Klaun o
wdzięcznym imieniu Dropsy wprost uwielbia się przytulać, ale liczba
zainteresowanych jego uściskami nie jest, delikatnie mówiąc, zbyt imponująca.
Bynajmniej nie dlatego, iż wszyscy mają tutaj traumę po przeczytaniu powieści
„To” autorstwa Stephena Kinga. Wyjaśnienia zaistniałej sytuacji należy szukać
gdzie indziej. Bo nie dość, że biedny cyrkowiec urodą nie grzeszy, to jeszcze
ciągnie się za nim paskudna opinia.
Zanim
przejdę do omawiania poszczególnych aspektów przygodówki, pozwolę sobie na
wtręt kronikarskiej natury. Otóż korzenie tytułu sięgają roku 2008, kiedy to
Dropsy zadebiutował w formie paragrafówki na forum serwisu Something Awful. Można
jednak powiedzieć, że sama postać klauna jest trochę starsza – odpowiedzialny
za ilustracje Jay „Tendershoot” Tholen wykorzystał bowiem w tym celu pomysł z własnej
platformówki sprzed kilku lat. Forumowa zabawa ewoluowała potem ku planom
zrobienia gry komputerowej, choć nie od razu Kraków zbudowano. Dopiero trzecia
kampania na Kickstarterze okazała się prawdziwym sukcesem. Pierwszej, acz
udanej, Jay Tholen od początku nie przewidywał jako tej, która ma pokryć całkowite
koszty produkcji. Przy drugiej licznik stanął zaś w okolicach połowy niezbędnej
sumy, zostawiając dewelopera bez dodatkowego zastrzyku gotówki. Zbiórka numer
trzy wykazała za to odwrotną tendencję, bo uskładano prawie 25 tysiaków, przy
minimum równym 14 tysięcy dolarów. Oprócz tego, Tendershoot otrzymał wydawnicze
wsparcie od firmy Devolver Digital, a także pomoc studia A Jolly Corpse,
wspólnie z którym kontynuował proces tworzenia gry. I tak w roku 2015 finalny
produkt ujrzał wreszcie światło dzienne.
Przytul mnie,
proszę!
Jak
już sygnalizowałam, odpalenie produkcji wiąże się z prześledzeniem losów
tytułowego klauna, który odznacza się pogodnym usposobieniem i brakiem
przystojnej aparycji. O ile pierwsza cecha to czynnik sprzyjający rozwijaniu
kontaktów międzyludzkich, tak druga niekoniecznie, zwłaszcza że chodzi o kogoś
obarczonego winą za katastrofalny w skutkach pożar. A takie właśnie brzemię musi
nieść nasz protagonista, co przysparza pechowemu poczciwcowi niejednej
przykrości. Pomimo tego Dropsy nie zraża się do świata, nieustannie podejmując
próby rozdawania uścisków. Bez względu na to, czy obiektem takich czułości jest
dla przykładu młoda kobieta, starszy pan, dziecko, pomnik albo i nawet toaleta
typu toi toi. Co istotne, główny bohater pragnie również pomagać wszystkim
potrzebującym, a uszczęśliwianie otoczenia stanowi kluczowy element recenzowanej
pozycji.
Scenariusz
przygodówki nie zalicza się do nazbyt skomplikowanych, lecz w ogólnym
rozrachunku oceniam go pozytywnie. Wprawdzie na dalszym etapie zabawy dojdzie pewien
fantastyczny wątek, którego szczegółów nie zdradzę, ale generalnie nad całością
roznosi się swoista pochwała czynienia dobra. Jednocześnie przytulankowe zapędy
klauna nie powodują, że opowieść koniec końców przybiera kształt stuprocentowo
słodkiej i humorystycznej bajeczki. Fabuła nie żałuje nam też poważniejszych
nut, a u Dropsy’ego dostrzeżemy rysy bohatera tragicznego za sprawą wrodzonej
prostoduszności, społecznego wykluczenia oraz psychodelicznych koszmarów, które
niekiedy go nawiedzają. Złe sny można natomiast uznać za manifestację traumy,
jaka dręczy nieboraka w związku z feralnym wypadkiem. Stąd wędrówka
protagonisty jest zarazem drogą ku rehabilitacji w oczach lokalnej ludności. Trzeba
przy okazji zaznaczyć, iż gra potrafi wzruszyć. Duża tu zasługa rozwiązywania
problemów napotkanych postaci, dzięki czemu autentycznie robiło mi się cieplej
na sercu.
Staroszkolnie i
po swojemu
Co
się tyczy mechaniki, Dropsy’ego obsługujemy przy pomocy sprawdzonej w point and
clickach myszki. Rozgrywka bazuje na eksploracji środowiska, zaczepianiu
mieszkańców zwiedzanego uniwersum, a także na zbieraniu i używaniu rozmaitych
obiektów. Słowem, klasyka, przy czym twórcy zadbali o to, by wyróżnić swój
projekt na tle pobratymców. Do takich znaków rozpoznawczych można śmiało zaklasyfikować
filozofię obściskiwania, która bryluje nie tylko na gruncie narracji, ale i
gameplayu. Ba, przytulanie ma nawet oddzielną ikonę w interfejsie u góry ekranu.
Nierzadko obejmiemy kogoś lub coś bez zbędnych ceregieli, lecz są też postacie,
które wymagają uprzedniego spełnienia ich życzenia. W tym miejscu wypada
zwrócić uwagę na ciekawą formę komunikacji z NPC-ami. Mianowicie zrezygnowano z
tradycyjnych linijek tekstu na rzecz dialogów obrazkowych. Konwersacje same w
sobie są poniekąd łamigłówkami, bo przypominają rebusy i musimy je prawidłowo
zinterpretować. Przyznam, że rozszyfrowanie takich wiadomości bywało dalekie od
banału. A i zagadki ogółem skłaniały mnie czasem do intensywnego kombinowania, gdyż
niektóre zadania dryfowały w stronę nieszablonowego toku myślenia.
Dropsy
jest zatem propozycją głównie dla oldschoolowych miłośników gatunku, przyzwyczajonych
do trudniejszych przygodówek z dawnych lat. Życia nie ułatwia ponadto fakt, iż produkcja
cechuje się otwartym światem. Taka konstrukcja gry pozwala niemal od razu
zbadać większość lokacji, co mimo oferowanej swobody nie niweluje ryzyka
utknięcia. Wręcz przeciwnie, zdarzały się momenty, kiedy zwyczajnie krążyłam pomiędzy
licznymi planszami, szukając sposobów na popchnięcie akcji do przodu. Teoretycznie
powinna cieszyć opcja szybkiej podróży do wybranych punktów na mapie, tyle że pojawia
się dosyć późnawo, gdy zostanie nam przydzielony samochód. Poza tym, deweloperzy
zaimplementowali cykl dobowy, w efekcie czego dostępność różnych osób zależy od
pory dnia. Da się na szczęście przeskoczyć do określonego przedziału czasowego,
a zrobimy to ucinając sobie drzemkę w jednym z kilku legowisk.
Małe wędrowne
zoo
Jako
że klaun umie porozumiewać się ze zwierzętami, twórcy wykorzystali talent
protagonisty do wprowadzenia stosownej grupy wsparcia u jego boku. Pomijając
cyrkowca, mamy jeszcze trzy grywalne postacie: psa, mysz oraz ptaka. Pierwszy z
owych towarzyszy podąża za wypacykowanym herosem praktycznie od samego
początku, a reszta dołącza wraz z rozwojem historii. Warto nadmienić, iż
sympatyczni kompani są pełnoprawnymi bohaterami przygodówki, aczkolwiek z
oczywistych względów drugoplanowymi. Podobało mi się to, że otrzymali własne, pomniejsze
wątki fabularne, wpisujące się równocześnie w gameplay. Co więcej, niejednokrotnie
przyjdzie nam przeskakiwać między Dropsym i poszczególnymi zwierzakami, ponieważ
pewne czynności wykona wyłącznie konkretny członek trupy (gryzoń przeciśnie się przez wąską dziurkę, psiak lubi kopać dołki w ziemi, ptaszek podleci do wyżej
położonych miejsc itd.).
Audiowizualny
dostatek
Graficzna
warstwa tytułu funduje odbiorcom wirtualny powrót do przeszłości, gdyż została
utrzymana w stylu pixel art, przywodzącym na myśl point and clicki ze wczesnych
lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia. Zastosowana kolorystyka ochoczo
częstuje graczy jasnymi barwami, które – w połączeniu z mniej radosnymi
elementami rzeczywistości – podkreślają osobliwą atmosferę produkcji. Zaryzykowałabym też stwierdzenie, że dominujące odcienie odzwierciedlają
łagodny charakter głównego bohatera. Swoją drogą, Dropsy najczęściej przechadza
się z szeroko rozdziawioną paszczą, ale błędem byłoby oskarżyć chłopaka o
ograniczoną ekspresję. Ewidentnie widać, kiedy coś go bardziej zmartwi bądź
odwrotnie – wprawi w stan wyjątkowej euforii. Co do lokacji, te nie trącą
monotonią, a dodatkowe urozmaicenie pociąga za sobą podział na pory dnia.
Satysfakcjonujący urodzaj przynosi również solidna ścieżka dźwiękowa, na którą
składają się kompozycje amerykańskiego muzyka Chrisa Schlarba.
Bilans
serdecznych objęć
Reasumując,
deweloperska współpraca Jaya Tholena z A Jolly Corpse zaowocowała przygodówką,
która bez problemu zapada w pamięć. Perypetie klauna grają na różnych emocjach,
a co za tym idzie – beztroskiemu uśmiechowi zawtórują takie uczucia jak smutek
czy wzruszenie. Zagadki, wespół z oprawą wizualną, kłaniają się starej szkole gatunku,
lecz ambicje twórców nie sprowadziły się jedynie do popłynięcia na fali
nostalgii. Owszem, nie nazwałabym każdego pomysłu strzałem w dziesiątkę. No i
nie mamy do czynienia z nadmiernie długą grą, skoro do finału dotarłam po około
sześciu godzinach. Jednakże przy zestawianiu plusów z minusami przewaga leży po
stronie tych pierwszych, plasując Dropsy’ego wśród wartych poznania tytułów.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGrając w Dropsy'iego na androidzie (bo tam takoż trafiła) nie spodziewałem się wiele. Wyglądała na sympatyczną, miłą dla oka i oldschoolową grę. Kiedy kończyłem tą przygodę byłem w szoku jak można w tak prostej grze o przytulaniu ludzi wprowadzić tyle ciężkich tematów. Wzruszyć się można często, bo gra atakuję co chwilę m.in. tematem wyrzutków czy śmierci. Grafika jest bardzo przyjemna (w tym fajne animacje), a muzyka odpowiednio ponura w smutnych zdarzeniach i radosna, kiedy główny bohater może kogoś przytulić (; . To, co mi się nie spodobało to "dziwność faburalna" - spoilerować nie mógłbym, ale jeśli ktoś sięgnie po ten tytuł, niech wie, że finał jest niezwykły (w "kosmickim" tego słowa znaczeniu (; ).
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobra gra, tylko akurat ja musiałem zerkać do poradników, bo zagadki są... dziwnie trudne. Jednakże to jedna z lepszych point'n'clicków ostatnich lat. (Tym bardziej na smartfonie :P).
Zagadki faktycznie są wymagające i zahaczają też o abstrakcyjne myślenie, a otwarty świat czasami okazywał się dodatkowym utrudnieniem. Niby można próbować w innym miejscu, skoro człowiek zatnie się w jednym. Mimo wszystko chyba trochę za dużo tej swobody... Niemniej w ogóle nie żałuję spotkania z Dropsym. Co prawda nie postawię go w czołówce najukochańszych przygodówek, ale nie zmienia to faktu, że jest nietuzinkową produkcją. Pozdrawiam. :)
UsuńApropo gier fundowanych na kickstarterze to warto rzucić okiem na najliczniej wsparte kampanie. Większość zwycięskich to kampanie związane z grami np.: Yooka-Laylee, Pillars of Eternity, Torment: Tides of Numener czy Double Fine Adventure http://kick.agency/kickstarter-polska-top-10-najliczniej-wspartych-kickstarterowych-kampanii/
OdpowiedzUsuńW przypadku gier szczególnie cieszy mnie fakt, iż dzięki Kickstarterowi powstało sporo przygodówek. :) Niemniej wśród innych gatunków również nie brakuje ciekawych tytułów, ufundowanych właśnie w ten sposób.
Usuń