Świat duchów i
mroczne sekrety z przeszłości, które czekają na wyjaśnienie… Temu właśnie
stawimy czoła w grze Tajemnice Scarlett: Przeklęte Dziecko, buszując po
zakamarkach pewnej wiktoriańskiej rezydencji oraz jej okolicach. To bynajmniej
nie wszystko, gdyż producencko-wydawnicza współpraca, którą nawiązały firmy World-Loom
i Artifex Mundi, ponownie rzuca odbiorców naprzeciw rozgrywki w rytmie Hidden
Object Puzzle Adventure. Co najważniejsze, po raz kolejny z udanym skutkiem.
Katowickie
Artifex Mundi, którego portfolio obejmuje nie tylko produkowanie, ale i
wydawanie gier HOPA, zdążyło już wypuścić kilka tytułów opracowanych przez
warszawskie World-Loom, w tym dla przykładu solidny cykl Zapomniane Księgi
(Lost Grimoires). Wraz z Tajemnicami Scarlett twórcy fundują nam odskocznię od
alchemiczno-magicznych motywów, jakie królują we wspomnianej przed chwilą
serii. Równocześnie nie zapominają o wątkach fantastycznych, które napędzają scenariusz
Przeklętego Dziecka. Wykorzystano je tu jednak po to, by z powodzeniem odwołać
się do formuły powieści gotyckiej.
Tato, gdzie
jesteś?
Osadzona
w XIX-wiecznych realiach pozycja pozwoli graczom pokierować tytułową Scarlett, od
maleńkości obdarzoną zdolnościami parapsychicznymi. Niestety, dar wyczuwania
sfery pozazmysłowej stał się przyczyną przykrych doświadczeń w dzieciństwie,
koniec końców sprawiając, że Jonathan Everitt, rodziciel protagonistki,
postanowił oddać córkę do prowadzonego przez zakonnice sierocińca. I to nie
dlatego, iż z niego taki wyrodny ojciec, a wręcz przeciwnie – na ciężką decyzję
mężczyzny wpłynęła chęć zapewnienia latorośli bezpieczeństwa. Co potem? Pomimo
złożonej dziecku obietnicy nie pojawił się więcej na terenie ośrodka, zaś panienka
Scarlett zdążyła w międzyczasie dorosnąć. Dopiero wtedy, kiedy to w ręce dziewczyny
wpada dość enigmatyczny list, ze wzmożoną siłą odżywają dawne wspomnienia, a
także pragnienie odnalezienia najbliższego krewnego.
Sekretów ciąg
dalszy
Nietrudno
zgadnąć, iż nasza podopieczna zamierza zrealizować plany o poznaniu losu
tatuśka. Tak oto młoda kobieta trafi na opuszczoną stację kolejową, a stamtąd prosto
do posesji miejscowego baroneta i fabrykanta – Aarona Steameyera. Choć jej wizyta
nie spotyka się z ciepłym przyjęciem, główna bohaterka kontynuuje śledztwo, ani
trochę nie tracąc przy tym determinacji. Co istotne, dochodzenie panny Everitt
wykroczy poza prywatne sprawy, aczkolwiek Scarlett nie omieszka rzecz jasna
węszyć wokół ojcowskich powiązań z rodem Steameyerów. Niemniej to smutne dzieje
fabrykanckiej familii wysuną się na czoło tutejszych problemów, skłaniając do
intensywnego poszukiwania odpowiedzi na szereg pytań. Bo skoro papko zawitał niegdyś
w te strony, co tam dokładnie się wydarzyło? Czemu stary Aaron zachowuje się
tak, jakby postradał rozum? Co zaważyło na upadku jego kolejowego biznesu? No i
czyżby Steameyerowe włości były nawiedzone? Wyjaśnianie kolejnych zagadek nie
obędzie się zatem bez mediumistycznych talentów protagonistki, a wszystko to
zaowocowało angażującą i klimatyczną fabułą.
Posępny urok
Należy
jednocześnie podkreślić, że przy kreowaniu odpowiedniej atmosfery niewątpliwie pomaga
też audiowizualna warstwa produkcji. O to, byśmy wczuli się w snutą przez
deweloperów opowieść, dba już początkowy filmik, pokazywany tuż po pierwszym
uruchomieniu gry. Widzimy wówczas kluczowy epizod z najmłodszych lat Scarlett –
ponura, deszczowa pogoda, smutek bijący z oczu dziewczynki oraz widmowe
postacie w tle wywołują zamierzony efekt, przy akompaniamencie tajemniczej
muzyki i odgłosów burzy. Pozostałe fragmenty również nie zawodzą pod kątem
estetyki, włącznie z sugestywnym menu, ozdobionym sylwetką dorosłej bohaterki,
gdy ta stoi ze świecznikiem w korytarzu, zdającym się być siedliskiem
zbłąkanych dusz. Mam podać więcej przykładów? Proszę bardzo. Rezydencji
Steameyerów nadal nie brakuje majestatu, acz zarazem nie da się ukryć, iż
domostwo mocno podupadło. Podobnie jest ze zrujnowaną fabryką i zapuszczonym
sadem.
Metody działania
Pieczołowicie
wykonane plansze przykuwają wzrok, lecz oczywiście nie poprzestaniemy na
biernej obserwacji, zwłaszcza że chodzi o gatunek HOPA, bratający tradycyjne
point and clicki i sekwencje typu hidden object. Co do scen z ukrytymi
szpargałami, które, jak wiadomo, kładą maksymalny nacisk na testowanie naszej
spostrzegawczości, postarano się o satysfakcjonującą różnorodność. Prócz
klasycznych list z nazwami pożądanych przedmiotów, znajdziemy pojedyncze
wstawki innego rodzaju. Wystarczy wymienić choćby odhaczanie elementów na
planie budynku bądź pomysłowe wypatrywanie fantów w oparciu o dziecięce
malunki. Osobiście nie jestem zaskoczona obecnością takich drobnych urozmaiceń,
bo ekipa z World-Loom przekonała mnie o swoich możliwościach przy okazji serii
Zapomniane Księgi.
Wprawdzie
w ogólnym rozrachunku Przeklęte Dziecko wnosi pod względem mechaniki mniejszy
powiew świeżości niż cykl Lost Grimoires, ale i tak posiada pewien rys
indywidualności, przy czym nie piję akurat do wyżej zasygnalizowanych wariacji
na temat scen HO. Owszem, zajmiemy się dobrze znanym zapełnianiem ekwipunku, spożytkowaniem
zasobów podręcznego inwentarza oraz rozwiązywaniem łamigłówek, które generalnie
zostały należycie zintegrowane z narracją. Cóż wobec tego wyodrębnia perypetie
Scarlett? Ano jej paranormalne umiejętności. Mianowicie kobieta dysponuje
sygnetem z rubinowym oczkiem, który, ulokowany pod postacią ikony w lewym
dolnym rogu interfejsu, uaktywnia wizje minionych wydarzeń. Takowe obrazki
potraktowano stosowną kolorystyką, lecz nie jest to ich jedyny atut. Przeważnie
wymagają bowiem zaliczenia układanki do odblokowania danej retrospekcji, a w
dalszej części zabawy wystąpią bodajże trzy bardziej rozbudowane wizje, gdzie
odtwarzanie przeszłości pociąga za sobą dodatkowe interakcje na rzecz
popchnięcia fabuły do przodu.
Chętnie znów się
zobaczymy
Finał,
do którego dotarłam po trzech godzinach wciągającej rozgrywki, otwarcie
sugeruje, że możemy liczyć na następne spotkanie ze Scarlett Everitt.
Pozostawiona przez autorów projektu furtka absolutnie mnie nie rozczarowała,
ponieważ rodzima propozycja broni się w kategorii samodzielnej całości. Nie
mówiąc o tym, że bardzo polubiłam ten tytuł dzięki nastrojowej historii,
atrakcyjnej oprawie audiowizualnej oraz przyjemnym zadaniom, dostosowanym do casualowych
reguł. Tajemnice Scarlett: Przeklęte Dziecko (Scarlett Mysteries: Cursed Child
w angielskiej wersji językowej) określiłabym jako taki początek nowej, dobrze
rokującej marki. Obym się nie myliła i faktycznie doczekała sequela.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.