Problem ze
szczególnie potężnymi siłami zła polega czasami na tym, że niby kiedyś udało
się je wreszcie pokonać, ale – niestety – nie do końca. Mianowicie jakaś tam
cząstka danego licha zdołała wtedy przetrwać, czyhając odtąd gdzieś w ukryciu.
Ba, potrafi bardzo długo czekać, aż nadarzą się stosowne warunki do odzyskania
dawnej mocy i przypuszczenia kolejnego uderzenia. Tak jak to ma miejsce w
przypadku Odessy, czyli czarnego charakteru z casualowej gry Bractwo Tajemnic
7: Istota Cienia (The Secret Order 7: Shadow Breach).
Wyżej
wymieniona postać wyrządziła przed wiekami dużo szkód, lecz – po ciężkich
bojach – została unieszkodliwiona i uwięziona w zaklętym almanachu. Oczywiście
zadbano potem o odpowiednie zabezpieczenie księgi, umieszczając ją z dala od niepożądanych
rąk. Niemniej zastosowane rozwiązanie przestało pewnego dnia zdawać egzamin, a
co za tym idzie – nad współczesnym światem zawiśnie widmo ogromnego zagrożenia.
I choć kluczowym przeciwnikiem uczyniono tutaj właśnie Odessę, siódma odsłona
Bractwa Tajemnic nie zapomina o istnieniu Klanu Smoka, z którym gracze ścierali
się w poprzednich częściach serii. Grupa ta stoi wszak za odnalezieniem
tomiszcza, pragnąc zrealizować swoje podstępne plany. Misja ocalenia ludzkości
tradycyjnie zostaje zaś przydzielona Sarze Pennington, której sympatykom cyklu przedstawiać
nie trzeba, podobnie jak zatrudniającego ją Zakonu Gryfa.
Zamiast
wypoczywać w nowym, eleganckim domu, Sara musi odwiedzić tajną placówkę
wrogiego klanu, gdzie przeprowadzano ostatnio badania nad księgą zawierającą
ducha Odessy. Dzieje się tak za sprawą alarmujących informacji od innej agentki
Zakonu Gryfa – Maggie Cook, którą wysłano tam uprzednio na przeszpiegi. Nie
będzie to jednak jedyny punkt trasy, jaką przebędziemy w skórze odważnej panny
Pennington. Magiczne pęta, które przez wiele lat trzymały Odessę w ryzach,
puszczają bowiem na tyle, że rozpoczyna się istny wyścig z czasem. Dlatego więc
energicznie przystąpimy do poszukiwań mistycznych relikwii, rozrzuconych po
różnych zakątkach globu. Od strony fabularnej przełożyło się to natomiast na generalnie
przyjemny scenariusz, który obejmuje typowo fantastyczne motywy oraz elementy
przygodowej pogoni za starymi artefaktami. Sympatyczne wrażenie pozostawia też
po sobie dodatkowy rozdział, rozgrywający się tuż po wydarzeniach z podstawowej
historii.
Nieodzowną
pomocą przy wykonywaniu naszego zadania okaże się magiczna bransoleta, w której
posiadanie wejdziemy już na początkowym etapie zabawy. Co prawda – jak przed
chwilą sygnalizowałam – będzie tu więcej ważnych relikwii, ale to zdobiący
nadgarstek klejnot pełni funkcję tego najistotniejszego. Po pierwsze,
bransoleta przydaje się do zlokalizowania reszty artefaktów, które należy
zgarnąć, nim ubiegnie nas Odessa. Po drugie, ów konkretny przedmiot plasuje
omawiany tytuł wśród HOPEK ze specjalnym rekwizytem, dla jakiego to przewidziano
osobny przycisk na pasku interfejsu. Jego użycie wiąże się przeważnie z
kliknięciem na hotspot i aktywowaniem nieskomplikowanej minigierki logicznej. A
jako że za każdym razem dostaniemy inne zadanie do zaliczenia, czarodziejska
biżuteria nie przysporzy nikomu powodów do narzekań na monotonię.
Rozmaite
minigierki pojawiają się także w tych momentach, kiedy nie musimy akurat sięgać
po bransoletkę. Wśród dostępnych zagadek, których celem jest zrelaksowanie
odbiorcy, znajdziemy dla przykładu łączenie pokrewnych rysunków, ustawianie
trybików, matematyczne wprowadzanie kodu tudzież szukanie drogi na mapie w
oparciu o instrukcje z dyktafonu. Oprócz tego, nie zabraknie klasycznego, point
and clickowego zbieractwa ani znaku rozpoznawczego gier HOPA – plansz z seriami
ukrytych obiektów. Co do scen HO, czeka nas wypatrywanie szpargałów zarówno na
bazie słownych, jak i obrazkowych list. Można je ponadto zastąpić alternatywnym
wskazywaniem kart z identycznymi symbolami, aczkolwiek za wyjątkiem tych
sekwencji, w których królują ciągłe interakcje pomiędzy zgarnianymi fantami.
Tej
odprężającej i angażującej rozgrywce towarzyszy atrakcyjna oprawa
audiowizualna, do czego zdążył nas przyzwyczaić nie tylko producent owego
tytułu – węgierskie Sunward Games, lecz również wydawca – polskie Artifex Mundi.
Na pochwałę zasługują przede wszystkim pełne detali oraz intensywnych kolorów
lokacje, którym nie można odmówić satysfakcjonującego zróżnicowania. Podczas
naszej wyprawy zawitamy do takich miejscówek jak przykładowo leśna kryjówka
druida czy malownicze włości plantatora win. W dodatkowej przygodzie natkniemy
się z kolei na scenerie, których motywem przewodnim są poszczególne żywioły. A
jeśli chodzi o muzykę, nastrojowy akompaniament potrafi w razie potrzeby
zabrzmieć dość tajemniczo lub uderzyć w nieco podnioślejszy ton i wzbudzić subtelne
skojarzenia z walką o wysoką stawkę.
Gdy
człowiek spojrzy na numerek w nazwie produkcji, można by się odruchowo złapać
za głowę i powiedzieć: „Kurczę, to już przecież siódma część!”. Owszem, liczby
nie kłamią, acz długi staż serii nie przemawia na niekorzyść Istoty Cienia.
Specyfika rodziny HOPA, do której zaliczają się perypetie Sary Pennington,
sprzyja powstawaniu kolejnych kontynuacji, tak jak zresztą narracyjna warstwa
cyklu. Innymi słowy, główna bohaterka zostaje postawiona w obliczu nowego
wyzwania, co pod kątem mechaniki procentuje wciągającym miksem uproszczonego
point and clicka i scen hidden object. Stąd gracze, którzy lubią taki przepis
na rozrywkę, nie powinni żałować tych czterech godzin u wirtualnego boku Sary,
bo tyle mniej więcej trwa przejście „siódemki” (włącznie z bonusowym rozdziałem).
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.
Wydaje się być ciekawą, nieskomplikowaną grą na odpoczynek po pracy :)
OdpowiedzUsuńTak, ta gra bardzo dobrze nadaje się na relaks, podobnie jak sporo innych produkcji z tego gatunku. Co prawda jest to już siódma odsłona cyklu, ale to akurat taka seria, że można śmiało zacząć z nią przygodę np. właśnie od tej części. :)
Usuń