Jeżeli człowiek
zamierza zrobić sobie urlop, to nawet, gdy planuje aktywny wypoczynek, raczej
nie przewiduje użerania się z wrednymi typkami. Tymczasem bohaterkę Bractwa
Tajemnic 5 czekają właśnie tego rodzaju atrakcje, wraz z koniecznością
ratowania czyjegoś tyłka. Cóż poradzić, taka dola wirtualnych postaci, które
często zostają postawione w obliczu podnoszących adrenalinę sytuacji. Na
szczęście, przynajmniej nie trzeba wtedy narzekać na brak przygód ani ciekawych
miejsc do zwiedzania.
Bractwo
Tajemnic 5: Smocze Królestwo (The Secret Order 5: The Buried Kingdom) to
casualowa produkcja, za której opracowanie odpowiada węgierskie studio Sunward
Games, a za wydanie polska firma Artifex Mundi. Kolejna odsłona cyklu stanowi
zarazem ponową okazję do wcielenia się w znaną sympatykom serii Sarah
Pennington. Będąc członkinią Zakonu Gryfa, kobieta odbyła niegdyś niejedną czasoprzestrzenną
wyprawę, lecz po wypełnieniu ostatniej misji, szefostwo zadecydowało o
zaprzestaniu takowych wojaży, nakazując zniszczyć wszelkie przeznaczone do tego
celu urządzenia. Panna Pennington postanawia zaś dobrze wykorzystać zyskaną
chwilę oddechu, by nadrobić zaległości w sprawach prywatnych. Dlatego
kontaktuje się z niejaką Julie Millar, słynną podróżniczką i równocześnie
przyjaciółką naszej protagonistki ze szkolnej ławy.
Emocjonujące komplikacje
Sarah
nie tylko cieszy się perspektywą spotkania z Julie, ale i odkryciem, jakiego
dokonała dawno niewidziana kumpela. Znajoma wpadła na trop legendarnego
Smoczego Królestwa, którym obie panie fascynowały się jeszcze w liceum. Niestety,
nie będzie im dane beztrosko zawołać „Ahoj przygodo!”, acz jak zasygnalizowałam
we wstępie, mocne wrażenia wystąpią tu w nadmiarze. Dzieje się tak z powodu
niespodziewanej ingerencji Klanu Smoka, który w przeszłości parokrotnie zalazł
głównej bohaterce za skórę. Tym razem ścieżki Sarah i gadziopodobnych osobników
krzyżują się w związku z panną Millar, która zostaje uprowadzona przez owych gagatków.
W takich oto okolicznościach dzielna heroina trafi koniec końców do tytułowego
królestwa, a prócz ratowania psiapsiółki, będzie musiała przywrócić ład na
terenie krainy. Jak łatwo zgadnąć, ekipa z obozu wroga nie omieszkała tam bowiem
solidnie namieszać.
Choć
w piątym Bractwie Tajemnic nie mamy do czynienia z zupełnie nowym przeciwnikiem,
osoby, które dopiero teraz sięgają po cykl autorstwa Sunward Games, szybko się
we wszystkim połapią. Scenariusz jasno informuje odbiorców, że członkowie Klanu
Smoka i Zakonu Gryfa nie pałają do siebie sympatią, a ci pierwsi planują zemstę
na tych drugich, zdobywając uprzednio niezbędne środki. Stąd ich
zainteresowanie mitycznym regionem, gdzie według legend nadal mieszkają
najprawdziwsze smoki. Pod kątem fabularnym, gracze otrzymują natomiast sprawnie
skonstruowaną historię, odwołującą się do tradycji kina przygodowego oraz
opowieści z gatunku fantasy. W recenzowanej produkcji dostrzegłam ponadto pewne
wpływy „Podróży do wnętrza Ziemi” Juliusza Verne’a, a także podań i mitów na
temat Atlantydy. Mianowicie deweloperzy przedstawiają Smocze Królestwo jako
zatopioną przed wiekami krainę, lecz pomimo uwięzienia na dnie oceanu, można
całkiem normalnie żyć w tamtejszych warunkach, sprzyjających m.in. rozwojowi
dużych grzybków.
Latający smok,
ukryty amulet
Jeśli
chodzi o mechanikę, perypetie Sarah Pennington oferują wciągający mariaż klasycznej
przygodówki z elementami hidden object, który cieszy się ogromnym wzięciem w
gronie zwolenników niedzielnej rozrywki. Wśród wstawek z ukrytymi obiektami
dominuje standardowy wariant, czyli spisy poszukiwanych szpargałów, ale twórcy
serwują nam też kolekcjonowanie części większych rekwizytów (tzw. sceny
fragmentaryczne) oraz plansze wymagające ciągłych interakcji. Co do tych
ostatnich, szczególnie wyróżnia się odmiana ujawniająca wyłącznie liczbę
dostępnych czynności oraz nazwę przedmiotu, jaki powinniśmy znaleźć na samym końcu.
Dysponując ogólnikowymi wytycznymi, które każą po prostu używać widocznych na
ekranie gratów, musimy wówczas kombinować na modłę pełnokrwistego point and
clicka.
Zatrzymując
się przy momentach, kiedy piątej odsłonie serii najbliżej do tradycyjnej gry
przygodowej, na największą uwagę zasługują zwłaszcza dwa aspekty. Jednym z nich
jest obecność towarzyszącego protagonistce pomocnika, podobnie jak dla
przykładu kociak z pierwszego Grim Legends czy małpka z Dark Arcana: The
Carnival. Tutaj taką funkcję pełni mały pocieszny smok Droi, który w razie
potrzeby służy choćby swoimi ząbkami bądź umiejętnością ziania ogniem. Kolejna
bardzo istotna rzecz dotyczy Amuletu Smoczego Oka, pozwalającego ujrzeć minione
wydarzenia. W praktyce skorzystanie z gadżetu oznacza zobaczenie niebieskich
widm, dzięki czemu odblokujemy nowe aktywne punkty na danych planszach. Co
ważne, klejnot ten należy wpierw naładować poprzez rozwiązanie nieskomplikowanej
łamigłówki, która polega na stosownym łączeniu rur. W ogólnym rozrachunku
doceniam pomysł z amuletem, plasując go po stronie plusów. Przyczepię się tylko
do bonusowego rozdziału, gdzie zastosowanie rekwizytu wprowadzono według mnie ewidentnie
na siłę, by usprawiedliwić lataninę po różnych lokacjach. Niemniej podkreślam,
że to ledwie pojedynczy przypadek.
Jak na porządną
HOPKĘ przystało
Audiowizualna
oprawa tytułu nie odbiega od tego, do czego przyzwyczaiły nas produkcje spod
znaku Hidden Object Puzzle Adventure. Słowem, jest dobrze, bo przygrywająca w
tle muzyka pasuje do charakteru opowieści, a ręcznie malowane tła nie żałują klimatycznych,
kolorowych i generalnie bardzo przyjemnych dla oka widoków. W ramach przykładu
warto przytoczyć urokliwe scenerie z fantastycznej krainy, przy których graficy
pokusili się o nierzeczywistą, jakby bajkową paletę barw. Słabiej wypadają za
to animacje postaci, co jest częstą bolączką tego typu gier. Nie ukrywam
jednak, że spodobało mi się zbliżenie na facjatę pewnego zapijaczonego
kapitana. Otóż dość mocno zaróżowione policzki mężczyzny dobitnie wskazywały,
iż sporo gorzałki przelało się przez jego gardło. Niby drobnostka, ale lubię wyłapywać
takie dodające wiarygodności smaczki.
Reasumując,
Bractwo Tajemnic 5: Smocze Królestwo to dobra propozycja dla fanów
relaksujących gier, które intensywnie testują spostrzegawczość i przeplatają
czysto przygodówkowe zagadki scenami HO. Jeżeli zaliczacie się do takich osób, upichcony
przez Sunward Games projekt powinien przypaść Wam do gustu. Radziłabym zatem dać
szansę odważnej Penningtonównie i poświęcić jej około 3,5 godziny, bo tyle
mniej więcej trwa ukończenie owego tytułu (włącznie z 30-minutowym bonusem,
odblokowywanym po zaliczeniu podstawowego scenariusza).
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.