Na Filary Ziemi
czekałam nie tylko dlatego, iż za opracowanie tytułu odpowiada tak uwielbiane
przeze mnie studio Daedalic Entertainment. Otóż kolejnym powodem, dla którego
niecierpliwie wypatrywałam tej przygodówki, jest literacki rodowód gry. I
chociaż póki co mam za sobą dopiero pierwszy epizod, już teraz mogę śmiało
obwieścić, że powieść Kena Folletta podbiła wirtualną scenę w koncertowym
stylu.
Omawiany
projekt przyrównałabym do czegoś w rodzaju twórczego zderzenia gwiazd. Ken
Follett, którego dzieło stanowi fabularną podstawę produkcji, to autor z
bogatym dorobkiem i mocną pozycją na literackim rynku. Ba, brytyjski pisarz
zaznaczył swoją obecność nawet w przemyśle filmowym. Wystarczy wymienić
szpiegowską „Igłę”, która otrzymała w 1981 roku swoją kinową wersję z Donaldem
Sutherlandem. No i oczywiście historyczne „Filary…”, przetłumaczone na język X
muzy pod postacią telewizyjnego serialu. Dużą renomą, tyle że w branży
gier, cieszy się też wszak firma Daedalic Entertainment z Hamburga. A to przede
wszystkim za sprawą takich przygodówek jak m.in. The Whispered World, A New
Beginning, The Night of the Rabbit czy seria Deponia.
Kto, co i gdzie?
Filary
Ziemi fundują odbiorcom wyprawę do XII-wiecznej Anglii, a konkretnie do
burzliwego okresu, jaki nastał po śmierci króla Henryka I. Spór o sukcesję
doprowadził do wojny domowej pomiędzy Matyldą, córką zmarłego władcy, a jej
kuzynem – Stefanem z Blois, który przejął tron dla siebie. W powyższe realia
wpisano zaś wątek budowy katedry, odbywającej się na terenie fikcyjnej mieściny
o nazwie Kingsbridge. Co więcej, ów motyw posłużył z kolei do odmalowania losów
licznego grona postaci. Podkreślić przy tym trzeba, iż bohaterowie – jak przystało
na rzetelną panoramę społeczną – to ludzie z różnych środowisk, a także o
odmiennych poglądach i osobowościach.
Do
najistotniejszych protagonistów tej opowieści zalicza się brat Philip, który
przybywa do podupadającego klasztoru Kingsbridge i zostaje kandydatem na stanowisko
tamtejszego przeora. Skromny mnich jest przykładem prawdziwego księdza z
powołania, a nie biznesmenem czy karierowiczem w sutannie. Swoją drogą, mniej
chlubnych reprezentantów kleru również tu nie brakuje. A i sam Philip zostaje wplątany
w intrygi, lecz przypominam, by nie posądzać go o umyślne, perfidne
spiskowanie. Oprócz tego, poznamy młodego Jacka, który wiedzie – wraz z matką
Ellen – życie banity pośród leśnych ostępów. Ścieżki owej dwójki skrzyżują się
z familią Toma Budowniczego, murarza marzącego o wzniesieniu katedry. Nie
wypada ponadto przemilczeć Alieny, urodziwej córki hrabiego Bartholomew, której
nie ominą ciężkie doświadczenia.
Role
głównych i zarazem grywalnych bohaterów przypisano Jackowi, Philipowi oraz
Alienie, acz księga pierwsza, bo takie nazewnictwo przyjęto dla „filarowych”
epizodów, pozwala z tej trójki pokierować chłopakiem i duchownym. Owszem,
szlachcianka pojawia się w debiutanckim odcinku, opatrzonym podtytułem „Z
popiołów”. Niemniej chwilowo na zasadzie NPC-a, więc aktywniejszego jej udziału
możemy oczekiwać od następnych części. Za to w księdze pierwszej przejmujemy
dodatkowo kontrolę nad poczynaniami Toma, który rozgląda się za pracą, by móc
wyżywić siebie i swoich bliskich. Generalnie epizod numer jeden, wzorem otwarć
z innych odcinkowych gier, pełni funkcję wprowadzenia zarysowującego
poszczególne wątki. Jednocześnie praktycznie na dzień dobry przedstawia nam
cały korowód dramatis personae i uświadamia co do złożoności opowiadanej
historii. Na szczęście, robi to w satysfakcjonujący sposób.
Wyborne
przenosiny z książki do gry
Ekipa
z Daedalika świetnie sobie poradziła podejmując się rzeczywiście wymagającego
zadania. Adaptacja wyśmienitej książki, której sprzedaż dobiła już do 26
milionów egzemplarzy, jest przecież nie lada odpowiedzialnością – nie dość, że
należy zadowolić miłośników pierwowzoru, to jeszcze pomyśleć o nieobeznanych z
oryginałem odbiorcach. Jak jednak zasygnalizowałam, deweloperzy dokonali kompetentnego
przeszczepu literatury na grunt wirtualnego medium i zachowali ducha powieści. Są,
rzecz jasna, pewne zmiany w ramach ogólnego pojęcia reinterpretacji przerabianego
dzieła. Takie, które ukazują inne spojrzenie na różne wydarzenia, włącznie z usunięciem
wybranych momentów. Ale mamy także modyfikacje podyktowane przez konieczność
dostosowania się do interaktywnej specyfiki gier – w tym wypadku ze szczególnym
uwzględnieniem mechaniki wyborów.
Produkcja
niemieckiego studia od pierwszych minut intryguje i zanurza w posępnych,
średniowiecznych klimatach. Dla mnie, jako osoby, która darzy dzieło Folletta olbrzymim
sentymentem, dużą przyjemność sprawiło śledzenie rozwoju fabuły. Gdzie twórcy
postawią na stosunkową wierność? A w jakich miejscach zdecydują się na bardziej
gruntowny remanent? Nieustannie towarzyszyła mi taka właśnie ciekawość, lecz scenariusz
powinien bez problemu wciągnąć również tych graczy, którzy nie czytali książki.
Wprawdzie początkowo można poczuć się leciutko przytłoczonym mnogością postaci
i przeskakiwaniem pomiędzy członkami obsady, ale to część powieściowej
spuścizny. Kto ma za sobą lekturę, ten pamięta, jak autor z wdziękiem żongluje
tam bohaterami, spajając ich losy coraz silniejszą siecią zależności.
Przygodówkowe
dylematy
Mimo
że warstwa narracyjna jest tutaj czynnikiem dominującym, pora przyjrzeć się
pozostałym aspektom tytułu. Grę obsługujemy głównie myszką, czyli zgodnie z
przykazaniem „wskaż i kliknij”, aczkolwiek nie uświadczymy tradycyjnej
przygodówki ze zmuszającymi do główkowania zagadkami. Filarom Ziemi bliżej do
formuły eksploatowanej przez amerykańskie Telltale Games niż do wcześniejszych
projektów autorstwa Daedalic Entertainment. Prym wiedzie system decyzji,
nierzadko podejmowanych pod presją czasu, a także obejmujących czynności
nieobowiązkowe. W każdym razie, wybory nie naruszają podstawowej osi fabularnej
i gdzieniegdzie da się dostrzec pewną ich pozorność, lecz zawsze to przyjemny
pretekst do ponownej sesji, w celu przetestowania odmiennych wariantów.
Przygodówka
ta słusznie określana jest mianem „interaktywnej opowieści”, skoro – prócz
literackiej proweniencji – oferuje graczom prościutką rozgrywkę. Nie ma
klasycznych łamigłówek, natomiast napotkane zadania ekwipunkowe nie
przysparzają żadnych trudności ani nie wymagają taszczenia mnóstwa gratów. Pokuszono
się też jednak o coś nietypowego, gdyż – obok zwykłych przedmiotów – swoistymi zasobami
inwentarza bywają wskazówki, używane na elementach otoczenia oraz w trakcie
dialogów. Poza tym, natkniemy się na łatwe sekwencje czasowo-zręcznościowe ze
specjalnym paskiem, który każe nam klikać we właściwych momentach. Chociaż nie zaszkodziłby
przynajmniej odrobinę wyższy stopień skomplikowania w dalszych epizodach,
proponowany model zabawy zdaje egzamin, zwłaszcza że dorzucono pomysłowe
wstawki z podróżami po mapie. Mianowicie wskazujemy wtedy stosowne punkty, a te
aktywują obrazki i opisy do bieżących wydarzeń, co przywodzi na myśl stronice w
ilustrowanych książkach.
Wspaniały smak
mrocznych wieków
Mechanika
sprzyja zatem płynnemu przechodzeniu przez kolejne meandry fabuły, których
wymowę z powodzeniem wzmacnia sugestywna i dopieszczona pod kątem detali oprawa
audiowizualna. Dwuwymiarowa grafika oczarowuje piękną kreską oraz stonowanym
doborem barw, kapitalnie odzwierciedlając ponury charakter epoki, w jakiej
osadzono akcję. To samo dotyczy muzyki, którą zgrabnie dopasowano do
zwiedzanych lokacji i obserwowanych sytuacji. Jako przykład przytoczę jedną z
początkowych scen, gdy Tom opowiada o procesie budowy kościoła. Wizualizacje,
wespół z udźwiękowieniem, wspierają wówczas narrację, dobitnie pokazując skalę
marzeń mężczyzny. Gwarantuję, że nikt nie zwątpi w szczerą pasję tego bohatera.
Całości wrażeń estetycznych dopełniają wiarygodnie brzmiący lektorzy w
angielskiej wersji językowej, a i polskie napisy to kawał solidnej roboty.
Podsumowując,
studio Daedalic Entertainment potraktowało materiał źródłowy z szacunkiem oraz
z dużymi pokładami kreatywności. Do tego nie mogę narzekać na czas, jaki
potrzebowałam na jednokrotne ukończenie księgi pierwszej. Pięć godzin to naprawdę
porządny wynik, jeśli chodzi o pozycję dzieloną na odcinki. O ile następne
epizody będą mieć podobną długość, dostaniemy pokaźnych rozmiarów produkcję.
Liczę też na co najmniej równie dobry poziom ciągu dalszego, który, według
ostatnich zapowiedzi twórców, powinien nadejść w grudniu bieżącego roku (księga
druga) i pierwszym kwartale przyszłego (trzecia). Niemiecki zespół deweloperski
zapewne zresztą nie zawiedzie, tym bardziej że po raz kolejny dowiódł swojej
wysokiej klasy. Innymi słowy, grę gorąco polecam i mam ogromną chrapkę na więcej
Filarów Ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.