czwartek, 19 lutego 2015

"Śmiertelna głębia" - recenzja




Swego czasu Kevin Costner postanowił zatańczyć z wilkami, zgarniając w kinach pokaźną sumę pieniędzy. Co więcej, owe pląsy okazały się tak owocne, że przyniosły produkcji z 1990 r. deszcz nagród, z kilkoma Oscarami na czele. W 2012 r. miała z kolei miejsce premiera „Śmiertelnej głębi”, w której to Halle Berry ruszyła w tany z rekinami. Niestety, tego dansingu nie można nazwać udanym…

Wyreżyserowany przez Johna Stockwella film opowiada o losach pani nurek Kate Mathieson, której specjalność stanowi pływanie z rekinami. Kobieta kocha swoje zajęcie i nie boi się podejmować ryzyko, widząc w groźnych drapieżnikach fascynujące istoty. Nadchodzi jednak dzień, kiedy życie naszej protagonistki legnie w gruzach za sprawą pewnej tragedii. W trakcie kręcenia materiału filmowego pod wodą, rekin zabija jednego z członków zespołu Kate. Śmierć współpracownika i zarazem przyjaciela wstrząsa główną bohaterką, z której uchodzi dawna pasja. Załamana wypadkiem porzuca nurkowanie, stając się cieniem samej siebie.

Jako że trzeba z czegoś żyć, pani Mathieson wykonuje inny zawód, aczkolwiek również związany z pływaniem. Mianowicie organizuje rejsy na kapsztadzkich wodach, pokazując okoliczne atrakcje (łodzie, wieloryby itd.). Niestety, biznes się nie kręci, ponieważ w swoim programie nie uwzględnia rekinów. W efekcie oferta bohaterki wydaje się turystom mniej ekscytująca od konkurencyjnych propozycji. Owa praca nie daje też satysfakcji samej Kate, lecz kobieta twardo tkwi we własnej traumie. Przyduszona brakiem pieniędzy godzi się w końcu przyjąć dobrze płatne zlecenie. Namawia ją do tego Jeff, kamerzysta z dawnej ekipy nurków, a prywatnie małżonek, z którym przestała utrzymywać kontakty po feralnym incydencie. To właśnie on poznaje ją z biznesmenem pragnącym pływać z żarłaczami bez chowania się w klatkach. Tak więc Kate prędzej czy później będzie musiała stawić czoła swoim lękom.

Z jednej strony, „Śmiertelna głębia” wpisuje się w nurt obrazów wykorzystujących motyw starcia człowieka z rekinami. Z drugiej – próbuje położyć silny nacisk na wątki psychologiczne i prywatne dramaty bohaterów. Szkoda tylko, że produkcja zawodzi na każdym z tych pól. Jeśli chodzi o żarłacze, ich udział jest stanowczo niewystarczający, a kiedy pojawiają się na ekranie, nie wywołują spodziewanych emocji. Film Stockwella sromotnie przegrywa z kultowymi „Szczękami” Stevena Spielberga oraz „Piekielną głębią” Renny’ego Harlina, która trzymała w napięciu pomimo paru głupotek fabularnych. Teoretycznie solidny zastrzyk adrenaliny powinniśmy otrzymać już na wstępie, który przedstawia tragiczne w skutkach nurkowanie. W udanym dziele siedzielibyśmy jak na szpilkach, oczekując kulminacyjnego punktu prologu. Tymczasem temperatura w początkowych minutach jest co najwyżej letnia, zaś potem spada niemalże do zera. Akcja ożywa dopiero w momencie, kiedy bohaterowie trafiają do Alei Rekinów. Niemniej jednak następuje to stanowczo za późno, przez co zupełnie nie obchodził mnie ich los.

Psychologiczny aspekt filmu skupia się wokół traumy głównej protagonistki oraz spięć pomiędzy uczestnikami wyprawy, które królują w środkowej i zarazem zdecydowanie za długiej części obrazu. Do najostrzejszych konfliktów dochodzi na linii Kate – biznesmen Brady, Kate – Jeff, a także Brady – jego syn Luke. Mąż pani Mathieson stara się przekonać swoją połowicę o korzyściach, jakie daje szybki zarobek. Liczy też, że kobieta do niego wróci. Ekspertka od nurkowania woli z kolei nie ryzykować, co nie podoba się ani Jeffowi, ani Brady’emu. Kate tłumaczy bogaczowi, iż pływanie z rekinami poza klatką wymaga lat doświadczenia. Zarozumiały Brady pozostaje natomiast głuchy na takie uwagi, uznając, że pluskanie się w pobliżu żarłaczy to ostateczna próba odwagi. Opinia mężczyzny jest również zarzewiem sporu z własnym synem, którego nie pociągają ekstremalne doznania. Wszystkie te niesnaski grzęzną jednak w ogromie nudy, jaka wylewa się z ekranu. O wiele więcej dramaturgii zawierają zatargi, które serwują nam scenarzyści południowoamerykańskich telenowel.

Chociaż produkcja nie obfituje w sceny z rekinami na pierwszym planie, nie brakuje w nim podwodnych zdjęć. Te zostały zresztą bardzo dobrze zrobione, podobnie jak fragmenty, w których widać powierzchnię wody na tle zachodzącego słońca itp. Mimo wszystko nie ratują one całego filmu, tym bardziej że czasami są niepotrzebnie przeciągane, wzmagając uczucie znużenia. Jeśli więc najdzie Was ochota na ładne przyrodnicze obrazki, lepiej pooglądać programy na kanałach typu National Geographic czy Animal Planet. Takie seanse mają przecież nie tylko walory rozrywkowe, lecz również edukacyjne. Poza tym, mogą rozczarować się ci, którzy liczą na dużo momentów pokazujących Halle Berry w skąpym bikini. Aktora nurkuje odziana w obowiązkowy kombinezon, zaś w kostiumie kąpielowym ujrzymy ją zaledwie kilka razy na statku.

Folderowe widoczki i uroda Halle Berry nie zdołały przykryć szeregu wad obrazu Johna Stockwella. „Śmiertelna głębia” to po prostu słaby film, który wystawia cierpliwość widzów na ciężką próbę. Nie warto tracić na niego czasu, mając pod ręką inne tytuły do obejrzenia. Wprawdzie istnieją gorsze koszmarki, ale po co się męczyć? A jeśli koniecznie musicie sięgnąć po ową produkcję, zróbcie to wyłącznie na własną odpowiedzialność.


Ocena: 3/10


Tytuł polski: Śmiertelna głębia
Tytuł oryginalny: Dark Tide
Reżyseria: John Stockwell
Scenariusz: Ronnie Christensen, Amy Sorlie
Obsada: Halle Berry, Olivier Martinez, Ralph Brown, Luke Tyler
Gatunek: dramat, przygodowy, thriller
Produkcja: RPA, USA
Rok produkcji: 2012
Czas trwania: 114 minut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.