Dobry cyberpunk
zawsze w cenie! Dlatego więc Deus Ex: Human Revolution nie urzekło mnie jedynie
za sprawą charyzmatycznego głosu Adama Jensena, a w „Łowcy Androidów” i
„Matrixie” dostrzegłam coś więcej niż przystojne oblicza Harrisona Forda oraz
Keanu Reevesa. Cały czas nie mogę też odżałować tego, iż „Almost Human” z
Karlem Urbanem anulowano po zaledwie jednym sezonie. Cóż, pozostają mi powtórki
obejrzanych wcześniej odcinków, a także przygodówka Technobabylon, która,
podobnie jak amerykański serial, jest udanym cyberpunkowym kryminałem.
Co
ciekawe, przedstawiona w grze historia rozpoczęła swój żywot pod postacią
trzech krótkich produkcji, udostępnionych za darmo w latach 2010-2011. Zamiast
jednak tworzyć dalsze części w dotychczasowej formie, zdecydowano się na
opracowanie odpłatnej wersji Technobabylonu. W tym celu odpowiedzialne za
projekt studio Technocrat Games połączyło siły z firmą Wadjet Eye Games, która
piastuje stanowisko wydawcy owej pozycji. Komercyjne wcielenie Technobabylonu
jest oczywiście rozbudowane w stosunku do darmowych pierwowzorów, gdyż obejmuje
fabułę starych epizodów, wzbogaconą o kolejne rozdziały.
Akcja
produkcji rozgrywa się w roku 2087, na terenie miasta Newton. O sprawne
funkcjonowanie tej futurystycznej metropolii dba sztuczna inteligencja zwana
Centralą, z którą ściśle współpracuje lokalna policja CEL. Szeregi grupy
dochodzeniowej zasilają m.in. Charlie Regis oraz Max Lao – dwoje z trojga
głównych bohaterów. Oboje tworzą całkiem zgrany zespół, mimo iż mają różne
poglądy odnośnie pewnych kwestii. Charlie nie darzy bowiem Centrali sympatią i
ani myśli o zafundowaniu sobie jakichkolwiek cybernetycznych wszczepów, podczas
gdy jego koleżanka Max chętnie korzysta z technologicznych dobrodziejstw.
Trzecią najważniejszą postacią jest z kolei Latha Sesame, bezrobotna
dziewczyna, która cierpi na agorafobię, a co za tym idzie – boi się wyściubiać
nosa poza cztery ściany. Przysłowiowe okno na świat stanowi jednak dla niej
Trance, czyli swoiste połączenie Internetu z wirtualną rzeczywistością.
Jak
łatwo zgadnąć, losy wyżej wymienionych protagonistów zostaną ze sobą splecione,
a przyczynią się do tego działania cybernetycznego przestępcy o pseudonimie
Mindjacker. Ów osobnik bynajmniej nie poprzestaje na drobnych wykroczeniach, bo
włamuje się do ludzkich umysłów, powodując przy tym zgon swoich ofiar. Sprawa
Mindjackera zostaje przydzielona Regisowi i Lao, lecz złapanie kryminalisty nie
okazuje się rzecz jasna robotą na pięć minut. A jaki związek ze śledztwem ma
uzależniona od sieci Latha? Cóż, wprawdzie panna Sesame nie poszukuje
niebezpiecznego hackera, ale za to sama znajdzie się na jego celowniku.
Możliwość
pokierowania zarówno Lathą, jak i każdym z dwojga agentów pozwala spojrzeć na
pewne wydarzenia z różnych perspektyw. Dodam jeszcze, iż w dalszych rozdziałach
pojawią się też krótkie retrospekcje z czwartą grywalną postacią. Jednakże by
nie popsuć nikomu przyjemności z odkrywania kolejnych meandrów fabuły, nie
zdradzę tożsamości tej osoby ani innych interesujących szczegółów. Generalnie
scenariusz został bardzo dobrze rozpisany, będąc smakowitym kąskiem dla fanów
kryminałów, a także wielbicieli cyberpunkowych klimatów. Technobabylon oferuje
wciągającą, złożoną i dojrzałą historię, która podejmuje takie tematy jak
przykładowo etyczne aspekty inżynierii genetycznej. Jednocześnie deweloperzy
postarali się, aby nie było nazbyt posępnie. W delikatnym rozluźnieniu
atmosfery pomogą chociażby zabawne uwagi, jakie niekiedy wkradną się do rozmów
bohaterów. Czy w takim razie można coś zarzucić fabularnej warstwie produkcji?
W zasadzie nie, acz pojedynczym wątkom nie zaszkodziłoby ociupinkę lepsze ich
rozwinięcie.
Co
istotne, twórcom projektu bezsprzecznie należą się duże brawa za wykreowanie
wiarygodnej wizji uniwersum, w którym rządzą zaawansowane technologie. Mało
tego, swoje trzy grosze do immersji dokładają nawet elementy interfejsu w
formie wysuwanych paneli, przywodzących na myśl futurystyczne gadżety ze świata
gry. Przy okazji od razu uprzedzam, iż autorzy nie posunęli się do udziwnień,
jakie mogłyby zniechęcić miłośników point and clicków. Pod względem sterowania,
Technobabylon jest klasyczną przygodówką, którą obsługujemy przy użyciu myszki.
Jeśli
chodzi o gameplay, w ogólnym rozrachunku dotrzymuje on wierności kanonom
gatunku. Większość czasu poświęcimy więc przeprowadzaniu konwersacji oraz
zbieraniu i używaniu przedmiotów. Co prawda przygodówkowi puryści mogą kręcić
trochę nosem na obecność zręcznościowych wstawek, ale tego typu fragmenty są na
szczęście nieliczne i nie wywołują nadmiernych frustracji. Rozgrywka cechuje
się umiarkowanym stopniem skomplikowania – prócz względnie prostych zadań,
trafimy również na takie, które wymagają mocniejszego ruszenia głową (zwłaszcza
na dalszych etapach zabawy). Co najważniejsze, zagadki dobrze komponują się z
fabułą i realiami zwiedzanego świata. Grając Lathą, często zajrzymy do
wirtualnej rzeczywistości, natomiast jako Charlie bądź Max poczujemy się niczym
detektywi z prawdziwego zdarzenia.
Oprawa
wizualna została wykonana w stylu pixel art, który stanowi znak rozpoznawczy
przygodówek wydawanych pod szyldem Wadjet Eye Games. Grafika z pewnością
spodoba się osobom stęsknionym za point and clickami, jakie produkowano w
latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Pozostali gracze też zresztą nie
powinni odwracać się na widok Technobabylonu z niesmakiem – lokacje odznaczają
się starannym wyglądem, a dominacja morskiej kolorystyki jest przyjemna dla oka
i z powodzeniem podkreśla klimat futurystycznego miasta. Co się tyczy
udźwiękowienia, ambientowa muzyka pomaga w budowaniu odpowiedniego nastroju,
zaś voice acting cieszy uszy profesjonalizmem.
Technobabylon
ma to, co powinna posiadać wysokiej jakości produkcja typu point and click.
Zagłębiając się w wizję autorstwa Technocrat Games, prześledzimy angażującą
historię, a ponadto stawimy czoła satysfakcjonującym w większości przypadków
zadaniom. Warto przy tym nadmienić, iż ta niezależna pozycja zapewni godziwy
czas rozgrywki, oscylujący w granicach 9-10 godzin. Perypetie Charliego, Max i
Lathy zasługują zatem na uwagę fanów gatunku, a tym bardziej takich, którzy
lubują się w przygodówkach z dawnych lat.
---------------------------------------------------
Powyższa
recenzja jest jednym z moich starszych tekstów. Pierwotnie opublikowałam ją w
czerwcu 2015 roku na łamach portalu Save!Project, lecz ze względu na
przynależność gatunkową gry, a także wysoką jakość tytułu, zdecydowałam się
zamieścić ów artykuł również na swoim na blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.