piątek, 25 stycznia 2019

Skyland: Serce Gór (PC) - recenzja



W grze Skyland: Serce Gór przyjdzie nam poruszać się wśród chmur i osobliwych szczytów, dokąd to ludzi sprowadziła niegdyś konieczność, wraz z nadzieją na lepsze jutro. Zawitamy tam jednak wtedy, kiedy nad rozkwitłą w takowych warunkach cywilizacją zawisa realne niebezpieczeństwo. Cóż, prędzej czy później zawsze napatoczy się jakiś wichrzyciel, który postanowi zdrowo namieszać. Ale też nie zabraknie kogoś, kto nie spocznie, póki nie przywróci zmąconego spokoju. No i to oczywiście my – gracze – podejmiemy się tu misji przegnania zagrożenia, działając zgodnie z regułami gatunku HOPA.

Skyland: Serce Gór (Heart of the Mountain) to casualowy tytuł, za którego opracowanie odpowiada Cordelia Games, a za wydanie firma Artifex Mundi, mająca również na koncie projekty własnego autorstwa, w tym np. wyśmienite cykle Enigmatis i Grim Legends. Jeśli chodzi o ekipę producencką, ów zespół posiada co prawda skromniejszy dorobek, lecz zdążył  pozytywnie zaistnieć w świadomości fanów niedzielnej rozrywki. Mianowicie przed omawianą dziś grą ukazały się dwie sygnowane logiem Cordelii pozycje – Kingmaker: Droga do Tronu (Rise to the Throne) oraz Patch of Sin: Chciwość (Greed). Obie solidne i jednocześnie fabularnie zróżnicowane, gdyż pierwsza traktuje o rycerzach stawiających czoła spiskowcom, a druga to współczesny kryminał. Skyland obiera z kolei jeszcze inny kierunek, proponując danie, na jakie składają się elementy steampunku, wpływy prozy Juliusza Verne’a, a także wątek pradawnych źródeł mocy.


Twórcy zwięźle wprowadzają nas w przedstawione realia. Krótkie intro informuje bowiem, czemu ludzie pobudowali się na ramionach starożytnych, skalistych gigantów. Szybko też zostajemy rzuceni w akcję, lecąc do lokalnego więzienia statkiem powietrznym o nazwie Słowik, którym podróżuje nie tylko grywalna bohaterka, ale i jej siostra Adriane oraz stary majster Leo. Oględziny zakładu karnego kończą się zaś dla załogi pościgiem za zbiegłym stamtąd Balem de Sole. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, acz pozwolę sobie wtrącić, że będziemy musieli powstrzymać niecny proceder przemiany ludzi w kryształy, a w tle przewinie się kwestia śmierci ojca dzielnych pań. I mimo że wyżej oceniam fabuły wcześniejszych produkcji od Cordelia Games, daleka jestem od narzekania na nudę. Nie wspominając o tym, iż doceniam stosowany przez studio urodzaj w obrębie wymyślanych historii.

Swoją drogą, liczę równocześnie na powrót do tego konkretnego uniwersum, co jest zresztą całkiem możliwe. Czemu? Otóż Serce Gór zahacza w końcowej fazie zabawy o pewną, przypuszczalnie niebłahą kwestię, ostatecznie jej nie wyjaśniając. Niemniej w dodatkowym rozdziale, który odblokowuje się po zaliczeniu podstawowej przygody i rozgrywa tuż po wydarzeniach z głównego scenariusza, protagonistka, przeczytawszy jedną notatkę, zadaje sobie pytanie dotyczące tej rzeczy. Dla mnie to dosyć ewidentny trop do potencjalnej kontynuacji, zwłaszcza że finałowy filmik z owego bonusu nieśmiało sugeruje powstanie sequela. W każdym razie, oby deweloperzy faktycznie uraczyli kiedyś odbiorców drugą częścią. I to najlepiej taką, która w pełni rozwijałaby potencjał marki Skyland.


Sporym atutem produkcji jest jej warstwa estetyczna w kontekście wykreowanego na potrzeby gry świata. Przyznam, że ciekawie – pod kątem wizualnym – prezentuje się zestawienie takich elementów jak chociażby mechaniczne urządzenia, balony, latające statki, górski krajobraz czy kłaniająca się starodawnym stylom architektura. Wszystko to odmalowano z dbałością o szczegóły i szeroką gamę barw. Animacje, tak jak w innych HOPKACH, charakteryzują się oszczędnością, lecz wyglądowi sylwetek ludzkich nie można odmówić staranności. Cieszy przy tym podejście do image’u obserwowanych na ekranie postaci. Taka Adriane nosi szaty skrojone na steampunkową modłę, natomiast Wieszczka, której siedzibę odwiedzimy na pewnym etapie rozgrywki, sprawia wrażenie niemal mitycznej persony. W porównaniu z grafiką, muzyka spisuje się już słabiej, co nie znaczy, że źle – ot, nieszkodliwe i stosunkowo nastrojowe tło.

Co z gameplayem? Jak napomknęłam we wstępie, recenzowany tytuł stawia na relaksującą klasykę spod znaku Hidden Object Puzzle Adventure. Mamy więc zadania przedmiotowe à la tradycyjne point and clicki, plansze z seriami sprytnie poukrywanych szpargałów, a także nieskomplikowane zagadki logiczne (m.in. takie układanki, jakie to zarazem przemycają kluczowe dla fabuły detale). Są jeszcze nieliczne momenty, kiedy trzeba niby wykazać się ździebkiem refleksu, lecz – rzecz jasna – dopasowano je do casualowych wymogów. Każdy wobec tego bez kłopotu odda przykładowo celny strzał z procy lub ominie przeszkody w trakcie skoku spadochronowego. Warto ponadto zwrócić uwagę na specjalny gadżet pod postacią rękawicy energetycznej, która przyda się podczas kilku starć. Co szczególnie istotne, deweloperzy z Cordelii zrealizowali takie walki lepiej niż rycerskie bitki w swoim Kingmakerze. A to dlatego, że nie ograniczono się wyłącznie do jednego rodzaju minigierki.


Podsumowując, Skyland nie zalicza się do grona najlepszych HOPEK, aczkolwiek miłośnicy takiej konwencji mogą się przy Sercu Gór nieźle bawić. To po prostu przyzwoita pozycja, której twórcy wiernie podchodzą do zasad przyjętych w tego typu rozrywce. Ukończenie całej gry, wraz z bonusowym rozdziałem, zabrało mi nieco ponad 3 godziny, a zatem akurat tyle, by umilić sobie wieczór i odetchnąć od codziennych problemów. Słowem, sympatyczna rzecz dla fanów bratania przygodówkowej mechaniki z wypatrywaniem ukrytych obiektów.



---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.