środa, 21 lutego 2018

The Chronicles of Nyanya (PC) - recenzja


Napisać, że Opowieściami z Nyanii (The Chronicles of Nyanya) powinni zainteresować się sympatycy zabawy w rytmie RPG, to za mało. Gra jawi się bowiem jako tytuł wprost stworzony dla tych, którzy mają kota na punkcie kotów. Bo cóż innego można stwierdzić, skoro wędrujemy po świecie wypełnionym tymi wąsatymi zwierzętami? Aha, i jeszcze jedno – humoru również dostajemy tutaj w nadmiarze.

Wirtualny bilet do tego nietuzinkowego uniwersum wręcza graczom małe warszawskie studio Hamstercube, w barwach którego działa Ilona Myszkowska, ilustratorka i autorka internetowego komiksu chatolandia.pl. Akcja produkcji startuje zaś na terenie pewnej kociej wioski, gdzie mieszkańcy wiodą generalnie sielską egzystencję. Ale do czasu... W każdym razie, kotka Mru, czyli główna bohaterka gry, to póki co rozkoszna dziewczynka, która stroi się na różowo i wykazuje zdecydowanie optymistyczne podejście do życia. Uradowana rychłym ślubem starszej siostry, idzie szukać kwiatów w pobliskim lesie, lecz po powrocie jej oczom ukazuje się istny koszmar. I to nie przez jakiegoś nadgorliwego weselnika, który – upiwszy się zbyt wcześnie – urządziłby rozróbę przed rozkręceniem imprezy. Co gorsza, na skutek zaistniałych wydarzeń protagonistka traci znacznie więcej niżli jedynie dach nad głową…


Po brutalnie przerwanych latach beztroski, fabuła przeskakuje o parę lat do przodu. Traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa odcisnęły ogromne piętno na Mru, która nosi obecnie imię Mrutair i nie przypomina dawnej siebie. To waleczna i posępna miassasynka, solidnie zresztą przeszkolona w szeregach Zakonu Ruchomego Czerwonego Punktu. Wkrótce też protagonistka poznaje miapłana Miałtanka Furtzingera, który formuje drużynę poszukiwaczy przygód. Bohaterowie ruszają tropem nowych wyzwań, acz nadmienić przy tym trzeba, iż skład ekipy nie ograniczy się wyłącznie do owej dwójki. Co najistotniejsze, perypetie Mrutair i spółki nie nużą, a to przede wszystkim za sprawą kreacji świata przedstawionego. Pomysł na kocią cywilizację w otoczce wszędobylskiego humoru okazał się w praktyce bardzo udanym posunięciem, zwłaszcza że zdołano osiągnąć równowagę pomiędzy sutymi dawkami żartów i spójnością warstwy fabularnej.

Kocie żarty

W tym miejscu wypadałoby pochylić się nieco nad dowcipnymi aspektami The Chronicles of Nyanya. Podstawowa rzecz to sama obecność kotów, które charakteryzują się godziwym zróżnicowaniem nie tylko pod kątem wyglądu, ale i osobowości oraz wykonywanej profesji. Sporo elementów zwiedzanego środowiska nie pozostawia swoją drogą wątpliwości co do tego, kto dominuje w owej fantastycznej krainie. Ba, tekstowa zawartość gry częstuje nas oryginalnym słownictwem, które wzbudza ewidentne skojarzenia z wiadomymi zwierzakami (np. kotorki, kłaczek mroku, Miałczki). Tak na marginesie, nie brak innych słownych zabaw w rodzaju wyrazów, jakie celowo łamią zasady ortografii – wystarczy przytoczyć tutejsze węże, zwane wonszami. A i całokształt dialogów, wespół z monologami, niejednokrotnie dostarcza powodów do śmiechu, zręcznie mieszając słodkość z nawiązaniami do poważniejszych kwestii. Nie można także zapominać o multum popkulturowych odniesień, w tym chociażby do komiksowych herosów bądź pewnej sagi o słynnym młodym czarodzieju.


Dziecię RPG Makera

Pod względem mechaniki, polscy deweloperzy fundują odbiorcom klasyczną rozgrywkę w stylu jRPG, która polega głównie na licznych konwersacjach ze skłonnymi do rozmów indywiduami, częstym biciu się z mniej przyjaźnie nastawionymi osobnikami, a przy okazji odhaczaniu czynności odmiennej natury (m.in. ułożenie puzzli tudzież prosty crafting). Rządzące gameplayem reguły nie zaliczają się do skomplikowanych ani rozbudowanych, lecz nie powinniśmy utożsamiać owego faktu z taką pozycją, jaka przechodzi się sama. Mimo że toczone w turach walki bazują na prostym systemie, wygrane potrafią wzbudzić uczucie satysfakcji. Podczas swoich kolejek, członkowie naszej ekipy mogą używać zwykłych ataków, defensywnych i ofensywnych umiejętności specjalnych oraz wybranych przedmiotów, z miksturami odnawiającymi życie (PŻMleko) czy manę (Manamleko) na czele. Co ciekawe, zaimplementowano opcję ucieczki w trakcie potyczki, aczkolwiek nie zawsze udaje się nawiać oponentom – ot, taka trochę loteria w sumie.


Jak przystało na produkcję rodem z RPG Makera, nie uświadczymy wizualnych wodotrysków, ale nie da się zaprzeczyć, że dwuwymiarowa grafika w The Chronicles of Nyanya posiada swój urok. Co więcej, podkreśla unikalność przemierzanego uniwersum, ciesząc takimi detalami jak przykładowo kartonowe domostwa, kuwety albo hodowane przez koty żywe bułki. Niepodważalnym atutem są za to bardzo ładne portrety postaci, które najlepiej podziwiać wtedy, kiedy towarzyszą okienkom dialogowym. Pozytywne w ogólnym rozrachunku wrażenia uzupełnia muzyka, serwując graczom dopasowane do charakteru opowieści melodie.

Sympatyczne miau

Reasumując, The Chronicles of Nyanya nie jest pozycją, w której znaleźlibyśmy złożone czy rewolucyjne mechanizmy rozgrywki. Jej największa siła przyciągania drzemie jednak zupełnie gdzie indziej, mimo że formuła japońskiego rolpleja w ujęciu Hamstercube jak najbardziej umie sprawić frajdę. Tytuł ma wszak wyraźny na siebie pomysł, proponując odbiorcom komediowo-koci scenariusz. Co najważniejsze, dopieszczony i tryskający pozytywną energią.




---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Fat Dog Games.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.