środa, 26 października 2016

Blameless (PC) - recenzja

To miało być takie szybkie i korzystne zlecenie! Innymi słowy, łatwa kasa, mało roboty. Niestety, rzeczywistość grubo rozminęła się z oczekiwaniami Malcolma Garretta, architekta pracującego jako wolny strzelec. Pół biedy, gdyby chodziło tylko o Janusza Biznesu, który szukałby darmowego robola, z cwaniacką werwą wymigując się od płacenia…

Gwoli ścisłości, wynajmujący Malcolma facet i tak nie zamierza uszczuplać sobie zbytnio portfela, zwłaszcza w obliczu dalszego rozwoju wypadków. Ale zacznijmy od samego początku. Wymieniony na wstępie architekt to główny i zarazem grywalny bohater darmowej produkcji Blameless, za którą odpowiada Vaclav Hudec. Protagonistę poznajemy w momencie, kiedy zostaje poproszony o przygotowanie projektów z myślą o pewnej, niedokończonej jeszcze, posiadłości. Co prawda mężczyzna jest zdziwiony wymogiem niemalże natychmiastowego wyjazdu, lecz nie oponuje, kierując się zasadą „Klient nasz Pan”. Tak więc zleceniodawca zawozi go na miejsce, które trudno uznać za urokliwą okolicę. Najgorsze jednak dopiero przed Malcolmem. Gdy ten zauważa na terenie parceli ślady krwi, jego towarzysz w międzyczasie zaczaja się od tyłu i przydzwania biedakowi pałką w łeb.

Właściwa akcja startuje wraz z powrotem naszego podopiecznego do przytomności, a było to możliwe, gdyż kijaszek, choć solidny, nie posiadał mocy równej niesławnej Lucille z „The Walking Dead”. W każdym razie, marzenia o zarobku odchodzą w niebyt, ustępując pola rozważaniom o tym, jak by się stąd wyrwać. Zadanie niełatwe, bo przecież niedoszły pracodawca nie zostawił otwartych drzwi. Dlatego też Malcom uważnie rozgląda się po bieżącym pomieszczeniu za potencjalną drogą ucieczki, w czym pomogą walające się tu i ówdzie narzędzia czy inne graty. Potem zaś pobuszujemy po pozostałych zakamarkach feralnej działki. Przy okazji dokonamy kolejnych nieprzyjemnych odkryć, których, z racji krótkiego czasu rozgrywki, nie uświadczymy w ilościach hurtowych, ale za to nie powinniśmy narzekać na atmosferę ani na warstwę narracyjną. Skromny scenariusz nadrabia pomysłowymi rozwiązaniami, na czele z finałem, każącym spodziewać się kontynuacji.

Jak zasygnalizowałam przed chwilą, ukończenie Blameless nie zabierze wielu godzin z życiorysu. Ba, nawet jednej, albowiem na przejście produkcji trzeba zarezerwować 20-50 minut. Wszystko zależy od tego, jak bardzo zagłębimy się w eksplorację otoczenia. Przyznam bez bicia, że pragnęłam czym prędzej stamtąd zwiać. A wiecie, co mnie do tego nakłoniło? Paskudne uczucie wylądowania na obcym zakuprzu, pod osłoną nocy i w zamknięciu pośród porozrzucanych materiałów budowlanych. W związku z tym wolałam nie ociągać się z rozwiązywaniem nieskomplikowanych zagadek środowiskowych, pilnie wypatrując przedmiotów, które popchnęłyby mnie do przodu. Duże brawa za wykreowanie sugestywnego nastroju.

Śmigająca na silniku Unity grafika nie jest szczytem technologicznego popisu, ale w ogólnym rozrachunku daję radę. Co najistotniejsze, sceneria, jaką zaserwował nam deweloper, z powodzeniem podkreśla klimat zaszczucia. Intro i outro stoją w opozycji do trójwymiarowego środowiska gry, ponieważ statyczne cutscenki zrealizowano w formie estetycznych szkiców ołówkowych. Oprawie wizualnej towarzyszy nienajgorsze udźwiękowienie, acz przydałby się trochę lepszy angielski voice acting. Można jednak przymknąć na to oko (albo raczej ucho) ze względu na niekomercyjny charakter projektu. A gdyby autor całkowicie odpuścił sobie dogrywanie głosów, również nie miałabym do niego nadmiernego żalu.

Z takim też nastawieniem podeszłam do testowania Blameless, lecz nie ukrywam, że przy większym szlifie produkcja dodatkowo by zyskała, pomimo i tak już niezłej jakości. Podoba mi się ponadto postawa twórcy, który aktywnie reaguje na odzew odbiorców, a co za tym idzie – wypuszcza poprawiające błędy łatki, zamiast uznać, że powinniśmy zadowolić się samym faktem udostępnienia gry za darmo. Jeżeli zatem kusi was perspektywa doświadczenia atmosfery niepokoju i osaczenia, zachęcam do sprawdzenia propozycji od Vaclava Hudeca, szczególnie że nic to nie kosztuje.



------------------------------------------------
Steamowa karta produktu mieści się pod tym adresem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.