W zgodzie z fabułą pozostają również skomponowane na potrzeby gry melodie, które odznaczają się melancholijnym i nieco żałobnym charakterem.
The Shivah: Kosher Edition to interesująca przygodówka w stylu retro, która zwraca na siebie uwagę udanym połączeniem kryminału z wątkami religijnymi oraz filozoficznymi. Szkoda tylko, że produkcja nie okazała się bardziej rozbudowana i wymagająca pod względem rozgrywki. Ponadto gra autorstwa amerykańskiego studia jest stanowczo zbyt krótka, a przecież nie mamy tutaj do czynienia z epizodycznym projektem. Niemniej jednak warto zapoznać się z rozterkami rabina Russela Elijaha Stone’a, zwłaszcza jeżeli z rozrzewnieniem wspominacie rozpikselowane obrazki z dawnych lat.
PLUSY:
nietuzinkowa fabuła + kilka możliwych zakończeń + skok graficzny w stosunku do wydania z 2006 r. + podkreślająca klimat oprawa audio-wizualna
MINUSY:
za krótka - mogła być trochę trudniejsza - słabe wykorzystanie ekwipunku oraz okna wskazówek
Ocena: 6/10
---------------------------------------------------
Powyższa recenzja jest jednym z moich starszych tekstów. Pierwotnie opublikowałam ją 9 stycznia 2014 roku na łamach portalu Adventure Zone, lecz zdecydowałam się zamieścić ów artykuł również na swoim na blogu.
No cóż. Słaba ocena.
OdpowiedzUsuń6 to nie jest jeszcze źle. Ot, niezła gra, choć mogła być lepsza oczywiście :)
UsuńFaktycznie - słaba ocena, ale prezentuje się i tak dość klimatycznie, pozdrawiam Julto :-) .
OdpowiedzUsuń6 to nie jest jeszcze zła ocena, acz wiadomo - najlepsza też nie. Wg mnie warto jednak dać jej szansę, lecz bez nastawiania się na ósmy cud świata. Szczególnie jak trafi się korzystna promocja.
UsuńHmmm mnie już sama grafika i kolorytyska zniechęca. Jakaś taka, nie wiem. W niektóre od popatrzenia chce się zagrać 😃
OdpowiedzUsuńMnie akurat ta grafika nie przeszkadza. Generalnie lubię pixel art, acz też zależy, jaki. Ten akurat spoko, choć nie jest to najładniejsza gra w tym stylu, jaką miałam okazję poznać. Niemniej taką retro grafikę trzeba lubić. :)
UsuńRemaki to łatwa szansa na sukces i jednocześnie ryzyko. Jak się starym fanom nie spodoba, to mogą nieźle zepsuć opinię. Ale jest też szansa trafić do nowych odbiorców. Ja na przykład o grze nie słyszałam. Tematyka ciekawa, nie spodziewałam się motywów religijnych. Aż mam ochotę poznać historie tego tajemniczego spadku :)
OdpowiedzUsuńTu akurat remake był potrzebny - nie grałam w starą wersję, ale widziałam kiedyś screeny i cóż, pierwowzór wybitnie urodą nie grzeszy. :)
Usuń