Wśród płodów
wirtualnej branży nie brakuje tytułów, pod wpływem których ożywają dyskusje typu
„Czy gry to sztuka?”. Do tego artystycznego nurtu niewątpliwie zalicza się
również Saucer-Like, niezależna przygodówka prosto z Hiszpanii. I choć nie
błyszczy niczym diament bez skazy, z pewnością będę ją wspominać jako
intrygujące doświadczenie, a twórców projektu wpisuję na listę wartych
obserwowania autorów.
Saucer-Like,
którego producentem jest studio Fosfatina Ediciones, a wydawcą firma Tizona
Interactive, zaprasza odbiorców na mistyczną wyprawę do siedziby klanu
strażników lasu. To ludzie całym sercem oddani zamieszkiwanej ziemi i
przyrodzie ogółem, stanowiącej dla nich dziedzictwo, o jakie muszą dbać z
najwyższą troską. Owszem, mają swoje obowiązki, które powinni wypełniać, by
osada prawidłowo funkcjonowała. Stąd pośród członków społeczności znajdziemy więc
dla przykładu kowala. Niemniej wioskowe życie podporządkowane jest naturze i
tak się składa, że zawitamy tam w dniu przeprowadzenia bardzo ważnego rytuału.
Razem czy
osobno?
Przed
perspektywą uczestnictwa w kultywowanych od pokoleń obrządkach staje także grywalny
bohater – młodzieniec o imieniu Yanagi, lecz podkreślić trzeba, iż chłopakiem
targają z tego powodu solidne wątpliwości. Mianowicie nasz protagonista
rozpatruje obranie odmiennej od dominującej tradycji drogi, aczkolwiek klanowe
reguły dopuszczają możliwość pójścia taką ścieżką. Gwoli ścisłości, to odrębny
rytuał przeznaczony dla samotników, poszukujących swojego miejsca świecie. Co
wybierze Yanagi? Młodzian musi szybko podjąć tę ciężką decyzję, od której
zależy, czy umocni więzi z plemienną wspólnotą, czy – jako zdeklarowany
outsider – ostatecznie odetnie się od pozostałych.
Ambitnie,
klimatycznie…
Wprawdzie
hiszpańska produkcja nie kreśli przed graczami rozległej epopei, ale ten skromny
w gruncie rzeczy wycinek z życia tajemniczego klanu pozwala poznać ludzi,
którzy mają swoje radości i smutki (m.in. dobroduszną babcię Mizuko,
sympatyczną dziewczynkę Umi czy wzdychającego do leśnej boginki Ishę). Co
istotne, losy Yanagiego oraz jego rodaków posłużyły deweloperom do pochylenia
się nad rolą jednostki w społeczeństwie. Sądzę, że całkiem dobrze wywiązali się
z powziętego założenia, zarówno w kontekście większej grupy ludzi, jak i zawężonego
grona najbliższych człowiekowi osób. Oprócz tego, przedstawiona historia
zawiera elementy animizmu, a to za sprawą wspomnianego wcześniej silnego
przywiązania bohaterów do natury. W myśl owej koncepcji członkowie plemienia
spostrzegają bowiem otaczającą ich przyrodę jako byty obdarzone duchowym
pierwiastkiem, a także siedliska różnych bóstw.
Fabuła
Saucer-Like operuje wyrazistymi, acz zarazem dość symbolicznymi i oszczędnymi
środkami, poniekąd zachęcając w ten sposób do dodatkowych interpretacji.
Refleksyjnemu charakterowi opowieści sprzyja zaś specyficzna, jakby odrealniona
i poetycka atmosfera, którą bez dwóch zdań potęguje nietuzinkowa warstwa
audiowizualna. Nastrojowa muzyka, jaka towarzyszy naszej wędrówce, świetnie
wpasowuje się w medytacyjną konwencję przygodówki. Dwuwymiarowa szata graficzna
wzbudza natomiast skojarzenia z produkcjami anime oraz stricte artystycznymi
animacjami, które celują w gusta dojrzałych koneserów niebanalnego kina.
Ręcznie rysowane plansze przypominają stare płótna, a do tego zostały
zdominowane przez brązy i beże – nawet zieleń zdaje się być nasiąknięta owymi
kolorami. Nie wypada mi ponadto pominąć przerywników filmowych, które zwracają
uwagę bardzo dobrą realizacją i dokładają swoje trzy grosze do pozytywnych
wrażeń estetycznych.
… i z łyżką
dziegciu
Dotychczas
wyrażałam się o recenzowanym tytule praktycznie w samych superlatywach, a
przecież na wstępie zasygnalizowałam, iż nie uświadczymy ideału. Co wobec tego
nie zagrało? Powiem tak – gdyby twórcy zdecydowali się na tradycyjny film
animowany, Saucer-Like z powodzeniem mogłoby być pokazywane na odpowiednich festiwalach,
a i niewykluczone, że zdołałoby zgarnąć jakieś wyróżnienia. Należy jednak
pamiętać, iż mamy do czynienia z grą, choć z ambicjami wykraczającymi poza wybrane
medium. I to pod kątem wirtualnej rozrywki muszę też ową pozycję ocenić, lecz
tu niestety pojawia się kilka zgrzytów. Otóż we właściwej części gry widać, że
Yanagi porusza się nieco sztywno, a pośpiech raczej nie leży w jego zwyczaju. Kolejne
zastrzeżenie dotyczy napisów. O ile nie przeszkadza mi rezygnacja z voice
actingu, tak przydałoby się dopieścić angielskie teksty. To swoją drogą raz zrobiono,
bo testowałam produkt po wypuszczeniu patcha poprawiającego pewne błędy w
tłumaczeniu. Co prawda nie siedziałam z lupką nad każdym zdaniem, ale pomimo
tego zauważyłam parę „kwiatków”.
Saucer-Like
to krótka gra na jeden wieczór – przy pierwszym podejściu, kiedy dokładnie
węszyłam po wszystkich kątach i dopiero poznawałam uniwersum przygodówki,
zmieściłam się w dwóch godzinach. Rozgrywka obejmuje typowe dla gatunku
konwersacje, zbieranie różnych gratów oraz inne interakcje z elementami
otoczenia. Zadania, z jakimi się zmierzymy, nie są skomplikowane, a ich
obecność została uzasadniona przez wątek klanowych rytuałów. Niemniej szkoda,
że nie wydłużono czasu zabawy właśnie na rzecz większej liczby trudniejszych
zagadek. Wszak pomysł ze swoistymi próbami, które ewentualnie musi przejść nasz
chłopaczyna, to podatne podłoże do serwowania graczom rozmaitych łamigłówek. System
dialogów zyskałby z kolei na dopracowaniu – gdy przykładowo popchnęłam w jednej
lokacji fabułę do przodu, rozmowa z przebywającą na danym terenie postacią
nadal uwzględniała stare kwestie zamiast je wymazać (w zamian trzeba było
opuścić planszę i wrócić, by zwyczajnie nie zastać już owego delikwenta).
Artyzm z
grzeszkami
Podsumowując,
tytuł autorstwa Fosfatina Ediciones posiada niezaprzeczalne zalety, lecz
również nie ustrzegł się niedoskonałości. Po stronie minusów mamy niedostatki w
aspektach technicznych, a wśród plusów brylują kontemplacyjny klimat oraz
przeżycia, jakich dostarcza atrakcyjna oprawa audiowizualna, wraz ze skierowaną
do dojrzałych odbiorców historią. Jeżeli zatem naszłaby Was chrapka na
niewymagającego point and clicka i jednocześnie szukalibyście artystycznych
doznań, warto rozważyć wtedy propozycję od hiszpańskiego studia. Sama w ogólnym
rozrachunku nie żałuję poświęconego czasu, no i trzymam kciuki za dalsze plany
deweloperów, licząc, że w przyszłości zaoferują graczom nie tylko równie interesujące
eksperymenty z formą, ale też większy szlif niżli przy perypetiach Yanagiego.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Tizona Interactive.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.