Swego czasu
Kevin Costner postanowił zatańczyć z wilkami, zgarniając w kinach pokaźną sumę
pieniędzy. Co więcej, owe pląsy okazały się tak owocne, że przyniosły produkcji
z 1990 r. deszcz nagród, z kilkoma Oscarami na czele. W 2012 r. miała z kolei
miejsce premiera „Śmiertelnej głębi”, w której to Halle Berry ruszyła w tany z
rekinami. Niestety, tego dansingu nie można nazwać udanym…
Wyreżyserowany
przez Johna Stockwella film opowiada o losach pani nurek Kate Mathieson, której
specjalność stanowi pływanie z rekinami. Kobieta kocha swoje zajęcie i nie boi
się podejmować ryzyko, widząc w groźnych drapieżnikach fascynujące istoty.
Nadchodzi jednak dzień, kiedy życie naszej protagonistki legnie w gruzach za
sprawą pewnej tragedii. W trakcie kręcenia materiału filmowego pod wodą, rekin
zabija jednego z członków zespołu Kate. Śmierć współpracownika i zarazem
przyjaciela wstrząsa główną bohaterką, z której uchodzi dawna pasja. Załamana
wypadkiem porzuca nurkowanie, stając się cieniem samej siebie.
Jako
że trzeba z czegoś żyć, pani Mathieson wykonuje inny zawód, aczkolwiek również
związany z pływaniem. Mianowicie organizuje rejsy na kapsztadzkich wodach,
pokazując okoliczne atrakcje (łodzie, wieloryby itd.). Niestety, biznes się nie
kręci, ponieważ w swoim programie nie uwzględnia rekinów. W efekcie oferta
bohaterki wydaje się turystom mniej ekscytująca od konkurencyjnych propozycji. Owa
praca nie daje też satysfakcji samej Kate, lecz kobieta twardo tkwi we własnej
traumie. Przyduszona brakiem pieniędzy godzi się w końcu przyjąć dobrze płatne
zlecenie. Namawia ją do tego Jeff, kamerzysta z dawnej ekipy nurków, a
prywatnie małżonek, z którym przestała utrzymywać kontakty po feralnym
incydencie. To właśnie on poznaje ją z biznesmenem pragnącym pływać z
żarłaczami bez chowania się w klatkach. Tak więc Kate prędzej czy później
będzie musiała stawić czoła swoim lękom.
Z
jednej strony, „Śmiertelna głębia” wpisuje się w nurt obrazów wykorzystujących
motyw starcia człowieka z rekinami. Z drugiej – próbuje położyć silny nacisk na
wątki psychologiczne i prywatne dramaty bohaterów. Szkoda tylko, że produkcja
zawodzi na każdym z tych pól. Jeśli chodzi o żarłacze, ich udział jest
stanowczo niewystarczający, a kiedy pojawiają się na ekranie, nie wywołują
spodziewanych emocji. Film Stockwella sromotnie przegrywa z kultowymi
„Szczękami” Stevena Spielberga oraz „Piekielną głębią” Renny’ego Harlina, która
trzymała w napięciu pomimo paru głupotek fabularnych. Teoretycznie solidny
zastrzyk adrenaliny powinniśmy otrzymać już na wstępie, który przedstawia tragiczne
w skutkach nurkowanie. W udanym dziele siedzielibyśmy jak na szpilkach,
oczekując kulminacyjnego punktu prologu. Tymczasem temperatura w początkowych
minutach jest co najwyżej letnia, zaś potem spada niemalże do zera. Akcja ożywa
dopiero w momencie, kiedy bohaterowie trafiają do Alei Rekinów. Niemniej jednak
następuje to stanowczo za późno, przez co zupełnie nie obchodził mnie ich los.
Psychologiczny
aspekt filmu skupia się wokół traumy głównej protagonistki oraz spięć pomiędzy uczestnikami
wyprawy, które królują w środkowej i zarazem zdecydowanie za długiej części
obrazu. Do najostrzejszych konfliktów dochodzi na linii Kate – biznesmen Brady,
Kate – Jeff, a także Brady – jego syn Luke. Mąż pani Mathieson stara się
przekonać swoją połowicę o korzyściach, jakie daje szybki zarobek. Liczy też,
że kobieta do niego wróci. Ekspertka od nurkowania woli z kolei nie ryzykować,
co nie podoba się ani Jeffowi, ani Brady’emu. Kate tłumaczy bogaczowi, iż
pływanie z rekinami poza klatką wymaga lat doświadczenia. Zarozumiały Brady
pozostaje natomiast głuchy na takie uwagi, uznając, że pluskanie się w pobliżu
żarłaczy to ostateczna próba odwagi. Opinia mężczyzny jest również zarzewiem
sporu z własnym synem, którego nie pociągają ekstremalne doznania. Wszystkie te
niesnaski grzęzną jednak w ogromie nudy, jaka wylewa się z ekranu. O wiele
więcej dramaturgii zawierają zatargi, które serwują nam scenarzyści
południowoamerykańskich telenowel.
Chociaż
produkcja nie obfituje w sceny z rekinami na pierwszym planie, nie brakuje w
nim podwodnych zdjęć. Te zostały zresztą bardzo dobrze zrobione, podobnie jak fragmenty,
w których widać powierzchnię wody na tle zachodzącego słońca itp. Mimo wszystko
nie ratują one całego filmu, tym bardziej że czasami są niepotrzebnie
przeciągane, wzmagając uczucie znużenia. Jeśli więc najdzie Was ochota na ładne
przyrodnicze obrazki, lepiej pooglądać programy na kanałach typu National
Geographic czy Animal Planet. Takie seanse mają przecież nie tylko walory
rozrywkowe, lecz również edukacyjne. Poza tym, mogą rozczarować się ci, którzy
liczą na dużo momentów pokazujących Halle Berry w skąpym bikini. Aktora nurkuje
odziana w obowiązkowy kombinezon, zaś w kostiumie kąpielowym ujrzymy ją
zaledwie kilka razy na statku.
Folderowe
widoczki i uroda Halle Berry nie zdołały przykryć szeregu wad obrazu Johna
Stockwella. „Śmiertelna głębia” to po prostu słaby film, który wystawia
cierpliwość widzów na ciężką próbę. Nie warto tracić na niego czasu, mając pod
ręką inne tytuły do obejrzenia. Wprawdzie istnieją gorsze koszmarki, ale po co
się męczyć? A jeśli koniecznie musicie sięgnąć po ową produkcję, zróbcie to wyłącznie
na własną odpowiedzialność.
Ocena:
3/10
Tytuł
polski: Śmiertelna głębia
Tytuł
oryginalny: Dark Tide
Reżyseria: John Stockwell
Scenariusz: Ronnie Christensen, Amy Sorlie
Obsada: Halle Berry, Olivier Martinez, Ralph Brown,
Luke Tyler
Gatunek:
dramat, przygodowy, thriller
Produkcja:
RPA, USA
Rok
produkcji: 2012
Czas
trwania: 114 minut
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.