Idę sobie ulicą
i czuję, że coś jest mocno nie tak. Oto bowiem spotykam znajomego fana ciężkich
brzmień, który niczym w narkotycznym transie podśpiewuje własną wersję pewnego
szlagieru o zielonych oczach. Jednak nie to zaskakuje najbardziej. Skoro gość mieszka
w innym mieście, co wobec tego robi na moim osiedlu? No i dlaczego zza rogu
wysnuwa się grupka zombie? Uff, ja chyba po prostu śnię… Ale czemu nie mogę się
już obudzić?!
Z
pewnością każdy niejednokrotnie doświadczył podobnych sytuacji. Nawiedzani
przez nie do końca zrozumiałe i niezbyt przyjemne sny, musimy czasami krążyć
wewnątrz osobliwego zlepku zniekształconej rzeczywistości oraz totalnie
fikcyjnych elementów. Pobudka z kolei nie zawsze jest wtedy banalną sprawą, o
czym nad wyraz dobitnie przekonuje się główny bohater niezależnej gry Bad
Dream: Coma. Co ciekawe, to nie pierwsza produkcja, którą polski deweloper
Desert Fox sygnuje nazwą Bad Dream. Wcześniej uraczono nas darmową serią
sześciu krótkich przygodówek, zapraszając w szaloną, acz na swój sposób
intrygującą podróż po ascetycznych sceneriach rodem z koszmarów. Coma stanowi
natomiast kolejne, lecz tym razem komercyjne i bardziej rozbudowane wcielenie
cyklu.
Jak
wyżej zasygnalizowałam, pokierujemy tu poczynaniami jegomościa, który udał się
na spoczynek. Niemniej o ile w objęcia Morfeusza zapada raczej bez większych
trudności, tak problem tkwi w tym, iż ma nieliche kłopoty z powrotem do świata
realnego. Na domiar złego, onirycznemu środowisku, w którym wyląduje nasz
protagonista, daleko do przyjaznej i malowniczej okolicy. Przemierzane lokacje
nie zaliczają się do miejsc, które chciałby zwiedzać ktokolwiek przy zdrowych
zmysłach. I choć nie zabraknie na naszej trasie przystanków znanych z
nieodpłatnych poprzedników, nie jest to równoznaczne z pójściem na łatwiznę.
Wręcz przeciwnie, Desert Fox serwuje nam kreatywną reinterpretację w przypadku
miejscówek kojarzonych z Bad Dream: Series. Osoby, które przerobiły wpierw
„darmówki”, powinny zatem docenić napotkane nawiązania.
W
trakcie wędrówki zawitamy przykładowo do takich lokacji jak podniszczony
szpital, upiorny cmentarz czy posępne blokowisko. Rodzimy producent ochoczo
częstuje graczy różnego rodzaju chorymi obrazkami, co z jednej strony mogłoby
sugerować mieszankę dziwacznych wizji bez składu i ładu. Z drugiej, ten pozorny
bałagan skrywa w gruncie rzeczy przemyślany kawał horroru psychologicznego.
Nasz podstawowy cel polega oczywiście na ucieczce z koszmarnego uniwersum,
gdzie, jak się okazuje, uwięzieni są też inni ludzie. Dodam jeszcze, że owe tło
zostało połączone ze smutnym wątkiem o silnym wydźwięku emocjonalnym. Więcej
nie zdradzę, bo to zdecydowanie taka opowieść, której poszczególne fragmenty
najlepiej odkrywać samodzielnie. A jak z tym całym straszeniem, skoro fabułę da
się podpiąć pod gatunek grozy? Cóż, wprawdzie sesje z Comą obejdą się bez
pampersów, lecz nieustannie będzie towarzyszyć nam specyficzny, podskórny
niepokój. Ba, przyznam, że z uwagi na ciężki klimat wolałam przechodzić grę w
krótszych sesjach.
Pod
względem mechanizmów rozgrywki, Bad Dream: Coma to klasyczny point and click,
który obsługujemy przy pomocy myszki, zajmując się głównie zagadkami opartymi
na używaniu rozmaitych przedmiotów. Należy przy tym nadmienić, iż niezależna
przygodówka oferuje zarówno pomysłowe wariacje na temat zadań ze starszych
odsłon, jak i nowości dla serii. Prócz standardowych inwentarzówek, natrafimy
także na pojedyncze zagadki innego typu, np. znajdowanie różnic pomiędzy
obrazkami bądź planszówkę. Co do tej ostatniej, dobrze odzwierciedlono losowość
takiej zabawy, aczkolwiek po którymś wyrzuceniu złej liczby oczek można się
troszkę podirytować (zwłaszcza w okolicach mety).
Szczególnie
charakterystycznym aspektem gameplayu jest pewna nieliniowość, pociągająca za
sobą obecność kilku zakończeń. Z powodzeniem zaimplementowano tutaj system
konsekwencji ponoszonych wskutek czynności, jakie wykonamy w tej
surrealistycznej krainie. Taka konstrukcja gry zachęca do ponownego przejścia
produkcji i sprawdzenia alternatywnych opcji, wraz ze zmianami zachodzącymi w
obliczu naszych interakcji. Co istotne, nie zawsze zostaniemy postawieni przed
oczywistą decyzją. Swoją drogą, niejasność zdaje się przyświecać wyzwaniom
przedstawionego świata, skłaniając do abstrakcyjnego myślenia. Niewątpliwą
zaletą obranej konwencji jest zgodność przygotowanych zadań z pokrętną logiką
sfery snów. Niestety, ma to też swoje minusy, bo choć popisano się inwencją
twórczą, nie uniknięto dość częstych momentów, w których nie wiadomo, co robić.
Stąd czeka nas regularny i dyskusyjny pod kątem frajdy pixel hunting.
Coma
odznacza się nietuzinkową warstwą wizualną, którą ciężko rozpatrywać w
kategorii kanonicznego piękna, ale jednocześnie trzeba pochwalić za kolejny
dowód deweloperskiej kreatywności oraz za umiejętne podkreślanie sugestywnej
atmosfery. Podobnie jak w darmowych częściach, postawiono na formułę starych
szkiców, tyle że pomimo królującego minimalizmu widać lepszą jakość w stosunku
do pomniejszych projektów z Bad Dream: Series. Rysunkowe, dość statyczne
plansze przywodzą na myśl papier, który nie tylko został nadgryziony przez ząb
czasu, lecz również nie oparł się niechlujstwu w postaci licznych plam. Poza
tym, produkcja nie stroni od groteskowych i makabrycznych widoków, z
okaleczonymi ciałami na czele. W tę przygnębiającą stylistykę wyśmienicie
wpisuje się także ścieżka dźwiękowa, gdyż nawet bardziej melodyjna nuta nie oszczędzi
graczom niepokojącego nastroju. Dialogi występują zaś wyłącznie w formie
napisów, co pasuje do surowej estetyki tytułu.
Bad
Dream: Coma nie jest długą produkcją – przy pierwszym podejściu finał
powinniśmy ujrzeć po około czterech godzinach, ale ów fakt rekompensuje
perspektywa podejmowania odmiennych decyzji. To zresztą nie jedyny atut
rodzimej propozycji, lecz przytłaczająca i zarazem ascetyczna natura gry nie
przemówi do każdego. Kto jednak wciągnie się w ponurą wizję więzienia ze złych
snów, nie pozostanie obojętny na zalety tytułu. Jeżeli więc odczuwacie pociąg
do niszowych i niełatwych w odbiorze projektów, sądzę, że warto dać szansę
polskiemu „indykowi”.
---------------------------------------------------
Tekst powstał
dzięki współpracy z portalem Save!Project i tam również można go przeczytać,
zaglądając pod ten adres.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.