sobota, 28 września 2024

"Frieren. U kresu drogi", tom 1 - recenzja

 


Biorąc do rąk pierwszy tom mangi „Frieren. U kresu drogi”, przypomniały mi się słynne słowa z gry Baldur’s Gate o konieczności zebrania drużyny przed wyruszeniem w drogę. Tu z kolei ekipa została już zebrana, ale mamy to, co po wyprawie. Każdy potem idzie bowiem w swoją stronę, a czas leci dalej. No właśnie, upływ czasu… To on czyni tę mangową serię inną niż klasyczne fantasy, choć na kartach „Frieren” znajdziemy typowe dla takich historii tropy.


Fabuła debiutanckiej odsłony cyklu, którego scenariusz stanowi działkę Kanehito Yamady, a za którego zilustrowanie odpowiada Tsukasa Abe, zaczyna się tam, gdzie niejedna opowieść fantasy ma swój finał. Mianowicie grupka dzielnych śmiałków wraca akurat do domu z 10-letniej misji, której zwieńczeniem było ubicie potężnego bossa. Znamienna jest zresztą nazwa otwierającego tenże tom rozdziału, skoro brzmi ona „Koniec podróży”.


Tradycje fantasy w niestandardowym ujęciu

Wyżej wspomniana drużyna składa się z czwórki bohaterów, którzy – pod pewnymi względami – wzbudzają skojarzenia z sylwetkami wyjętymi z sesji RPG. To postacie o zróżnicowanych charakterach i profesjach, dzięki czemu mogą się wzajemnie uzupełniać. Mowa o dwóch przedstawicielach rasy ludzkiej – herosie Himmelu i kapłanie Heiterze, a także o krasnoludzkim wojowniku Eisenie oraz elfiej ekspertce od magii – tytułowej Frieren.



Już od początku lektury uderzył mnie nostalgiczny klimat, kiedy grupa bohaterów, będąca de facto paczką bliskich przyjaciół, wspomina wspólnie przeżyte zdarzenia. I to również wtedy, gdy powracają myślami do wybranych etapów swej podróży z dystansem. Ponadto wspominkowe retrospekcje pojawiają się na dalszych stronach mangi, a takie sceny jak np. kadr pokazujący walkę ze smokiem, wpisują się w specyficzny charakter publikacji. Rzeczywistość rodem z klasycznego fantasy, która obejmuje chociażby herosów, niezwykłe artefakty czy misję ocalenia świata, jawi się tu więc jako temat ugryziony w niesztampowy, bo bardziej refleksyjny sposób.


Dla niektórych czas płynie inaczej

Co ważne, fabułę komiksu można zarazem śmiało nazwać filozoficzną opowieścią o upływającym czasie i nieuchronności przemijania, zwłaszcza w kontekście skupienia scenariusza na postaci Frieren. Elfka, która jest wszak istotą długowieczną, inaczej postrzega rzeczywistość niż śmiertelnicy, a wspomniane przed chwilą koncepcje są dla niej czymś praktycznie obcym. Jak zatem z pewnym zdziwieniem przyznają kompani długouchej protagonistki, wiele lat to dla niej raptem chwila. Stąd Frieren nie przeżywa tak jak pozostali długości odbytej wędrówki ani piękna ulotnych chwil, a spotkanie z dawnym towarzyszem broni po długoletniej rozłące szokuje ją tym, że przyjaciel jest już staruszkiem.



Frieren może też wydawać się niekiedy obojętna, ale sylwetkę elfki nakreślono tak, że odbiorca doskonale rozumie naturę protagonistki i potrafi obdarzyć ją sympatią. Warto przy tym nadmienić, iż główna bohaterka zechce w końcu zdobyć więcej informacji o ludziach oraz zrozumieć ich uczucia, widząc, jak śmiertelny skład dawnej drużyny zaczyna wykruszać się ze zrozumiałego powodu. Swoją drogą, w sporadycznych momentach sama uroni łezkę wzruszenia, gdy uderzy w nią świadomość, że nie każdy dysponuje nieskończonym czasem.


Wędrówka trwa dalej

Dodać muszę, iż ta tocząca się niespiesznym tempem opowieść nie traktuje wyłącznie o przeszłości, lecz również o teraźniejszości, choć minione wydarzenia regularnie dają o sobie znać. Frieren kontynuuje swoje wojaże, a w jej dalszej wędrówce ważną rolę odegra dziewczyna o imieniu Fern, która ma zadatki na zostanie potężnym magiem i której elfka udzieli stosownych nauk z zakresu rzucania zaklęć. Wprowadzenie uczennicy to udany zabieg zarówno pod kątem rozszerzania fabuły o kolejne przygody, jak pod bardziej duchowym względem, dotyczącym ewolucji spojrzenia Frieren na ludzki, znacznie krótszy od elfiego cykl życia.



Ilustracje w zgodzie z tonem snutej historii

Bez względu na to, czy patrzymy na kadry retrospekcyjne, czy na to, co dzieje się teraz, wszystko zostało odmalowane przy pomocy pięknej kreski, która łączy delikatność ze starannością i dużą dbałością o przeróżne detale. Obrazki wzmacniają też, jeśli zajdzie taka potrzeba, refleksyjny wymiar fabuły, racząc nas takimi nastrojowymi scenami jak – przykładowo – widok zamyślonej Frieren w lesie czy drużyny zachwyconej nocnym deszczem meteorów.


Udane otwarcie cyklu

Podsumowując, „Frierem. U kresu drogi” to klasyczne fantasty przerobione na nostalgiczną opowieść o przemijaniu. Pierwszy tom mangi bardzo dobrze pokazuje, że taka koncepcja zdaje – póki co – egzamin, a nad wyraz atrakcyjna szata graficzna dodatkowo zachęca do dalszego zaznajamiania się z ową serią. Może nie każdego kupi spokojne tempo akcji, lecz dla mnie to kolejny atut, bez zarzutu wpisujący się w specyfikę losów tytułowej elfki.



----------------------------------------------------

Manga dostępna w Polsce nakładem wydawnictwa Studio JG.

8 komentarzy:

  1. Rzetelna recenzja, będę mieć na uwadze .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za słowa uznania, a mangę polecam. :) /crouschynca

      Usuń
  2. Ciekawa i ważna tematyka. Przemijanie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę się rozejrzeć, może zakupię do naszej biblioteki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe podejście do fantastyki. Mam w planach obejrzeć anime. Kurcze brakuje mi biblioteki z mangami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakbyśmy były sąsiadkami, to byśmy mogły sobie pożyczać wzajemnie. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.