poniedziałek, 2 kwietnia 2018

"Tarzan. Król dżungli" - recenzja

W dziedzinie ponownego opowiadania znanych historii można zasadniczo wyodrębnić dwa nurty. Pierwszy to zachowanie jak największej wierności wizji, która została zrodzona przez wyobraźnię autora oryginalnego dzieła. Drugi, z uwagi na swoją specyfikę liczniejszy, obejmuje zaś swobodniejsze interpretacje pierwowzoru. Takie wersje, jakie pozwalają sobie na różnorakie odstępstwa w imię szeroko pojętej kreatywności. I choć „Tarzan. Król dżungli” nie zapomina o swoich korzeniach, to zalicza się właśnie do tego pokaźniejszego grona z wariacjami.

Reinhard Kloos, który jest zarówno reżyserem, jak i współscenarzystą trójwymiarowej animacji, zapożyczył parę podstawowych elementów od literackiego oryginału spod pióra Edgara Rice’a Burroughsa. Mamy zatem tytułowego bohatera, który traci w dzieciństwie rodziców na afrykańskiej ziemi. Nie mogło też obyć się bez dorastania pod okiem małp, kiedy to jedna z samic postanawia przygarnąć i wychowywać biedną sierotę wśród swoich. Oczywiście ludzie potem znów pojawią się na drodze protagonisty, włącznie z młodą kobietą o imieniu Jane. Jednakże film z 2013 roku porzuca późny XIX wiek na rzecz czasów współczesnych, acz bynajmniej nie ogranicza się wyłącznie do takiej modyfikacji.

Gwoli ścisłości, początki przedstawionej historii sięgają znacznie odleglejszej niż pierwowzór przeszłości, bo ery dinozaurów. A właściwie jej kresu, gdyż obraz zostaje otwarty widokiem meteorytu sunącego ku Ziemi. Obiekt uderza w planetę, decydując tym samym o losie dinozaurów. Po owym wstępie przenosimy się już do współczesności i otrzymujemy wyjaśnienie, co Tarzan ma wspólnego z kosmiczną skałą. Według legend, meteoryt stanowi ponoć źródło ogromnej energii, a jego poszukiwania sprowadzają do afrykańskiej dżungli Johna Greystoke’a, ojca głównego bohatera. Mężczyzna przebywa tam wraz z rodziną – żoną i synem, będącym wtedy małym pacholęciem. Niestety, pobyt na Czarnym Lądzie ma przykry finał dla familii Greystoke’ów, kończąc się katastrofą helikoptera. Chłopiec, jedyny ocalały z wypadku, zostaje znaleziony przez dorosłą gorylicę Kalę, której najbliżsi – partner i dziecko – też niedawno zmarli.


Pozaziemska skała daje o sobie znać i później, dalej wpływając na życie Tarzana. To ona trzyma w Afryce Jima Portera, ojca Jane i zarazem współpracownika świętej pamięci Johna Greystoke’a. To ona ściągnie tu również Williama Claytone’a, bezwzględnego biznesmena, który marzy o imperium energetycznym, rzecz jasna pod własnym przewodnictwem. Perypetie tych i innych postaci ujęto natomiast w formę przygodowego kina dla młodszych widzów. Dosyć przyjemnego zresztą, tyle że jednocześnie takiego, które nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału. Wątek meteorytu, choć jest kluczowym elementem scenariusza, mógł zostać trochę szerzej rozbudowany, zwłaszcza że obiektowi nadano cechy niemal mistycznej istoty. A i panna Jane Porter, skądinąd dobra dusza, zyskałaby na wyjściu poza stereotyp damy w opałach.

Jak jednak wspomniałam, skłamałabym twierdząc, że seans był dla mnie totalnym marnotrawstwem czasu. Bo, pomimo zauważalnych uproszczeń i skrótów fabularnych, film posiada momenty, które potrafią zaciekawić czy nawet lekko złapać za serducho. Może ta wersja nie zaangażowała mnie na całego, ale nie skłoniła do obgryzania paznokci z nudów ani przeganiania napadów senności. Dodam, iż oprawa wizualna pozostawia po sobie pozytywne w ogólnym rozrachunku wrażenia. A bezsprzeczny prym w tej graficznej materii wiodą atrakcyjne scenerie, na czele z soczyście zieloniutką roślinnością. Nie dziwi więc obecność takich sekwencji, które służą głównie scenograficznym, aczkolwiek osadzonym narracyjnie popisom. Aparycja ludzkich postaci wypada już słabiej, co nie znaczy, że człowiecze sylwetki są brzydkie niczym noc listopadowa – ot, poprawna robota, lecz bez szału.

Najkrócej mówiąc, „Tarzan. Król dżungli” od Reinharda Kloosa to taki dość sympatyczny średniaczek do jednokrotnego obejrzenia. Przyznam, że przez negatywne opinie, jakie kiedyś do mnie dotarły, spodziewałam się czegoś o wiele gorszego. W każdym razie, sama nie będę tej animacji polecać ani odradzać. Stąd decyzję, czy zobaczyć, pozostawiam Wam. Uprzedzam tylko, by nie mieć przesadnie wygórowanych oczekiwań.



--------------------------------------------------
Tytuł polski: Tarzan. Król dżungli
Tytuł oryginalny: Tarzan
Reżyseria: Reinhard Kloos
Scenariusz: Reinhard Kloos, Jessica Postigo
Gatunek: animacja, przygodowy, familijny
Produkcja: Niemcy
Rok produkcji: 2013
Czas trwania: 88 minut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.