poniedziałek, 12 stycznia 2015

Deponia (PC) - recenzja



Deponia nie wydaje się być idealnym miejscem na spędzenie wymarzonego urlopu, a wszystko przez pewien bardzo istotny szczegół. Owa planeta stanowi bowiem jedno wielkie wysypisko śmieci. Co jak co, ale składowisko wszelkiego rodzaju odpadów nie kojarzy się z luksusową egzystencją ani ekologicznym trybem życia. Wśród tych niezbyt świeżych oparów mieszkają jednak ludzie i udaje im się tam w miarę normalnie funkcjonować. Oczywiście taki stan rzeczy nie oznacza, że pogardziliby lepszymi warunkami. Ba, niejaki Rufus z uporem maniaka próbuje opuścić powierzchnię zagraconego globu. To właśnie w jego skórę wskoczy gracz, który zdecyduje się uruchomić produkcję autorstwa Daedalic Entertainment.

Odpowiedzialny za Deponię deweloper zdążył wyrobić sobie renomę w segmencie tytułów point’n’click. Wystarczy wypowiedzieć na głos nazwę studia, aby wielu miłośników przygodówek zaczęło czujnie nadstawiać uszu w oczekiwaniu na doniesienia o jego kolejnych projektach. Firma ta słynie z tradycyjnego podejścia do gatunku, zarówno pod względem rozgrywki, jak i szaty graficznej. Ponadto szczyci się umiejętnością opowiadania dobrych historii. Przyznam, iż sama zaliczam się do grona wielbicieli tytułów sygnowanych przez Daedalic Entertainment. Niemiecki producent podbił moje serce m.in. za sprawą baśniowego The Whispered World oraz proekologicznego A New Beginning. Dlatego też musiałam zaopatrzyć się w Deponię i sprawdzić, czy opowieść ze śmieciami w tle zdoła oczarować mnie tak jak wymienione wcześniej pozycje.

Marząc o Elizjum

Naszą przygodę rozpoczynamy w wiosce Kuvaq, gdzie niezmordowany Rufus wciela w życie swój najnowszy plan ucieczki. Tradycyjnie celem wyprawy jest Elizjum, bogate miasto dryfujące w przestworzach. Główny protagonista czuje się lepszy od pozostałych mieszkańców rodzinnej osady i uważa, że zasługuje na uprzywilejowany byt pośród społecznych elit. Zamiast zająć się uczciwą pracą, woli poświęcać całe dnie na obmyślanie sposobów, które pomogłyby mu urzeczywistnić marzenia. Niestety, pomysły Rufusa okazują się genialne wyłącznie w jego własnym mniemaniu, w efekcie czego starania bohatera przypominają nieco wysiłki wiewióra z „Epoki lodowcowej”. W końcu pojawia się światełko w tunelu pod postacią dziewczyny o imieniu Goal. Młoda kobieta dosłownie spada z nieba, wywołując niemałe poruszenie w Kuvaq. Jako że tajemnicza panna pochodzi z Elizjum, nasz bohater postanawia posłużyć jej za wsparcie w powrocie do domu. Rufusem nie kierują czysto altruistyczne pobudki, gdyż widzi w Goal szansę na dotarcie do podniebnego miasta. A skoro uwadze młodzieńca nie uchodzi również uroda niewiasty, czemu więc nie upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu? Pławić się w luksusie z piękną dziewczyną u boku to dopiero coś.


Kupa śmiechu z rysą na szkle

Zagłębiając się w śmieciowe uniwersum, musimy nastawić się na dużą ilość absurdalnego humoru. W Deponii na porządku dziennym są takie sytuacje jak szukanie siana w stogu igieł bądź ożywająca pod wpływem zarazków szczoteczka do zębów. Warto przy tym zaznaczyć, iż niemiecka przygodówka rzeczywiście bawi. W trakcie rozgrywki będziemy się szczerze śmiać nawet wtedy, kiedy bohaterowie zaczną wymieniać się uszczypliwymi docinkami. Postaci zasługują zresztą na osobne pochwały. Co prawda, elizjańskie służby wojskowe nie wyróżniają się w szczególny sposób, ale mieszkańcy powierzchni Deponii reprezentują szeroką gamę indywidualistów. Przykładowo burmistrz Kuvaq nosi na głowie pocieszną szlafmycę i z upodobaniem sypia wewnątrz biurkowej szuflady. W pamięć zapada też zapatrzony w siebie Rufus. Będąc totalnym egoistą, stanowi udane przeciwieństwo dzielnych herosów, w każdej chwili gotowych ratować świat.

Mimo wszystko scenariusz nie ustrzegł się niedoskonałości, które w ogólnym rozrachunku czynią go trochę słabszym niż skrypty do poprzednich dzieł Daedalic Entertainment. Jeżeli odstawimy na bok wszędobylski humor wraz z galerią barwnych osobowości, sam szkielet fabularny wywołuje mniej okazałe wrażenie. Nie twierdzę, że wynudziłam się jak mops. Po prostu otrzymałam pozbawioną głębszych treści historyjkę, która nie przyprawiła mnie o szybsze bicie serca. Najpoważniejsza wada fabuły wynika natomiast z tego, iż grę zaplanowano jako pierwszą część trylogii. W konsekwencji Rufusowe przygody zawierają niewyjaśnione wątki i urywają się nagle, wywołując uczucie silnego niedosytu. Podobne praktyki zdarzają się w krótkich epizodach. Tymczasem Deponia należy do samodzielnych i zarazem dość długich produkcji, ponieważ jej ukończenie powinno zająć około 9-10 godzin. W związku z powyższym, w momencie światowej premiery kosztowała drożej niż pojedynczy odcinek. Nie bronię autorom pozostawienia furtki do kontynuacji, lecz jednocześnie mogliby pokusić się o bardziej eleganckie zamknięcie debiutanckiej odsłony cyklu.


Gameplay w zgodzie ze zwariowaną fabułą

Rozgrywka opiera się na przeprowadzaniu licznych rozmów, odpowiednim wykorzystywaniu inwentarza, a także na pokonywaniu łamigłówek. Napotkane zadania zręcznie komponują się z absurdalnym charakterem produkcji, a co za tym idzie wymagają abstrakcyjnego toku myślenia. Zastosowanie znalezionych przedmiotów nie zawsze od razu staje się jasne i trzeba pogłówkować nad nie do końca tradycyjnymi rozwiązaniami. Taki model zabawy przypadnie do gustu odbiorcom wychowanym na starej szkole przygodówek, np. na słynnym cyklu Monkey Island lub innych klasycznych tytułach z lat dziewięćdziesiątych. A co z osobami, które posiadają mniejsze doświadczenie w gatunku bądź tendencję do ścisłego trzymania się praw logiki? Oni mogą niestety odbić się od Deponii, zwłaszcza, że w paru miejscach natrafimy na niezbyt jasne cele czy ciut przekombinowane wyzwania. Wprawdzie istnieją opcje pomijania niektórych łamigłówek oraz podświetlania hotspotów, lecz nie powodują znacznego obniżenia poziomu trudności. Z kolei obsługa nikomu nie przysporzy kłopotów. Jak przystało na tradycyjną grę przygodową, sterowanie to przysłowiowa bułka z masłem i odbywa się głównie przy użyciu gryzonia. Dodatkowym usprawnieniem jest możliwość otwierania ekwipunku poprzez obracanie rolką myszy.

Audio-video

Opracowując Deponię, Daedalic Entertainment nie zmienił swoich przyzwyczajeń w kwestii grafiki. Oprawa wizualna została starannie wykonana w dwóch wymiarach, które niejednokrotnie sprawdziły się w gatunku point’n’click. W grze spodobał mi się zwłaszcza styl, w jakim przedstawiono tytułową planetę. Twórcy udowodnili, że osadzenie akcji na śmieciowisku nie musi wiązać się z ponurą ani monotonną kolorystyką. Dzięki szerokiej palecie barw, lokacje wprost tętnią życiem i sprawiają wrażenie pogodnych miejsc. Co się tyczy postaci, nie mam większych zastrzeżeń odnośnie ich wyglądu. Animacje bohaterów mogły być odrobinę płynniejsze i bogatsze, aczkolwiek wypadają lepiej w stosunku do perypetii klauna Sadwicka oraz opowieści o ratowaniu Ziemi przed katastrofą ekologiczną. 



Utwory, które wchodzą w skład ścieżki dźwiękowej nie są zbyt liczne, ale nadrabiają zróżnicowanym charakterem. Najbardziej przemówiła do mnie humorystyczna ballada śpiewana pomiędzy poszczególnymi rozdziałami, a także dosyć smutna i tęskna melodia z końcowego etapu gry. Jako całokształt, wyżej oceniam jednak muzykę z The Whispered World oraz A New Beginning. Perypetie Rufusa górują za to pod względem angielskiego dubbingu. W przygodach Sadwicka rozczarowywał głos głównego bohatera, zaś w ANB niekiedy doskwierała mi lekka teatralność wygłaszanych kwestii. Na szczęście voice-acting w Deponii nie dostarcza powodów do narzekań, gdyż wszyscy lektorzy zostali świetnie dobrani i przyłożyli się do swojej pracy.

Deponia po polsku

Niemiecka produkcja zawitała najpierw do Polski w formie cyfrowej, lecz trochę później ukazało się też pudełkowe wydanie przygodówki. Tłumaczenie objęło tylko napisy i co najważniejsze, cechuje się porządną jakością wykonania. Wypatrzyłam raptem trzy czy cztery drobne błędy, które nie popsuły pozytywnego odbioru rodzimej wersji Deponii. Za miły akcent uznaję umieszczenie smaczków zrozumiałych dla polskiego odbiorcy, np. odniesienia do popularnego majsterkowicza Adama Słodowego. Na nasz język przełożono ponadto kilka imion, z powodzeniem podkreślając komediową tonację scenariusza.

Dobrze, choć bez maksymalnej satysfakcji

Podsumowując, Deponia nie urzekła mnie równie mocno co większość innych tytułów od Daedalic Entertainment, z jakimi miałam okazję się zapoznać. Pomimo tego uważam ją za solidną pozycję, zachęcającą do zaliczenia następnych części trylogii. To chyba wystarczająco potwierdza, że programiści z Niemiec potrafią robić dobre klasyczne przygodówki. Jeżeli zatem cenicie gry z dużymi pokładami humoru oraz zakręconymi zagadkami, jak najbardziej warto odbyć wędrówkę wśród śmieci w towarzystwie Rufusa i Goal. Być może nie stracicie głowy dla tej produkcji, ale prawdopodobnie polubicie ją na tyle, żeby sięgnąć po dalsze losy bohaterów.


Ocena: 7,5/10


Plusy:
+ humor
+ barwni bohaterowie
+ wymagające zagadki ucieszą bardziej doświadczonych graczy
+ wygodna obsługa
+ ładna i kolorowa grafika 2D
+ zróżnicowana muzyka
+ bardzo dobry angielski dubbing
+ jakość polonizacji

Minusy:
- ogólny zarys fabuły nie powala
- urwane zakończenie
- mało utworów wchodzących w skład ścieżki dźwiękowej
- nie dla początkujących oraz przeciwników abstrakcji

2 komentarze:

  1. Fajna fabuła i dużo zabawnych scen, to może być dobre :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się podobało, choć od tego studia mam innych ulubieńców. Niemniej warto poznać tę serię. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.