piątek, 1 marca 2019

"Szklana wyspa", Nora Roberts - recenzja


„Szklana wyspa” jest trzecią i zarazem finałową odsłoną cyklu „Strażnicy”, w którym to Nora Roberts zestawia formułę współczesnego romansu z fantastyczną walką pomiędzy siłami dobra i zła. Czego się po zwieńczeniu serii spodziewać? Ano znające poprzednie części osoby dostaną tutaj głównie powtórkę z rozrywki, co w przypadku tej konkretnej pozycji ma zarówno swoje plusy, jak i minusy.

Do zalet powieści na pewno trzeba zaliczyć charakterystyczną dla autorki lekkość pióra, dzięki której zwolennicy jej prozy żwawo zabiorą się za lekturę i najprawdopodobniej w trymiga przerobią solidną porcję utworu. Nie uświadczymy ponadto gruntownych roszad na stanowiskach kluczowych bohaterów, co – w kontekście pozytywnych postaci – oznacza bezpieczny powrót lubianych protagonistów. Niestety, znów pojawia się też mankament, jakim obarczona była „Zatoka westchnień”, czyli środek trylogii. Mianowicie piję do nadmiernej wtórności względem pierwszego tomu – „Gwiazd fortuny”. A widać to zwłaszcza przy czytaniu kolejnych odsłon w krótkich odstępach czasu.

Sześcioro strażników, którzy mają za zadanie ocalić świat przed zakusami mrocznej bogini Nerezzy, ponownie czekają zatem przenosiny do ładnej posesji i wstępne oględziny domu – bazy, rychłe napełnienie żołądka oraz gadki szmatki. Oprócz tego, nie brakuje oczywiście snucia planów, ćwiczeń bojowych, naprzykrzających się wrogów ani nurkowania w celu odnalezienia ostatniej z magicznych gwiazd, jakimi to żywo zainteresowana jest również główna antagonistka. Tak, powtarzam swoje uwagi rzucone przy okazji recenzowania drugiej części, ale cóż poradzę, skoro nie ominęło mnie niemałe uczucie déjà vu. Przyznać jednak muszę, że otaczająca bohaterów sceneria, choć wciąż malownicza, oferuje pewną odmianę. Otóż Riley, Sasha, Annika, Doyle, Bran i Sawyer porzucają tym razem strefę śródziemnomorską na rzecz Irlandii, gdzie jest generalnie chłodniej, a także częściej pada niż na wyspach z wcześniejszych książek.

Co z wątkiem romantycznym? Ten skupia się teraz wokół pani archeolog Riley Gwin i wojownika Doyle’a McCleary’ego. Oboje inteligentni, odważni, waleczni, a do tego ceniący sobie niezależność, mimo że jednocześnie rozumieją wartość pracy w zgranej drużynie. Duża wiedza, którą posiadają, przydaje im się zaś dla przykładu przy analizie starych dokumentów pod kątem różnych mitów. No i tak jak pozostali członkowie grupy, dysponują własnym talentem o nadnaturalnym charakterze. Niemniej sercowe sprawy tejże dwójki wypadają słabiej na tle uprzednio rozkwitłych romansów, nie wznoszących się przecież na wyżyny sztuki literackiej. Mówiąc dokładniej, rozczarowuje sposób, w jaki Nora Roberts rozpoczyna miłosne relacje Riley i Doyle’a, poniekąd serwując odbiorcom coś w rodzaju nagłego napadu chcicy. Ale potem, gdy ów związek bez zobowiązań ustępuje pola rosnącemu zaangażowaniu, jest już na szczęście lepiej.

Jak przystało na finał całej serii, autorka postarała się o to, by ostatni etap fabuły „Szklanej wyspy” był dość epicki. Swoją drogą, ta końcowa faza powieści raczy czytelników m.in. puszczeniem oka w stronę pewnego motywu arturiańskiego, co osobiście przypadło mi do gustu. Za to spokojnie można było sobie odpuścić przebieranki protagonistów przed decydującą bitwą, gdyż zalatują ździebko przygotowaniami do udziału w larpie bądź do cosplayowej wyprawy na konwent fantasy. Taka jednak uroda tejże książki – jedne jej aspekty spisują się nieźle, a drugie skłaniają do kręcenia nosem. Ot, średniaczek, lecz pozwalający odpocząć po ciężkim dniu.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Szklana wyspa
Tytuł oryginalny: Island of Glass
Cykl: Strażnicy, tom 3
Autor: Nora Roberts
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 408

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.