Po wypuszczeniu
Anxiety, Circus Horse, które funkcjonowało wcześniej jako Maxi and The Gang,
nie zapomniało o tytułowym niepokoju. Mała niezależna ekipa ponownie wzięła na
warsztat ów temat, acz przy kolejnym podejściu podała go graczom w zdecydowanie
klaustrofobicznym wydaniu.
Choć
już pierwsza odsłona tej darmowej serii stawiała na dość ograniczoną
przestrzeń, bo wnętrza pewnego domostwa, Anxiety: Lost Night, czyli jej
następczyni, posuwa się znacznie dalej w owej materii. O ile poprzedniczka
pozwalała grywalnej postaci rozprostować kości i wędrować po paru
pomieszczeniach, tak tutaj nasze wirtualne alter ego zostaje skonfrontowane z
sytuacją, od której można nabawić się klaustrofobii. Oto bowiem niejaka Lisa
jedzie autem o późnej porze, a pech chce, że cztery kółka nawalają gdzieś na
odludziu. Wprawdzie kobieta rozważa kontynowanie podróży pieszo, lecz pomysł
ten szybko odpada. Niestety, coś czai się na zewnątrz i bynajmniej nie ma
przyjaznych zamiarów. Głównej bohaterce nie pozostaje więc nic innego jak tylko
siedzieć w ciasnym samochodzie, modlić się o cud, a w międzyczasie spróbować uruchomić
wózek.
Niepokój,
z którym mamy do czynienia w Lost Night, jest dwojakiej natury. Pierwszy rodzaj
lęku wiąże się ściśle z bieżącym położeniem protagonistki, a co za tym idzie –
utkwieniem w pułapce. Trudno wszak zachować spokój chowając się wewnątrz
klitki, która nie daje stuprocentowego schronienia i równie dobrze może zostać
nazwana więzieniem. Drugie źródło obaw wynika z dziwnych znalezisk w aucie,
jakie to, ku własnemu zaskoczeniu, odkrywa nasza podopieczna. Pod tym względem
kłopoty Lisy przypominają zatem problemy Gregory’ego, bohatera debiutanckiego
Anxiety. Podobnie jak tamten nieborak, kobieta ma pewne luki w pamięci, a gracz
– dzięki eksploracji najbliższego otoczenia – uzupełni owe braki, by dotrzeć do
sedna tajemnicy. Generalnie trochę lepsza wydała mi się historia Gregory’ego,
ale omawiany dziś tytuł też zasługuje na pozytywną notę, zwłaszcza że oferuje
świetnie wykreowany nastrój osaczenia.
Deweloperzy
nie skopiowali swoich pomysłów jeden do jednego, lecz rozwinęli wykorzystane
uprzednio koncepcje, wzbogacając je o nowe zabiegi. Bardzo dobrze widać to na
gruncie aspektów technicznych. Przede wszystkim zmieniono sposób poruszania
się, co jest naturalną konsekwencją zmniejszenia dostępnego dla gracza obszaru.
Sidescrollowany świat ustąpił teraz pola perspektywie pierwszoosobowej, a także
swobodnemu obrotowi o 180 stopni przy równoczesnej niemożności chodzenia.
Przyznam, że to świetne i potęgujące wrażenie zaszczucia rozwiązanie. Presję
wzmaga ponadto novum, którym są sekwencje w stylu Quick Time Events. Mianowicie
prócz tych przedmiotów, jakie dotyczą zapomnianej przeszłości kobiety, mamy
interakcje przybliżające nas do odpalenia silnika samochodu. Niektóre czynności
wymagają zaś odpowiedniego przeciągania kursora, a obsunięcie ręki na myszce
powoduje konieczność powtarzania akcji od początku.
I
wreszcie główny czynnik straszący – stwór, który biega wokół auta. Nierzadko w
ogóle znika nam z oczu, lecz nie należy łudzić się, że odpuścił. Co ciekawe,
niby możemy uciec przed zagrożeniem, aczkolwiek wyłącznie spojrzeniem. Otóż gdy
tajemnicza istota zatrzyma się na wprost Lisy, kierujemy wzrok w różne strony,
byle nie patrzeć bezpośrednio na wiadomo kogo. Owe jump scare’y napędziły mi najsilniejszego
pietra za pierwszym razem, ale zdają egzamin i potrafią podtrzymywać napiętą
atmosferę. Swoją cegiełkę do klimatu dokłada także oprawa audiowizualna: stosownie
przyciemniona grafika, plus oszczędnie i zarazem dobrze dawkowany dźwięk. Jeśli
wobec tego macie ochotę posmakować takiej horrorowej miniatury na góra
kilkanaście minut, warto zainteresować się Anxiety: Lost Night.
------------------------------------------------
Przydatne linki:
2. Recenzja Anxiety, poprzedniej gry z cyklu,
do poczytania na blogu pod tym adresem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.