Wojowniczki to popularne
zjawisko w świecie elektronicznej rozrywki. Męską część graczy najczęściej
interesują nie tyle zdolności wirtualnych kobiet we władaniu orężem, co ich
pobudzające wyobraźnię stroje oraz zaokrąglenia w strategicznych miejscach. Jak
natomiast takie bohaterki wypadają w oczach pań, które spędzają wolny czas z
padem lub myszką w dłoni?
Jeśli
chodzi o mnie, z oczywistych powodów prędzej utożsamię się z walczącą niewiastą
niż osiłkiem na sterydach bądź starym czarownikiem z sumiastym wąsem. Ponadto
lubię, kiedy dzielna heroina prowadzi również bardziej zwyczajną działalność,
poza wymachiwaniem bronią czy ciskaniem magicznymi zaklęciami. Związek z
realnym życiem sprawia, iż jeszcze łatwiej jest mi wskoczyć w wirtualne fatałaszki.
Twórcy casualowej produkcji Mroczne Anioły: Maskarada cieni najwyraźniej doszli
do wniosku, że tego rodzaju upodobania ma niejedna kobieta. Prawdopodobnie ich
uwadze nie uszła też popularność powieści, których protagonistki przebywają w centrum
nadnaturalnych wydarzeń (np. cykl „Dary Anioła” Cassandry Clare). Maskarada
cieni wpisuje się w taki właśnie nurt historii, lubianych zarówno przez
nastolatki, jak i dorosłe panie. Co prawda scenariusz gry nie zawiera wątku
romansowego, ale zjawiska nadprzyrodzone stanowią tutaj główną oś fabuły.
Top Demon
Mroczne
Anioły opowiadają o losach Kate Evans, która na pozór wiedzie całkiem normalną
egzystencję. Dziewczyna pracuje jako projektantka mody, a w domu zawsze czeka
na nią uroczy kotek Cezar. Niestety nie czuje się zbyt szczęśliwa, na co
wpłynęło smutne dzieciństwo bohaterki. Ojca nigdy nie miała okazji poznać, zaś
matka została zamordowana na jej oczach, kiedy była jeszcze małą dziewczynką.
Jak nietrudno zgadnąć, trauma spowodowana ową tragedią do dziś nie pozwala
pannie Evans spokojnie spać. W chwili, gdy rozpoczyna się akcja produkcji,
młoda kobieta postanawia odwiedzić psychologa z nadzieją na ulżenie swoim
problemom.
Wizyta
na kozetce u specjalisty nie przynosi jednak spodziewanych rezultatów. Wręcz
przeciwnie, Kate zaczyna niemalże wszędzie widzieć twarze demonów, bez względu
na to, czy spojrzy na zdjęcie w gazecie, czy na siedzącego za kierownicą
taksówkarza. Wkrótce wychodzi na jaw, że nasza protagonistka nie straciła do
reszty zmysłów. Diabelstwo rzeczywiście pląta się po świecie, natomiast w
żyłach panny Evans płynie krew Kustoszek – wojowniczek chroniących ludzkość
przed siłami zła. Członkinie tajnego stowarzyszenia zapraszają dziewczynę do
swojej siedziby, aby wprowadzić ją w arkana walki z potworami, zwanymi
Mrocznymi. Co więcej, Kate szybko będzie musiała wykorzystać nową wiedzę w
praktyce, gdyż Zakon Kustoszek znajdzie się w poważnym niebezpieczeństwie.
Główna
linia fabularna rozgrywa się we współczesności, lecz przyjdzie nam również
spędzić trochę czasu w średniowieczu. Walcząca z demonami projektantka trafi
tam w związku z ważną misją, jaką ma do wykonania. Warto przy tym zaznaczyć, iż
motyw czasoprzestrzennych podróży został zgrabnie wpleciony do scenariusza.
Twórcy nie mogli wybrać sobie lepszej epoki niż średniowiecze, gdzie królowała
wiara w diabły, czarownice itp. Generalnie perypetie Kate Evans zaciekawiły
mnie na tyle, abym chciała dotrzymać towarzystwa początkującej Kustoszce. Kilka
razy żałowałam nawet, że historia dziewczyny nie została przedstawiona w
przygodówce prawdziwego zdarzenia lub na kartach powieści. Casualowy charakter produkcji wymusił bowiem
okrojenie pewnych wątków, które zasługiwały na nieco większą uwagę. Mimo
wszystko jest dobrze, aczkolwiek nie nastawiajcie się na przysłowiowe urwanie
pośladków.
Casual z
ambicjami
Co
się tyczy mechanizmów rozgrywki, Maskarada cieni łączy w sobie cechy gatunku
point and click z elementami hidden object. Tuż po uruchomieniu nowej gry, od
razu rzucił mi się w oczy sposób prowadzenia konwersacji. W przeciwieństwie do
większości pełnokrwistych przygodówek, standardem dla tego typu tytułów są
rozmowy oparte na biernym śledzeniu wymiany zdań pomiędzy postaciami. Tymczasem
w Mrocznych Aniołach często staniemy przed koniecznością samodzielnego
wskazania kwestii dialogowych. Mało tego, niekiedy pojawia się opcja dokonania
wyboru, w której czuć dalekie echa produkcji pokroju The Walking Dead. Przykładowo
możemy zdecydować, czy zachowamy otwartość wobec pani psycholog, czy też wolimy
kłamać jak z nut. Chociaż takie wybory są raczej umowne i nie wywierają wpływu
na przebieg fabuły, stanowią ciekawe urozmaicenie, wyróżniające historię panny
Evans na tle innych pozycji Hidden Object Puzzle Adventure.
W
trakcie zabawy zmierzymy się z licznymi inwentarzówkami i łamigłówkami, wśród
których napotkamy takie wyzwania jak wariacja na temat domina, łączenie w pary
butelek o podobnych etykietach, ustawianie świetlnej trasy w labiryncie czy
bardziej tradycyjne układanki. Poszczególne zagadki są zróżnicowane pod
względem poziomu trudności, a także umiejętnie zintegrowane ze scenariuszem
oraz odwiedzanymi lokacjami. Tak więc w miejscu pracy Kate nie zabraknie
zadania polegającego na tworzeniu kostiumów, co przywodzi na myśl flashowe
ubieranki. Z kolei w domu bohaterki obowiązkowo nakarmimy jej kota.
Oprócz
tego, Maskarada cieni zawiera parę prostych zręcznościówek, które przeważnie
wymagają użycia czakramu, będącego podstawowym orężem wojowniczek z Zakonu. A skoro
wspomniałam o sprzęcie, jakim dysponują członkinie sekretnej organizacji, nie
wypada mi pominąć eliksirów. Owe mikstury dzielą się na trzy kategorie i
polepszają odpowiednio krzepę, wzrok oraz prędkość naszej bohaterki. Fiolki z
magicznym napojem zdobywamy dzięki specjalnym figurkom Kustoszek, które
umieszczamy na wieku pewnego pudełka. Każdy znaleziony posążek gwarantuje otrzymanie
jednej buteleczki, wykorzystywanej potem na podobnych zasadach co przedmioty z
tradycyjnego ekwipunku.
Sceny
hidden object nie przesłaniają stricte przygodowych partii produkcji i
występują aż w czterech rodzajach. Pierwszy z nich to klasyczne wypatrywanie szpargałów,
które zostały wymienione w liście u dołu ekranu. Wyróżnione innym kolorem
czcionki rekwizyty zdobędziemy pod warunkiem wykonania dodatkowej czynności (otwarcia
szafki, chwycenia za pędzelek czy rozcięcia worka nożycami). Druga grupa
obejmuje fragmentaryczne plansze HO, gdzie zbieramy części niezbędne do
złożenia danego przedmiotu w całość. W skład trzeciej wchodzą interaktywne sceny,
w których znalezione rzeczy wykorzystujemy do zdobycia kolejnych (strzałką
przekłuwamy balon, skąd wypadnie kod do walizki z pilotem sterującym ekranem
itd.). Ostatni typ polega zaś na wyjmowaniu obiektów z obrazkowego wykazu i
umieszczaniu ich w odpowiednich miejscach na planszy, np. ser włożymy do
pułapki na myszy.
Audio-video
Wraz
z naszą protegowaną przemierzymy sporo ładnych dwuwymiarowych lokacji, w
których widać przywiązanie do szczegółów. W firmie, gdzie pracuje Kate, będziemy
poruszać się po przestrzennych i dość nowoczesnych pomieszczeniach. Mieszkanie
dziewczyny sprawia wrażenie przytulnego kąta, a w siedzibie Zakonu postawiono
na styl retro z delikatnymi elementami nowych technologii. Co do postaci, ich sylwetki
nie wzbudzają większych zastrzeżeń. Demony są odpowiednio brzydkie, podczas gdy
młode kobiety mają atrakcyjną aparycję. Ze dwie czy trzy panny mogłyby nawet z
powodzeniem ubijać masło u Donatana. Niestety sztywne i ubogie animacje ewidentnie
zdradzają niskobudżetowy rodowód gry.
Zatrudnieni
do angielskiego dubbingu lektorzy na ogół wypadają przyzwoicie, ale nikt nie
powala na kolana wybitną grą aktorską. Nie ustrzeżono się jednak drobnych
usterek w obrębie rozmów. Otóż kilka razy zdarzyło się, że kwestia jednej osoby
została odtworzona zbyt cicho lub głośno w stosunku do drugiej postaci bądź
podkładu muzycznego. Na uznanie zasługuje za to nastrojowa ścieżka dźwiękowa, a
w szczególności jeden utwór. Kawałek ten ujął mnie nie tylko melodyjnością i
klimatem, lecz również obecnością wokalu, co jest wyjątkowo rzadkim zjawiskiem
w gatunku HOPA.
Ukończenie
Mrocznych Aniołów zajęło mi nieco ponad 3,5 godziny. Taki wynik jest do
przyjęcia w przypadku casualowego tytułu. Mimo to nie obraziłabym się o troszkę
dłuższy czas rozgrywki, tym bardziej że nie narzekałam na nudę. Nie mamy tu do
czynienia z idealną pozycją, lecz jej zalety górują nad wadami. Ponadto
niektóre z użytych przez twórców rozwiązań wyodrębniają Maskaradę Cieni z szeregu
podobnych produkcji. Jeżeli zatem nie stronicie od prostych przygodówek z
wyszukiwaniem ukrytych obiektów, nie powinniście pogardzić perypetiami Kate
Evans.
Ocena:
7/10
Plusy:
+
przyzwoita fabuła
+
możliwość wskazywania kwestii dialogowych i dokonywania wyborów
+
dużo różnorodnych zadań
+
zbieranie i użycie eliksirów
+
4 rodzaje scen HO
+
ładne lokacje
+
nastrojowa muzyka, z wpadającą w ucho piosenką na czele
Minusy:
-
niektóre wątki potraktowano zbyt pobieżnie
-
słabe animacje
-
wpadki w głośności dialogów
-
mogła być odrobinę dłuższa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.