Lubię projekty,
w których wyczuwalny jest ten specyficzny, artystyczny błysk. A skoro sięgam
też czasem po takie tytuły, jakie nadają się w sam raz na krótką przerwę od
innych zajęć, In the Darkness of the Sea musiało więc prędzej czy później
zagościć na moim komputerze. I tak jak przypuszczałam, otrzymałam pozycję,
której zdecydowanie bliżej do małego, interaktywnego doświadczenia niż do
pełnoprawnej gry. Rzecz estetycznie przyjemna, a na jej korzyść przemawia
dodatkowo fakt, iż została udostępniona za darmo.
Noc,
bezkresny ocean oraz dojmująca samotność, której nie przeganiają napotkane tu wodne
stworzenia, zwłaszcza że bezpośredni kontakt nie zalicza się do bezpiecznych. Cóż,
niezbyt to komfortowe warunki, acz siedzący wygodnie przed komputerem gracz
doceni klimatyczne walory tej scenerii. Ową podróż zawdzięczamy zaś Olivierowi
LeClairowi, który opracował In the Darkness of the Sea, czerpiąc inspirację ze
„Starego człowieka i morza”, „Życia Pi”, a także z ilustracji Raymonda Bishopa
w książce „Moby Dick”. Produkcja zasiliła ofertę Steama na początku lutego 2017
roku, a tamtejszy debiut zagwarantowała sobie pozytywnym przejściem przez
nieistniejący już program Greenlight.
Gra
pozwala wcielić się w chłopca, który płynie łódką ratunkową, zagubioną gdzieś
pośród oceanicznych wód. Praktycznie od razu do naszych rąk wpada wiosło,
ułatwiające nieborakowi sterowanie tym maleńkim środkiem transportu. Jak to
wygląda z perspektywy odbiorcy? Gameplay stawia na minimalizm, gdyż
protagonistę kontrolujemy raptem trzema klawiszami. Te natomiast służą spowalnianiu
niesionej przez prąd łodzi, schylaniu się oraz narzucaniu szybszego tempa.
Poszczególne funkcje zaimplementowano nie bez powodu, bowiem natkniemy się na pewne
przeszkody, z którymi niefortunny kontakt cofa nasze postępy. A uważać trzeba
na wieloryby, latające rybki i sztorm, lecz całość stanowi łatwy do ogarnięcia
kawałek kodu. Na dodatek króciutki, starczający średnio na 10 minut.
O
ile jednak taki czas i skromniutka mechanika wzbudzałyby słuszne zastrzeżenia w
przypadku komercyjnego produktu, tak nieodpłatny model dystrybucji rozgrzesza
dewelopera, aczkolwiek trochę szkoda, iż zawartych tutaj pomysłów nie
rozwinięto na szerszą skalę. Najjaśniejszym aspektem produkcji jest z kolei
warstwa audiowizualna, tym bardziej że nie uświadczymy tradycyjnej narracji
przy użyciu słów. Choć dwuwymiarowa grafika również podąża ścieżką
oszczędności, nie przeszkodziło to jej w byciu atrakcyjną i nastrojową. Olivier
LeClair utrzymał chłopięcą podróż w takiej stylistyce, która co prawda
zdominowana została przez ciemność, lecz czerni towarzyszy stały kontrast pod
postacią delikatnej żółci. Owa konwencja całkiem udanie odzwierciedla położenie
osamotnionego bohatera, a o odpowiednią atmosferę dba ponadto pierwszorzędne
udźwiękowienie, na które składają się odgłosy otoczenia i muzyka klasyczna.
Podsumowując,
In the Darkness of the Sea to niszowy tytuł, gdzie nie ma wiele grania zarówno
ze względu na krótką zabawę, jak i maksymalnie uproszczone mechanizmy. Niemniej
spełnia swoją rolę w kategorii artystycznych ciekawostek, które przykuwają
uwagę klimatyczną oprawą audiowizualną. Kto lubi tego typu propozycje, może
zatem spróbować.
------------------------------------------------
Gra dostępna na
Steamie pod tym adresem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.