Vivian Garrett
wyszła pewnego razu z domu, po czym słuch o kobiecie zaginął. Co się jej przydarzyło?
Popełniła samobójstwo? Uległa śmiertelnemu wypadkowi? Została zabita z
premedytacją? A może ot tak porzuciła męża i trójkę dzieci? Albo należy
rozglądać się za znacznie bardziej niesamowitym wytłumaczeniem? Nie wiadomo…
Lina, córka zaginionej, jest jednak pewna tego, że najwyższa pora dociec prawdy
i definitywnie rozwiać wszelkie wątpliwości.
Tak
oto prezentuje się fabularna podstawa przygodówki Gray Skies, Dark Waters, za
której opracowanie odpowiada studio Green Willow Games. Scenariusz produkcji
przenosi odbiorców do fikcyjnego miasteczka Avett’s Landing w stanie Wirginia,
gdzie mieszka familia Garrettów. Jak dowiadujemy się z intra, które wita nas
zdjęciami szczęśliwej niegdyś rodziny, Vivian przepadła w niejasnych
okolicznościach, a doszło do tego rok przed właściwą akcją gry. Niestety,
policyjne śledztwo utknęło w martwym punkcie, pozostawiając los kobiety sferze przypuszczeń.
Życie domowników, co zrozumiałe, nie było zaś już odtąd takie jak dawniej.
Intymnym tropem
Śledząc
przedstawioną tu historię, możemy poobserwować zachowanie Garrettów, na które w
niemałym stopniu wpłynęła strata ukochanej osoby. Bo choć kierujemy wyłącznie
poczynaniami Liny, deweloperzy wręczają nam swoiste zaproszenie pod cudzy dach,
a tym samym zezwalają na dokładny wgląd w egzystencję całej rodziny. Główna
bohaterka odbędzie bowiem szereg rozmów z najbliższymi krewnymi, co stanowi świetną
okazję do poznania ich charakteru, reakcji w obliczu przykrego doświadczenia
czy ewentualnych teorii dotyczących zniknięcia Vivian. Oczywiście na podstawie
owych dialogów wyłoni się także obraz pani Garrett, widziany oczami męża
Roberta, syna Gusa oraz córek – Merle, Violet i najstarszej z rodzeństwa Liny.
Grey
Skies, Dark Waters pokazuje niby niewielki fragment z życia kilkorga ludzi, ale
jakże wymowny i pojemny pod względem zawartej treści. Twórcy bardzo
skrupulatnie podeszli do narracyjnych niuansów, a co więcej, wzbogacających opowieść
szczegółów dostarczają nie tylko konwersacje, lecz również nieobowiązkowe
punkty interakcji na zwiedzanych planszach. Ba, wspominkowe komentarze, które protagonistka
wygłasza przy sprawdzaniu hotspotów, wykraczają poza mniej bądź bardziej
istotne detale z rodzinnej przeszłości, obejmując też parę informacji na temat
miasteczka i innych mieszkańców. A skoro o rozmaitych smaczkach mowa, pokuszono
się o popkulturowe odniesienia, w tym dla przykładu do serialu „Z archiwum X”
czy niesławnego filmu „Sharknado”. Dominują jednak nawiązania literackie –
wystarczy zresztą spojrzeć na półki z książkami, by dostrzec zarówno stare
klasyki, jak i współczesne tytuły.
Zespół
deweloperski postawił sobie za cel zrobienie gry, której nadrzędne zadanie
polega na opowiedzeniu historii. Ekipie z Green Willow Games udała się ta
sztuka, co – mimo braku zaskakujących zwrotów akcji – zaprocentowało angażującą
i refleksyjną fabułą, a także dobrze rozpisanymi dialogami oraz sprawnie nakreślonymi
sylwetkami postaci. Z jednej strony, scenariusz zdaje się trzymać szarej rzeczywistości.
Z drugiej natomiast, perypetie młodej Garrettówny mają w sobie coś z realizmu
magicznego, a swoje trzy grosze dołożył w tej materii delikatny fantastyczny
posmak, będący wypadkową folklorystycznych inspiracji.
Gameplay w
służbie scenariusza
Położenie
maksymalnego nacisku na narrację znalazło ponadto swoje odzwierciedlenie w mechanice,
ponieważ nie uświadczymy tutaj logicznych zagadek. W zamian posuwamy się do
przodu przede wszystkim dzięki konwersacjom oraz eksploracji otoczenia. Nie
jest to zatem skomplikowana przygodówka, a wręcz przeciwnie – bardzo łatwa. Oprócz
tego, na jej ukończenie potrzebowałam przy pierwszym podejściu około trzech
godzin, grając bez pośpiechu i z oglądaniem każdego kąta. Niemniej krótki czas
zabawy częściowo nadrabiają rzutujące na przebieg pogawędek wybory, różne
zakończenia, plus obecność czynności, które nie są niezbędne do zaliczenia
tejże produkcji.
Jeśli
chodzi o sterowanie, obsługa odbywa się na modłę point and click, czyli głównie
przy pomocy myszki. Co ciekawe, w Gray Skies, Dark Waters nie ma ekwipunku z
prawdziwego zdarzenia. Owszem, Lina niekiedy podniesie jakiś obiekt, lecz te
rzeczy, które da się dogłębniej zbadać (np. kartki z czyjegoś pamiętnika),
widnieją pod postacią ikon w prawym i lewym dolnym rogu ekranu, dopóki
dziewczyna nosi je przy sobie. Inne fanty, jakie nasza podopieczna może zabrać,
zostaną najwyżej zasygnalizowane w spisie zadań do wykonania. Aha, po wyjściu z
domu dojdzie jeszcze jedna lista, zezwalająca na szybką podróż do wybranych
lokacji, które zdążyliśmy uprzednio odkryć. Ale i tak nie unikniemy powolnego
łażenia, bo Lina nie umie biegać. Na dodatek, nie istnieje w grze opcja
automatycznego przejścia do sąsiedniej planszy po dwukliku.
Bez funduszy
AAA, …
A
co z oprawą audiowizualną? Ten aspekt tytułu najsilniej obnaża niski budżet
projektu. O ręcznie malowane tła w 2D nie mam pretensji. Wprawdzie nie oferują
multum detali jak chociażby najpiękniejsze perełki od studia Daedalic
Entertainment, ale cechują się staranną kreską. Co najważniejsze, dbają o
budowanie stosownej atmosfery. Twórcy sięgnęli po przytłumione kolory, które
kazały mi odruchowo myśleć o emocjach, kłębiących się w poszczególnych członkach
rodziny. Słabiej wypadają trójwymiarowe modele postaci – mówiąc bez ogródek,
urodą to one w ogóle nie grzeszą i nawet kilka lat temu nie zrobiłyby furory.
Na nierównym poziomie stoi też udźwiękowienie – o ile soundtrack w klimatach
indie rocka i folku wzbudza dość pozytywne odczucia, tak kwestią sporną jest
angielski voice acting, a konkretnie średnia jakość nagrań.
… lecz z pasją
Powyższe
niedociągnięcia nie zmieniają faktu, iż deweloperzy włożyli mnóstwo serca w
swoją produkcję. Pomimo owych niedoskonałości chciałam, że tak to ujmę, płynąć
z fabularną warstwą Gray Skies, Dark Waters. A ta, jak już wcześniej pisałam,
nie zawodzi, co bardzo cieszy, zważywszy na bycie swoistym gwoździem programu. Za
sprawą dopracowanej narracji, rozgrywce towarzyszyły wrażenia zbliżone do
czytania dobrej książki. Jeżeli zatem lubicie interaktywne historie i nie
przeszkadza Wam słabsza strona techniczna, prędzej czy później powinniście
wziąć pod uwagę zmierzenie się z tajemnicą matki Liny.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję twórcom gry – Green Willow Games.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.