Wirtualne
przygody Maxa sprawią sporo frajdy nie tylko młodocianym graczom, lecz również
starszym odbiorcom, a w szczególności tym, którzy w dzieciństwie z chęcią
śledzili kolejne odcinki „Zaczarowanego ołówka”. Co prawda produkcja duńskiego
studia Press Play nie jest "egranizacją" polskiej kreskówki, ale pod
pewnymi względami przywodzi na myśl ten popularny niegdyś serial.
W
grze pokierujemy poczynaniami rudowłosego chłopca o imieniu Max, który wolny
czas poświęca głównie tworzeniu przeróżnych malunków. Akcja tej niezależnej
pozycji startuje w dniu, kiedy malec otrzymuje pewien list. Wewnątrz koperty
znajduje się pomarańczowy marker, co stanowi rzecz nie do pogardzenia dla
takiego plastycznego pasjonata jak Max. Nasz bohater oczywiście nie zwleka z
przetestowaniem nowego mazaka. Niestety potwór, którego narysował, ożywa i
zaczyna buszować po innych obrazkach dziecka. Największy problem tkwi zaś w
tym, iż wredna kreatura nie ogranicza się do spokojnego zwiedzania, woląc
urządzać rozróbę. Chłopiec z kolei nie zamierza bezczynnie patrzeć, jak
niemilec niszczy jego prace. Dzięki mocy tajemniczego flamastra dzielny brzdąc
odbywa swoistą podróż po własnych rysunkach, aby położyć kres psotom
niesfornego „dzieła”.
Fabularne
wprowadzenie szybko ustępuje miejsca sednu zabawy, czyli gonitwie tropem
potwora, która została rozłożona na kilkanaście poziomów. Poszczególne levele
zakończymy wejściem w portal przenoszący naszego podopiecznego do kolejnego
etapu. Jeśli chodzi o mechanizmy rozgrywki, Max and the Magic Marker funduje
odbiorcom połączenie dwuwymiarowej platformówki z grą logiczną, a co za tym
idzie – należy wykazać się zarówno zręcznymi palcami, jak i kreatywnym
myśleniem. Mały rudzielec cały czas biegnie przed siebie, a także regularnie
skacze, lecz na swojej drodze często napotyka przeszkody, których nie będzie w
stanie ot tak zwyczajnie pokonać. Cóż zatem począć wtedy, kiedy przykładowo
jeden normalny sus nie wystarczy, by znaleźć się na drugim brzegu? Albo gdy
trzeba dostać się na bardzo wysoko umieszczoną platformę? W tego typu
przypadkach wesprze nas tytułowy marker, którym domalujemy obiekty
umożliwiające rozwiązanie kłopotliwych sytuacji.
Jak
widać, generalna koncepcja faktycznie przypomina „Zaczarowany ołówek”, tyle że
główny bohater posługuje się tutaj magicznym mazakiem. Podobny pomysł został
też zresztą wykorzystany w grze Crayon Physics Deluxe, gdzie dla odmiany
mieliśmy kredki, a zamiast chłopca – kuleczkę. A co w ogóle da się narysować?
Przeróżne rzeczy, w tym kładki, schody czy mniej określone kształty, które
ochronią dzieciaka i pomogą mu w dotarciu do pozornie niedostępnych miejsc. Co
ważne, wykonane przy użyciu pisaka kształty podlegają prawom fizyki. W związku
z powyższym, niezbyt stabilne stopnie przewrócą się pod ciężarem Maxa,
natomiast linia, która pełni funkcję mostu, spadnie, jeśli chociaż jeden z jej
końców nie dosięgnie podłoża. A im więcej tuszu z markera pójdzie na dany
obrazek, tym cięższy obiekt otrzymamy.
Początkowe
etapy cechują się sporą prostotą, ale wraz z kolejnymi dochodzą coraz bardziej
wymyślne przeszkody, zmuszając graczy do intensywniejszego główkowania oraz
szybszych i zręczniejszych reakcji. Na szczęście deweloperzy zwiększają poziom
trudności stopniowo, pozwalając odbiorcom oswoić się z mechaniką gry. Warto
przy tym podkreślić, iż niejednokrotnie przyda się nam funkcja zatrzymywania
czasu. Opcja ta umożliwia rysowanie nie tylko na nieruchomym otoczeniu, lecz
także bez oglądania się na prawa fizyki, które zadziałają dopiero po powrocie
do normalnego trybu zabawy. Co się tyczy samego flamastra, używanie pisaka
powoduje zmniejszenie zapasów tuszu, ale uzupełnimy je wymazując wcześniejsze
obrazki i zbierając pomarańczowe kuleczki. Abyśmy jednak nie poczuli się zbyt
pewnie, co jakiś czas mijamy checkpointy, przy których wkład mazaka zostaje
opróżniony przez sprawcę kłopotów chłopca.
Gwoli
ścisłości, natkniemy się również na przeciwników w postaci podskakujących
fioletowych klusek. Niemniej nie staniemy z nimi do otwartej walki – wrogów
można omijać albo załatwić przy pomocy markera, najlepiej zrzucając im jakiś
rysunek na łepetynę. I to w zasadzie byłoby na tyle, jeśli chodzi o rodzaje
wrogów, pomijając finałowego bossa w osobie potwora, który odpowiada za zamęt
na obrazkach Maxa. Perypetie młodego rysownika nie grzeszą różnorodnością wśród
oponentów, aczkolwiek nie psuje to grywalności niezależnej pozycji. Max and the
Magic Marker rzeczywiście angażuje i przykuwa do monitora, mimo że na dalszych
poziomach potrafi parę razy dać w kość (zwłaszcza pod koniec, gdzie szczególnie
trzeba zgrywać się z czasem).
Wizualna
warstwa produkcji prezentuje się całkiem ładnie i utrzymana jest w sympatycznej
kreskówkowej stylistyce, która kojarzy się z bajkami dla najmłodszych widzów.
Piętnaście poziomów, jakim stawimy czoła, rozdzielono po równo między trzy
strefy tematyczne: przedmieścia, pirackie tropiki oraz fabrykę robotów.
Najmniej okazale wypadają ostatnie levele, ale taki to już urok fabrycznych
terenów. W ramach ciekawostki dodam, iż twórcy pokusili się o interesujący
zabieg przy zatrzymywaniu czasu. Mianowicie grafika przybiera wtedy formę
ilustracji wykonanych ręką małego dziecka. Dobrze spisuje się też oprawa muzyczna,
o którą zadbał duński zespół Analogik. Humorystyczne melodie pasują do
pozostałych aspektów gry, acz nie zaszkodziłaby większa liczba utworów.
Podsumowując,
Max and the Magic Marker to wciągająca pozycja, która powinna przypaść do gustu
graczom w każdym wieku. Chociaż wydany w 2010 roku tytuł nie jest zbyt długi
(zaliczenie wszystkich etapów zajmie mniej więcej cztery godziny), dostarcza
satysfakcjonującej rozrywki. Jeżeli lubicie wymagające kombinowania produkcje,
warto spróbować.
---------------------------------------------------
Powyższa
recenzja jest jednym z moich starszych tekstów. Pierwotnie opublikowałam ją w maju
2015 roku na łamach portalu Save!Project, lecz zdecydowałam się
zamieścić ów artykuł również na swoim blogu, zwłaszcza że omawiana gra to ciekawa
produkcja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.