niedziela, 11 stycznia 2015

"Droga", Cormac McCarthy - recenzja




Jak wyglądałby świat po olbrzymiej katastrofie? Co stałoby się z ludźmi, którym przyszłoby egzystować bez pracy, dachu nad głową, prądu, a także bez stałego dostępu do wody oraz żywności? Czy można zachować człowieczeństwo żyjąc długo w tak ciężkich warunkach? Na tego rodzaju pytania stara się odpowiedzieć słynny amerykański pisarz Cormac McCarthy w powieści pt. „Droga”. W swoim dziele nie skupia się jednak wyłącznie na malowaniu pesymistycznej wizji przyszłości. Postapokaliptyczne realia posłużyły bowiem autorowi za tło do przedstawienia historii o miłości pomiędzy rodzicem a dzieckiem.

Cormac McCarthy nie tłumaczy jak doszło do kataklizmu ani jaka była jego natura. Amerykański literat od razu rzuca czytelników do wykreowanego przez siebie koszmaru, każąc szybko oswoić się z ponurą rzeczywistością. W takich okolicznościach poznajemy ojca i syna, czyli protagonistów, wokół których koncentruje się akcja utworu. Nawet retrospekcje z udziałem żony głównego bohatera przenoszą nas do czasów, kiedy zniszczony świat stanowi utrwaloną już codzienność. Wszędzie jest dosłownie szaro, widać ruiny i zgliszcza, a ponadto brakuje oznak życia ze strony fauny oraz flory. Na ulicach dawnych miast przemysłowych porozrzucane zostały takie graty jak stare meble czy elektronika. Kiedyś człowiek nie potrafił obejść się bez owych sprzętów, ale obecnie przestają one mieć jakiekolwiek znaczenie. To tylko nic nie warte śmieci... Z kolei na przykładzie przystani autor pokazuje degradację miejsc, gdzie ludzie często przebywali w celach rekreacyjnych. Teraz beztroski wypoczynek należy do przeszłości. Odwiedzona przez bohaterów przystań przypomina wymarłe cmentarzysko, zaś łódki tkwią częściowo zatopione w wodzie, która przeobraziła się w mętne bajoro.

Łatwo przewidzieć, iż powyższe uniwersum wiąże się z nieuchronnym upadkiem cywilizacji. Niegdyś obowiązujące zasady odchodzą w niepamięć, ponieważ nie mają już racji bytu. W imię przetrwania wielu ludzi zapomina o solidarności oraz kręgosłupie moralnym. Taka postawa pozwala przetrwać najsilniejszym i pozbawionym skrupułów osobnikom, którzy nie wahają się porzucić resztek humanitaryzmu. Jak najbardziej adekwatne do zaistniałej sytuacji wydaje się więc powiedzenie „człowiek człowiekowi wilkiem”. Przystosowanie się do nowych warunków wymaga zachowania nieustannej czujności, nieufności oraz unikania zagrożenia, które może nadejść z każdej strony, w tym od drugiej osoby. Za szczególnie niebezpieczne uchodzą większe grupy, zwłaszcza wtedy, gdy są uzbrojone i głodne. Na domiar złego, desperacka potrzeba napełnienia żołądka sprawia, że nierzadko dochodzi do przypadków kanibalizmu.

Chociaż pogrążeni w beznadziei ludzie generalnie upodabniają się do szukających pożywienia drapieżników bądź padlinożerców, istnieją tzw. wyjątki od reguły. Pozytywnymi promykami są właśnie wspomniani wcześniej ojciec oraz syn, którzy podążają tytułową drogą w kierunku wybrzeża. Oczywiście autor nie popada w przesadę, dzięki czemu obaj protagoniści jawią się jako postaci z krwi i kości. Nie mamy tutaj do czynienia z niepoprawnymi optymistami, którzy bujają w obłokach. Z takim podejściem nie przeżyliby zresztą ani jednego dnia. Mężczyzna i chłopiec zdają sobie sprawę z bezlitosnych reguł. Liczą się też z faktem, iż raczej nie doczekają spokojnej starości. Mimo wszystko nie poddają się, tworząc zgrany zespół, a także kochającą rodzinę. Miłość, wzajemna troska oraz odpowiedzialność utwierdzają ich w uporze, że warto walczyć o przetrwanie zgodnie z własnym sumieniem. Ojciec żyje i stara się zachować człowieczeństwo dla dziecka. Chroniąc swojego potomka, podejmuje niekiedy trudne decyzje, które spotykają się z dezaprobatą malca. Jednakże postępuje tak dla dobra chłopaka, pragnąc zapewnić mu jak najlepszą opiekę. Syn potrafi natomiast zrozumieć motywacje rodziciela, kocha go i jest posłuszny, aczkolwiek niektóre ojcowskie wybory zasmucają małego wrażliwca.

Co ciekawe, w trakcie lektury ani razu nie padają imiona obu bohaterów. Zarówno dorosły, jak i dziecko pozostają anonimowi, co wzmacnia siłę przekazu powieści. W ten sposób utwór McCarthy’ego nabiera większej uniwersalności, pozwalając odbiorcom utożsamić się z protagonistami. Poza tym, ich bezimienność idealnie pasuje do struktury książki. Otóż pisarz posługuje się oszczędnym, surowym wręcz językiem. Jednocześnie jest on bardzo plastyczny, w związku z czym czytelnicy nie mają problemu z przeniesieniem wizji autora do własnej wyobraźni, włącznie z fizycznymi i psychicznymi reakcjami postaci. Amerykanin zdołał stworzyć niezwykle sugestywny klimat, nie uciekając się do pompatycznych tudzież obszernych opisów. Konstrukcyjny ascetyzm obejmuje również brak tradycyjnego podziału na rozdziały oraz klasycznych, tj. opatrzonych myślnikami dialogów.

Cormac McCarthy został uhonorowany za „Drogę” nagrodą Pulitzera. Po przeczytaniu powieści, z czystym sumieniem stwierdzam, iż dzieło amerykańskiego twórcy jak najbardziej zasłużyło na takie wyróżnienie. Pisarzowi niewątpliwie należą się ukłony za umiejętność silnego oddziaływania na odbiorców przy pomocy skromnych środków wyrazu. Dramatyczna historia ojca oraz syna niesie w sobie głęboki ładunek emocjonalny i nie pozostawi nas obojętnymi, porażając okrucieństwem postapokaliptycznych obrazów.


Ocena: 9/10


Tytuł polski: Droga
Tytuł oryginalny: The Road
Autor: Cormac McCarthy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

2 komentarze:

  1. A może w takim świecie ludzie już przestali nadawać sobie imiona, bo to też było bez znaczenia? Taka mnie myśl naszła. Swoją drogą książka może być ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe i sensowne spostrzeżenie. Co do książki, naprawdę warto ją poznać. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.