wtorek, 27 stycznia 2015

"Zagubiona podróż" - recenzja



Trójkąt Bermudzki od dawna figuruje w kręgu zamiłowań badaczy zjawisk paranormalnych, a wszystko to za sprawą dziwnych zaginięć łodzi i samolotów, jakie odnotowano w owym rejonie Atlantyku. Zagadka ta fascynuje również Aarona Robertsa, protagonistę obrazu pt. „Zagubiona podróż” w reżyserii Christiana McIntire’a. Mężczyzna interesuje się nią jednak nie tylko dlatego, że sam należy do wielbicieli niewytłumaczalnych zdarzeń. Dla pana Robertsa, tajemnica Trójkąta ma bowiem wymiar osobisty...

W rejonie Bermudów, zaginął przed laty statek Corona Queen, na pokładzie którego płynął ojciec Aarona wraz ze swoją drugą żoną. Jak wiadomo, tego rodzaju tragedie nie dają o sobie zapomnieć, zwłaszcza jeśli dotyczą własnej rodziny. Bohatera filmu dręczą na dodatek wyrzuty sumienia, gdyż pożegnanie z tatą odbyło się w niezbyt miłej atmosferze. Cóż, był wtedy małym chłopcem, a ponadto nie mógł przewidzieć, iż widzi rodziciela po raz ostatni. Przykre wydarzenia z przeszłości stają się więc swoistą obsesją Aarona, a niesamowita otoczka towarzysząca zniknięciu ojca pcha mężczyznę w stronę tego, co niezwykłe.

Pewnego dnia, pojawia się szansa na chociażby częściowe wyjaśnienie losu pasażerów Corony Queen. Ni stąd ni z owąd, statek powraca na wody oceanu. Pan Roberts nie będzie bynajmniej jedynym, którego w szczególności zafrapuje owe zdarzenie. Scenarzyści szybko wprowadzają na arenę drugą główną postać, a konkretnie dziennikarkę Danę Elway. Kobieta wręcz z ekscytacją reaguje na wieść o odnalezieniu Corony, aczkolwiek kieruje się zgoła odmiennymi powodami. Dana pragnie zebrać materiał życia i zarazem podratować karierę, ponieważ czuje na karku oddech młodszej konkurentki, chętnej do przejęcia jej stanowiska.

Akcja rozkręca się wraz z wyruszeniem na pokład Corony Queen, gdzie Aarona oraz ekipę telewizyjną zabiera zespół dowodzony przez niejakiego Dawida Shawa. Wprawdzie scenariusz nie wciąga na tyle, aby śledzić perypetie bohaterów z zaangażowaniem, lecz robi to wystarczająco dobrze, by z umiarkowanym zainteresowaniem wytrwać do napisów końcowych. Pierwsze minuty na pokładzie przebiegają podobnie jak w wielu historiach o tajemniczych miejscach, których zbadania podejmuje się grupa ludzi. Najpierw jest w miarę spokojnie, mimo że zwiedzaniu kajut itd. towarzyszy lekka aura tajemniczości. Swoje trzy grosze dokładają do tego dziwne sygnały rejestrowane przez sprzęt oraz stosowane przez twórców horrorów zagrywki w rodzaju nagle zamykających się drzwi. Oczywiście, w owych momentach widz nie będzie nerwowo obgryzać paznokci jak w trakcie najlepszych pozycji z gatunku grozy, ale powinien dostrzec delikatne podkreślenie klimatu.

Jako że produkcja trwa mniej więcej półtorej godziny, autorzy skryptu prędko przechodzą do kolejnych etapów podróży. Mianowicie protagonistów zaczynają nawiedzać wizje, które według mnie nie zostały dobrze zrealizowane. Owszem, miały wyglądać dziwnie, lecz aż nadto wytrącały z nastroju, jaki panował podczas pokazywania rzeczywistości. Inna bardzo ważna rzecz to pierwsze trupy. W tego rodzaju fragmentach lepiej poradzono sobie z utrzymaniem odpowiedniego napięcia. Największe wrażenie wywołują tzw. chwile oczekiwania, czyli ostatnie minuty z życia ofiary, kiedy z grubsza wiadomo już jak przykra śmierć spotka pechowego osobnika. Oprócz tego, w miarę poprawnie wypadły sceny, które eksponują rosnący stres oraz wynikłe z niego nieporozumienia pomiędzy bohaterami. W stu procentach położono natomiast finalną część obrazu. Nie dość, że ulatniają się resztki wcześniejszej atmosfery, to jeszcze zafundowano nam „fajerwerk” komputerowych efektów specjalnych. Gdyby twórcy dysponowali dużym budżetem, ich obecność miałaby sens i prawdopodobnie mogłyby cieszyć oko. Tymczasem otrzymaliśmy słabo wykonane efekty, które reprezentują poziom byle bubla z podrzędnego bazaru.

Pora na małe podsumowanie. Z jednej strony, obraz McIntire’a przedstawia w sumie znośną historię. Z drugiej, nie ustrzeżono się nietrafionych rozwiązań, z marnymi komputerowymi tworami na czele. Zdaję sobie sprawę, iż nie jest to produkcja kinowa. Jednakże dlaczego silono się na widowiskowe wstawki w ostatniej partii filmu, skoro finalny efekt okazał się odwrotny do zamierzonego? Jeżeli zatem rozpaczliwie szukacie historii o zbliżonej tematyce, lepiej sięgnijcie o rok młodszy „Statek widmo” ze znaną z „Ostrego dyżuru” Julianną Margulies. Tu też nie ma mowy o dziele wybitnym, ale na pewno ciekawszym i sprawniej zrealizowanym od „Zagubionej podróży”.


Ocena: 4/10


Tytuł polski: Zagubiona podróż
Tytuł oryginalny: Lost Voyage
Reżyseria: Christian McIntire
Scenariusz: Christian McIntire, Patrick Phillips
Obsada: Judd Nelson, Janet Gunn, Lance Henriksen, Jeff Kober, Mark Sheppard
Gatunek: horror
Produkcja: USA
Rok produkcji: 2001
Czas trwania: 91 minut

2 komentarze:

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.