niedziela, 17 marca 2019

Bractwo Tajemnic 7: Istota Cienia (PC) - recenzja


Problem ze szczególnie potężnymi siłami zła polega czasami na tym, że niby kiedyś udało się je wreszcie pokonać, ale – niestety – nie do końca. Mianowicie jakaś tam cząstka danego licha zdołała wtedy przetrwać, czyhając odtąd gdzieś w ukryciu. Ba, potrafi bardzo długo czekać, aż nadarzą się stosowne warunki do odzyskania dawnej mocy i przypuszczenia kolejnego uderzenia. Tak jak to ma miejsce w przypadku Odessy, czyli czarnego charakteru z casualowej gry Bractwo Tajemnic 7: Istota Cienia (The Secret Order 7: Shadow Breach).

Wyżej wymieniona postać wyrządziła przed wiekami dużo szkód, lecz – po ciężkich bojach – została unieszkodliwiona i uwięziona w zaklętym almanachu. Oczywiście zadbano potem o odpowiednie zabezpieczenie księgi, umieszczając ją z dala od niepożądanych rąk. Niemniej zastosowane rozwiązanie przestało pewnego dnia zdawać egzamin, a co za tym idzie – nad współczesnym światem zawiśnie widmo ogromnego zagrożenia. I choć kluczowym przeciwnikiem uczyniono tutaj właśnie Odessę, siódma odsłona Bractwa Tajemnic nie zapomina o istnieniu Klanu Smoka, z którym gracze ścierali się w poprzednich częściach serii. Grupa ta stoi wszak za odnalezieniem tomiszcza, pragnąc zrealizować swoje podstępne plany. Misja ocalenia ludzkości tradycyjnie zostaje zaś przydzielona Sarze Pennington, której sympatykom cyklu przedstawiać nie trzeba, podobnie jak zatrudniającego ją Zakonu Gryfa.

Zamiast wypoczywać w nowym, eleganckim domu, Sara musi odwiedzić tajną placówkę wrogiego klanu, gdzie przeprowadzano ostatnio badania nad księgą zawierającą ducha Odessy. Dzieje się tak za sprawą alarmujących informacji od innej agentki Zakonu Gryfa – Maggie Cook, którą wysłano tam uprzednio na przeszpiegi. Nie będzie to jednak jedyny punkt trasy, jaką przebędziemy w skórze odważnej panny Pennington. Magiczne pęta, które przez wiele lat trzymały Odessę w ryzach, puszczają bowiem na tyle, że rozpoczyna się istny wyścig z czasem. Dlatego więc energicznie przystąpimy do poszukiwań mistycznych relikwii, rozrzuconych po różnych zakątkach globu. Od strony fabularnej przełożyło się to natomiast na generalnie przyjemny scenariusz, który obejmuje typowo fantastyczne motywy oraz elementy przygodowej pogoni za starymi artefaktami. Sympatyczne wrażenie pozostawia też po sobie dodatkowy rozdział, rozgrywający się tuż po wydarzeniach z podstawowej historii.


Nieodzowną pomocą przy wykonywaniu naszego zadania okaże się magiczna bransoleta, w której posiadanie wejdziemy już na początkowym etapie zabawy. Co prawda – jak przed chwilą sygnalizowałam – będzie tu więcej ważnych relikwii, ale to zdobiący nadgarstek klejnot pełni funkcję tego najistotniejszego. Po pierwsze, bransoleta przydaje się do zlokalizowania reszty artefaktów, które należy zgarnąć, nim ubiegnie nas Odessa. Po drugie, ów konkretny przedmiot plasuje omawiany tytuł wśród HOPEK ze specjalnym rekwizytem, dla jakiego to przewidziano osobny przycisk na pasku interfejsu. Jego użycie wiąże się przeważnie z kliknięciem na hotspot i aktywowaniem nieskomplikowanej minigierki logicznej. A jako że za każdym razem dostaniemy inne zadanie do zaliczenia, czarodziejska biżuteria nie przysporzy nikomu powodów do narzekań na monotonię.

Rozmaite minigierki pojawiają się także w tych momentach, kiedy nie musimy akurat sięgać po bransoletkę. Wśród dostępnych zagadek, których celem jest zrelaksowanie odbiorcy, znajdziemy dla przykładu łączenie pokrewnych rysunków, ustawianie trybików, matematyczne wprowadzanie kodu tudzież szukanie drogi na mapie w oparciu o instrukcje z dyktafonu. Oprócz tego, nie zabraknie klasycznego, point and clickowego zbieractwa ani znaku rozpoznawczego gier HOPA – plansz z seriami ukrytych obiektów. Co do scen HO, czeka nas wypatrywanie szpargałów zarówno na bazie słownych, jak i obrazkowych list. Można je ponadto zastąpić alternatywnym wskazywaniem kart z identycznymi symbolami, aczkolwiek za wyjątkiem tych sekwencji, w których królują ciągłe interakcje pomiędzy zgarnianymi fantami.


Tej odprężającej i angażującej rozgrywce towarzyszy atrakcyjna oprawa audiowizualna, do czego zdążył nas przyzwyczaić nie tylko producent owego tytułu – węgierskie Sunward Games, lecz również wydawca – polskie Artifex Mundi. Na pochwałę zasługują przede wszystkim pełne detali oraz intensywnych kolorów lokacje, którym nie można odmówić satysfakcjonującego zróżnicowania. Podczas naszej wyprawy zawitamy do takich miejscówek jak przykładowo leśna kryjówka druida czy malownicze włości plantatora win. W dodatkowej przygodzie natkniemy się z kolei na scenerie, których motywem przewodnim są poszczególne żywioły. A jeśli chodzi o muzykę, nastrojowy akompaniament potrafi w razie potrzeby zabrzmieć dość tajemniczo lub uderzyć w nieco podnioślejszy ton i wzbudzić subtelne skojarzenia z walką o wysoką stawkę.

Gdy człowiek spojrzy na numerek w nazwie produkcji, można by się odruchowo złapać za głowę i powiedzieć: „Kurczę, to już przecież siódma część!”. Owszem, liczby nie kłamią, acz długi staż serii nie przemawia na niekorzyść Istoty Cienia. Specyfika rodziny HOPA, do której zaliczają się perypetie Sary Pennington, sprzyja powstawaniu kolejnych kontynuacji, tak jak zresztą narracyjna warstwa cyklu. Innymi słowy, główna bohaterka zostaje postawiona w obliczu nowego wyzwania, co pod kątem mechaniki procentuje wciągającym miksem uproszczonego point and clicka i scen hidden object. Stąd gracze, którzy lubią taki przepis na rozrywkę, nie powinni żałować tych czterech godzin u wirtualnego boku Sary, bo tyle mniej więcej trwa przejście „siódemki” (włącznie z bonusowym rozdziałem).




---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.

2 komentarze:

  1. Wydaje się być ciekawą, nieskomplikowaną grą na odpoczynek po pracy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ta gra bardzo dobrze nadaje się na relaks, podobnie jak sporo innych produkcji z tego gatunku. Co prawda jest to już siódma odsłona cyklu, ale to akurat taka seria, że można śmiało zacząć z nią przygodę np. właśnie od tej części. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.