Trójkąt
Bermudzki od dawna figuruje w kręgu zamiłowań badaczy zjawisk paranormalnych, a
wszystko to za sprawą dziwnych zaginięć łodzi i samolotów, jakie odnotowano w
owym rejonie Atlantyku. Zagadka ta fascynuje również Aarona Robertsa,
protagonistę obrazu pt. „Zagubiona podróż” w reżyserii Christiana McIntire’a. Mężczyzna
interesuje się nią jednak nie tylko dlatego, że sam należy do wielbicieli
niewytłumaczalnych zdarzeń. Dla pana Robertsa, tajemnica Trójkąta ma bowiem
wymiar osobisty...
W
rejonie Bermudów, zaginął przed laty statek Corona Queen, na pokładzie którego
płynął ojciec Aarona wraz ze swoją drugą żoną. Jak wiadomo, tego rodzaju
tragedie nie dają o sobie zapomnieć, zwłaszcza jeśli dotyczą własnej rodziny.
Bohatera filmu dręczą na dodatek wyrzuty sumienia, gdyż pożegnanie z tatą
odbyło się w niezbyt miłej atmosferze. Cóż, był wtedy małym chłopcem, a ponadto
nie mógł przewidzieć, iż widzi rodziciela po raz ostatni. Przykre wydarzenia z
przeszłości stają się więc swoistą obsesją Aarona, a niesamowita otoczka
towarzysząca zniknięciu ojca pcha mężczyznę w stronę tego, co niezwykłe.
Pewnego
dnia, pojawia się szansa na chociażby częściowe wyjaśnienie losu pasażerów Corony
Queen. Ni stąd ni z owąd, statek powraca na wody oceanu. Pan Roberts nie będzie
bynajmniej jedynym, którego w szczególności zafrapuje owe zdarzenie.
Scenarzyści szybko wprowadzają na arenę drugą główną postać, a konkretnie
dziennikarkę Danę Elway. Kobieta wręcz z ekscytacją reaguje na wieść o
odnalezieniu Corony, aczkolwiek kieruje się zgoła odmiennymi powodami. Dana pragnie
zebrać materiał życia i zarazem podratować karierę, ponieważ czuje na karku oddech
młodszej konkurentki, chętnej do przejęcia jej stanowiska.
Akcja
rozkręca się wraz z wyruszeniem na pokład Corony Queen, gdzie Aarona oraz ekipę
telewizyjną zabiera zespół dowodzony przez niejakiego Dawida Shawa. Wprawdzie
scenariusz nie wciąga na tyle, aby śledzić perypetie bohaterów z
zaangażowaniem, lecz robi to wystarczająco dobrze, by z umiarkowanym
zainteresowaniem wytrwać do napisów końcowych. Pierwsze minuty na pokładzie
przebiegają podobnie jak w wielu historiach o tajemniczych miejscach, których
zbadania podejmuje się grupa ludzi. Najpierw jest w miarę spokojnie, mimo że
zwiedzaniu kajut itd. towarzyszy lekka aura tajemniczości. Swoje trzy grosze
dokładają do tego dziwne sygnały rejestrowane przez sprzęt oraz stosowane przez
twórców horrorów zagrywki w rodzaju nagle zamykających się drzwi. Oczywiście, w
owych momentach widz nie będzie nerwowo obgryzać paznokci jak w trakcie
najlepszych pozycji z gatunku grozy, ale powinien dostrzec delikatne
podkreślenie klimatu.
Jako
że produkcja trwa mniej więcej półtorej godziny, autorzy skryptu prędko
przechodzą do kolejnych etapów podróży. Mianowicie protagonistów zaczynają
nawiedzać wizje, które według mnie nie zostały dobrze zrealizowane. Owszem,
miały wyglądać dziwnie, lecz aż nadto wytrącały z nastroju, jaki panował
podczas pokazywania rzeczywistości. Inna bardzo ważna rzecz to pierwsze trupy.
W tego rodzaju fragmentach lepiej poradzono sobie z utrzymaniem odpowiedniego
napięcia. Największe wrażenie wywołują tzw. chwile oczekiwania, czyli ostatnie
minuty z życia ofiary, kiedy z grubsza wiadomo już jak przykra śmierć spotka
pechowego osobnika. Oprócz tego, w miarę poprawnie wypadły sceny, które
eksponują rosnący stres oraz wynikłe z niego nieporozumienia pomiędzy
bohaterami. W stu procentach położono natomiast finalną część obrazu. Nie dość,
że ulatniają się resztki wcześniejszej atmosfery, to jeszcze zafundowano nam „fajerwerk”
komputerowych efektów specjalnych. Gdyby twórcy dysponowali dużym budżetem, ich
obecność miałaby sens i prawdopodobnie mogłyby cieszyć oko. Tymczasem
otrzymaliśmy słabo wykonane efekty, które reprezentują poziom byle bubla z
podrzędnego bazaru.
Pora
na małe podsumowanie. Z jednej strony, obraz McIntire’a przedstawia w sumie
znośną historię. Z drugiej, nie ustrzeżono się nietrafionych rozwiązań, z
marnymi komputerowymi tworami na czele. Zdaję sobie sprawę, iż nie jest to
produkcja kinowa. Jednakże dlaczego silono się na widowiskowe wstawki w
ostatniej partii filmu, skoro finalny efekt okazał się odwrotny do zamierzonego?
Jeżeli zatem rozpaczliwie szukacie historii o zbliżonej tematyce, lepiej sięgnijcie
o rok młodszy „Statek widmo” ze znaną z „Ostrego dyżuru” Julianną Margulies. Tu
też nie ma mowy o dziele wybitnym, ale na pewno ciekawszym i sprawniej
zrealizowanym od „Zagubionej podróży”.
Ocena:
4/10
Tytuł
polski: Zagubiona podróż
Tytuł
oryginalny: Lost Voyage
Reżyseria: Christian McIntire
Scenariusz: Christian McIntire, Patrick Phillips
Obsada: Judd Nelson, Janet Gunn, Lance Henriksen, Jeff
Kober, Mark Sheppard
Gatunek:
horror
Produkcja:
USA
Rok
produkcji: 2001
Czas
trwania: 91 minut
Nie oglądałam tego, ale widzę, że niewiele straciłam :)
OdpowiedzUsuńNic nie straciłaś. :D
Usuń