Pierwsza część
„Wyspy dinozaura” nie była wybitną animacją i wyraźnie odstawała od najlepszych
bajek, lecz w ogólnym rozrachunku spisywała się nie najgorzej w kategorii
przyzwoitej rozrywki dla małych dzieciaków. Niestety, kontynuacji nie udało się
utrzymać niezbyt wygórowanego progu, jaki ustanowiła jej poprzedniczka. To do
bólu przeciętna produkcja, a na dodatek, w pewnym momencie kwestionuje samą
siebie w roli obrazu przyjaznego najmłodszych widzom.
Druga
odsłona niemieckiego cyklu, który bazuje na powieści dla dzieci autorstwa Maxa
Kruse, ponownie zabiera odbiorców na tropikalną wysepkę Tikiwu, położoną gdzieś
wśród wód Pacyfiku. Znajduje się tam szkółka gadających zwierzaków, którą
prowadzi profesor Horacjusz Tibberton. W „jedynce” wesołą gawiedź zasilił Dino,
natomiast w „dwójce” do owego grona dołącza panda o imieniu Babu. I to właśnie
jej przybycie będzie nie w smak tytułowemu dinozaurowi, który przywykł do
przebywania w centrum zainteresowania pozostałych mieszkańców wyspy. Chociaż
rozkoszna Babu bardzo lubi głównego bohatera, ten uważa pandę za przysłowiowy
wrzód na tyłku.
Rozgoryczony
Dino strzela zatem focha i postanawia opuścić przyjaciół, do czego zresztą
skłania go nie tylko zachwyt bliskich nad tzw. nowym nabytkiem. Pretekst, który pomaga mu podjąć ostateczną
decyzję o wyprowadzce, nie każe na siebie długo czekać. Ta na pozór idealna
okazja nadciąga wraz z biznesmenem Barnabą, właścicielem wielkiego parku
rozrywki. Jako że arabscy inwestorzy żądają obecności dinozaura w wesołym
miasteczku, mężczyzna proponuje naszemu protagoniście zatrudnienie. Układ wygląda
na korzystny dla obu stron – Barnaba rozkręci biznes tak, by hajs się zgadzał, zaś
Dino będzie mógł przez cały czas błyszczeć. Maluch z radością przyjmuje ową
ofertę, ale rzeczywistość brutalnie weryfikuje jego oczekiwania.
Skierowane
do najmłodszych odbiorców produkcje często zawierają treści edukacyjne i
przekazują je w łatwy do przyswojenia sposób. „Wyspa dinozaura 2” również próbuje
to robić – na przykładzie relacji pomiędzy Babu a Dinem twórcy poruszają
problem zazdrości starszego dziecka, jaka niekiedy pojawia się wraz z powiększeniem
rodziny o kolejnego członka. Słodka panda symbolizuje młodsze rodzeństwo, a jej
urocza aparycja oraz rozkoszne usposobienie mają za zadanie wpłynąć na te
szkraby, które kręcą nosem z powodu utraty statusu jedynaka. Z kolei znajomość
Dina z Barnabą udziela głównemu bohaterowi solidnej lekcji pokory. Obrażony na
swoich towarzyszy protagonista okazuje zaufanie zupełnie obcemu człowiekowi,
dając się omamić obietnicą sławy i uwielbienia fanów. Owszem, w parku rozrywki
rzeczywiście jest gwiazdą, lecz istnieje druga strona medalu. Gdy zgasną
sceniczne światła, Dino zostaje skuty grubym łańcuchem zamiast spać w wygodnym
łóżku.
Szkoda
tylko, że ten wychowawczy przekaz częściowo rozmywa postać samego dinozaura.
Scenarzyści stanowczo przeholowali z kaprysami malca, który już od pierwszych
minut czuje się najważniejszy i najlepszy. Bywa lekkomyślny, a ponadto złości
się, kiedy nie dostaje tego, czego chce. Widzi w sobie chodzące cudo, podczas
gdy w istocie przywodzi na myśl rozpuszczonego do granic możliwości dzieciaka.
Woda sodowa jeszcze bardziej uderza mu do głowy pod wpływem biznesmena, który
podpuszcza Dina i pyta, czy nie marzył o zostaniu gwiazdą. W konsekwencji
ciężko było mi współczuć bohaterowi w momencie, gdy zostaje więźniem Barnaby i zaczyna
żałować swoich decyzji. Zwłaszcza, że chwilę wcześniej zapowiadał się na
drugiego Justina Biebera czy inną młodą rozpieszczoną gwiazdę.
Nieprzypadkowo
podałam przykład piosenkarza zamiast aktora bądź zawodowego modela, bowiem Dino
uraczy nas w trakcie seansu występem wokalnym, a raczej popisami z użyciem
playbacku. W sumie nie psioczyłabym tak mocno na tę muzyczną wstawkę, gdybym
nie usłyszała wówczas hitu Toma Jonesa pt. „Sex Bomb”. Co to u licha miało znaczyć?!
Wprawdzie piosenka odniosła niegdyś sukces i wpada w ucho, ale nie powinna
znaleźć się w filmie animowanym dla dzieci! Jeśli twórcom tak bardzo zależało
na puszczeniu oka do dorosłego widza, mogli pomyśleć o czymś subtelniejszym, a
nie wykazywać się wdziękiem godnym walca drogowego. Mało tego, bohaterowi
towarzyszą podczas występu latające sobowtóry świnki Tusi, która mieszka na
wyspie Tikiwu i jest dla niego kimś w rodzaju przybranej matki. Czyżby to była
sugestia, iż Dino ma poważne problemy z kompleksem Edypa? Ech, chyba lepiej się
nad tym nie zastanawiać…
Nie
narzekam natomiast na wizualną warstwę produkcji, która wygląda całkiem ładnie.
Wprawdzie animacje nie dorównują jakością najlepszym, lecz ekipa z Niemiec nie
musi się niczego wstydzić, tym bardziej że z pewnością nie dysponowała równie
dużym budżetem co ludzie z Pixara czy Dreamworks. Wśród postaci bezsprzecznie
bryluje śliczna Babu, która emanuje taką słodkością, że sama chętnie bym ją
przytuliła. Dino też jest ładny, aczkolwiek ma pstro w głowie i przez to nie
wzbudza zbyt wielu pozytywnych odczuć. O ile w poprzedniej odsłonie dało się go
polubić, tak sequel obrał negatywny kierunek przy formowaniu charakteru tego
bohatera. Jako że przygoda w wesołym miasteczku daje dinozaurowi nauczkę,
istnieje jednak szansa na resocjalizację niesfornego brzdąca w ewentualnej
kontynuacji, o ile kiedyś powstanie. Gdyby tak się stało, mam prośbę do twórców
– nie wyskakujcie z piosenkami o seksie w bajkach dla maluchów!
Ocena:
5/10
Tytuł
polski: Wyspa dinozaura 2
Tytuł
oryginalny: Urmel voll in Fahrt
Reżyseria: Reinhard Klooss, Holger Tappe
Scenariusz: Reinhard Kloos, Oliver Huzly, Sven Severin
Gatunek:
animacja, familijny, komedia
Produkcja:
Niemcy
Rok
produkcji: 2008
Czas
trwania: ok. 80 minut
Na pewno to gra dla dzieci :P. Masz rację piosenka trochę nie bardzo no i główny bohater powinien budzić sympatię. Ok, popełniać błędy i uczyć się na nich wtedy dzieci utożsamiają się z nim i czegoś się uczą. Jeśli Dino jest ciągle rozkapryszony, to nawet identyczne w zachowaniu dziecko nie będzie się z nim utożsamiać :).
OdpowiedzUsuńNo niestety coś go nie polubiłam za bardzo i do samego filmu już zresztą nie zamierzam wracać - są ciekawsze animacje, które warto zobaczyć ponownie.
Usuń