Napisać, że
Opowieściami z Nyanii (The Chronicles of Nyanya) powinni zainteresować się
sympatycy zabawy w rytmie RPG, to za mało. Gra jawi się bowiem jako tytuł
wprost stworzony dla tych, którzy mają kota na punkcie kotów. Bo cóż innego
można stwierdzić, skoro wędrujemy po świecie wypełnionym tymi wąsatymi
zwierzętami? Aha, i jeszcze jedno – humoru również dostajemy tutaj w nadmiarze.
Wirtualny
bilet do tego nietuzinkowego uniwersum wręcza graczom małe warszawskie studio
Hamstercube, w barwach którego działa Ilona Myszkowska, ilustratorka i autorka
internetowego komiksu chatolandia.pl. Akcja produkcji startuje zaś na terenie
pewnej kociej wioski, gdzie mieszkańcy wiodą generalnie sielską egzystencję.
Ale do czasu... W każdym razie, kotka Mru, czyli główna bohaterka gry, to póki
co rozkoszna dziewczynka, która stroi się na różowo i wykazuje zdecydowanie
optymistyczne podejście do życia. Uradowana rychłym ślubem starszej siostry,
idzie szukać kwiatów w pobliskim lesie, lecz po powrocie jej oczom ukazuje się
istny koszmar. I to nie przez jakiegoś nadgorliwego weselnika, który – upiwszy
się zbyt wcześnie – urządziłby rozróbę przed rozkręceniem imprezy. Co gorsza,
na skutek zaistniałych wydarzeń protagonistka traci znacznie więcej niżli
jedynie dach nad głową…
Po
brutalnie przerwanych latach beztroski, fabuła przeskakuje o parę lat do
przodu. Traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa odcisnęły ogromne piętno na
Mru, która nosi obecnie imię Mrutair i nie przypomina dawnej siebie. To waleczna
i posępna miassasynka, solidnie zresztą przeszkolona w szeregach Zakonu
Ruchomego Czerwonego Punktu. Wkrótce też protagonistka poznaje miapłana
Miałtanka Furtzingera, który formuje drużynę poszukiwaczy przygód. Bohaterowie ruszają
tropem nowych wyzwań, acz nadmienić przy tym trzeba, iż skład ekipy nie
ograniczy się wyłącznie do owej dwójki. Co najistotniejsze, perypetie Mrutair i
spółki nie nużą, a to przede wszystkim za sprawą kreacji świata przedstawionego.
Pomysł na kocią cywilizację w otoczce wszędobylskiego humoru okazał się w
praktyce bardzo udanym posunięciem, zwłaszcza że zdołano osiągnąć równowagę
pomiędzy sutymi dawkami żartów i spójnością warstwy fabularnej.
Kocie żarty
W
tym miejscu wypadałoby pochylić się nieco nad dowcipnymi aspektami The
Chronicles of Nyanya. Podstawowa rzecz to sama obecność kotów, które
charakteryzują się godziwym zróżnicowaniem nie tylko pod kątem wyglądu, ale i
osobowości oraz wykonywanej profesji. Sporo elementów zwiedzanego środowiska
nie pozostawia swoją drogą wątpliwości co do tego, kto dominuje w owej
fantastycznej krainie. Ba, tekstowa zawartość gry częstuje nas oryginalnym
słownictwem, które wzbudza ewidentne skojarzenia z wiadomymi zwierzakami (np. kotorki,
kłaczek mroku, Miałczki). Tak na marginesie, nie brak innych słownych zabaw w
rodzaju wyrazów, jakie celowo łamią zasady ortografii – wystarczy przytoczyć
tutejsze węże, zwane wonszami. A i całokształt dialogów, wespół z monologami,
niejednokrotnie dostarcza powodów do śmiechu, zręcznie mieszając słodkość z
nawiązaniami do poważniejszych kwestii. Nie można także zapominać o multum
popkulturowych odniesień, w tym chociażby do komiksowych herosów bądź pewnej
sagi o słynnym młodym czarodzieju.
Dziecię RPG
Makera
Pod
względem mechaniki, polscy deweloperzy fundują odbiorcom klasyczną rozgrywkę w
stylu jRPG, która polega głównie na licznych konwersacjach ze skłonnymi do rozmów
indywiduami, częstym biciu się z mniej przyjaźnie nastawionymi osobnikami, a
przy okazji odhaczaniu czynności odmiennej natury (m.in. ułożenie puzzli
tudzież prosty crafting). Rządzące gameplayem reguły nie zaliczają się do
skomplikowanych ani rozbudowanych, lecz nie powinniśmy utożsamiać owego faktu z
taką pozycją, jaka przechodzi się sama. Mimo że toczone w turach walki bazują
na prostym systemie, wygrane potrafią wzbudzić uczucie satysfakcji. Podczas
swoich kolejek, członkowie naszej ekipy mogą używać zwykłych ataków,
defensywnych i ofensywnych umiejętności specjalnych oraz wybranych przedmiotów,
z miksturami odnawiającymi życie (PŻMleko) czy manę (Manamleko) na czele. Co
ciekawe, zaimplementowano opcję ucieczki w trakcie potyczki, aczkolwiek nie
zawsze udaje się nawiać oponentom – ot, taka trochę loteria w sumie.
Jak
przystało na produkcję rodem z RPG Makera, nie uświadczymy wizualnych
wodotrysków, ale nie da się zaprzeczyć, że dwuwymiarowa grafika w The
Chronicles of Nyanya posiada swój urok. Co więcej, podkreśla unikalność przemierzanego
uniwersum, ciesząc takimi detalami jak przykładowo kartonowe domostwa, kuwety albo
hodowane przez koty żywe bułki. Niepodważalnym atutem są za to bardzo ładne
portrety postaci, które najlepiej podziwiać wtedy, kiedy towarzyszą okienkom
dialogowym. Pozytywne w ogólnym rozrachunku wrażenia uzupełnia muzyka, serwując
graczom dopasowane do charakteru opowieści melodie.
Sympatyczne miau
Reasumując,
The Chronicles of Nyanya nie jest pozycją, w której znaleźlibyśmy złożone czy
rewolucyjne mechanizmy rozgrywki. Jej największa siła przyciągania drzemie
jednak zupełnie gdzie indziej, mimo że formuła japońskiego rolpleja w ujęciu
Hamstercube jak najbardziej umie sprawić frajdę. Tytuł ma wszak wyraźny na
siebie pomysł, proponując odbiorcom komediowo-koci scenariusz. Co najważniejsze,
dopieszczony i tryskający pozytywną energią.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Fat Dog Games.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.