Piąty Łowca
Demonów serwuje graczom powrót do mroczniejszych klimatów z pierwszych trzech
odsłon tej casualowej serii. Skręt ku archeologiczno-przygodowym wątkom, jaki
to miał miejsce w części czwartej, okazał się zatem jednorazową – póki co – odskocznią.
Jednakże „piątka” pożycza od „czwórki” pomysł, by uczynić główną i grywalną
postacią kogoś innego niż czerwonooka Dawn, uchodząca poniekąd za swoistą
gwiazdę owego cyklu. Ale co nie mniej ważne, miłośnicy HOPEK mogą liczyć na
kolejną dawkę odprężającej rozrywki, do jakich przyzwyczaiły ich prawidła tegoż
gatunku.
Pierwsze
skrzypce w przedstawionej historii gra tym razem Hector Cole, który, podobnie
jak znana ze starszych odsłon Dawn, jest ekspertem od tropienia demonicznych
bytów. To zresztą zawodowe doświadczenie protagonisty sprawia, że kontaktuje
się z nim Edmund Strange, dyrektor Muzeum Zjawisk Paranormalnych. Mężczyźnie
bynajmniej nie chodzi o fachowy wykład dla odwiedzających ani o ocenę
wystawianych eksponatów, co można byłoby przypuszczać na podstawie samego charakteru
placówki. Mianowicie pan Strange prosi naszego herosa o pomoc w odnalezieniu
pewnego turysty, który to wszedł do muzeum, lecz niestety stamtąd nie wyszedł. Zleceniodawcy
zależy zarazem na szybkim i dyskretnym rozwiązaniu problemu, gdyż ponoć boi
się, że wieść o podejrzanym zniknięciu odstraszy potencjalnych gości, zwłaszcza
w obliczu plotek o dziwnych zjawiskach na terenie ośrodka.
O
tym, iż w pogłoskach na temat tutejszej aktywności paranormalnej tkwi niemałe
ziarno prawdy, poinformuje nas już początkowa cutscenka z telefonem od Edmunda.
Sam Hector, przybywszy na miejsce, również zostanie wkrótce dobitnie
uświadomiony, że po okolicy pałętają się złowrogie siły. I tak jak
zasygnalizowałam we wstępie, Łowca Demonów 5: Obecność (Demon Hunter 5:
Ascendance) ponownie nadaje serii bliższy horrorom kierunek. Jednocześnie
zaznaczyć muszę, że mowa oczywiście o grozie w lżejszym ujęciu i użyciu stosownej
otoczki, a nie o historii próbującej faktycznie przerazić odbiorców. Niektóre
momenty wydały mi się też jakby celowo ciut przerysowane, co wzbudza wrażenie
pobytu w swego rodzaju domu strachu. A biorąc pod uwagę to, iż wędrujemy po
ziemiach należących do kuratora specyficznego muzeum, takie odczucie można śmiało
uznać za plus.
Scenariusz
produkcji nie zalicza się do rozbudowanych, lecz potrafi zainteresować i
oferuje żwawo biegnącą akcję. Sądzę, że miałby nawet szansę posłużyć za niezłą
podstawę dla jednego z odcinków telewizyjnego serialu à la popularny
„Supernatural” („Nie z tego świata”). W każdym razie, natkniemy się na takie motywy
jak ból po stracie, żądza pieniądza czy niebezpieczny kontakt ze sferą
nadprzyrodzoną, będący wypadkową wcześniej wymienionych wątków. Co prawda w
finałowym filmiku pewien fabularny klocek wyskoczył według mnie niczym królik z
kapelusza, ale z pomocą przyszedł wtedy dodatkowy rozdział, dorzucając swoje trzy
grosze do tejże kwestii. Niemniej ów bonus, który zawiera elementy historii
typu „origin” i opowiada o okolicznościach wstąpienia Hectora na ścieżkę łowcy
demonów, wypada troszkę słabiej niż główna fabuła. Bo choć także wciąga, to przydałoby
się w nim ździebko więcej dramatyzmu oraz minimalne rozszerzenie drobnych niuansów.
Co
się tyczy mechaniki, dostajemy przede wszystkim kolaż sprawdzonych pomysłów. Ale
w pozytywnym sensie, bowiem twórcy tytułu – serbskie studio Brave Giant –
umieją podać zastosowane składniki tak, by fani niedzielnego grania wciąż
czerpali z tego przyjemność. Są tu więc właściwe point and clickom zadania, włącznie
z rozmaitymi minigierkami logicznymi (np. przepinanie kabli w celu uzyskania danych
znaków, rozplątywanie liny drogą przesuwania węzłów, szukanie run dostępnych jedynie
w naszej puli czy zagadki narracyjno-obrazkowe). Poszczególne wyzwania cechują
się przystępnością, acz niekiedy wysilmy się ociupinkę bardziej. Gdyby jednak
ktoś miał jakieś trudności lub preferował pośpiech, to tradycyjnie zaimplementowano
opcję pomijania minigierki. Podobnie – pod kątem ułatwień – funkcjonują sceny
hidden object, oparte na słownych i obrazkowych listach pożądanych fantów. Prócz
podpowiedzi, które pokazują położenie losowego przedmiotu, istnieje możliwość
zastąpienia takich wstawek alternatywnymi partyjkami Monaco (wskazywanie
identycznych symboli, stykających się pionowo, poziomo bądź na skos).
Perypetiom Hectora Cole towarzyszy słusznie niepokojąca muzyka, ale to grafika wybija się
na gruncie oprawy audiowizualnej. Chociaż nie uświadczymy bogatych animacji, doceniam
m.in. ekscentryczny image Edmunda Strange oraz jego małżonki Very. W graficznej
warstwie produkcji cieszą ponadto sporadyczne smaczki, nawiązujące do różnych
gier autorstwa Brave Giant. Największą zaletę stanowią zaś pieczołowicie
wykonane lokacje, które w głównej ścieżce fabularnej obejmują zarówno muzealne
wnętrza, jak i pobliskie tereny. Ze względu na osadzenie akcji nocą, odnotujemy
tam duży udział niebieskich odcieni, co podkreśla horrorową stylizację. Szczególnie
w połączeniu z takimi elementami otoczenia, jakie to przywodzą na myśl
halloweenowe dekoracje. Bonusowy rozdział rozgrywa się dla odmiany w dzień, lecz
też nie zawodzi od strony scenerii. Ciekawie podchodzi on do pogody – mimo że
już pierwsze minuty procentują kłopotami, początkowe plansze są bardziej
nasłonecznione, natomiast dalej robi się trochę pochmurniej.
Reasumując,
Obecność nie wnosi rewolucji do gatunku HOPA, ale po prostu solidnie realizuje
obowiązujące tutaj reguły. Do tego fabuła, wspierana przez wszelkiej maści detale wizualne, fajnie bawi
się konwencją opowieści z dreszczykiem. Dlatego zwolennicy takich casualowych gier
powinni miło spędzić z omawianym tytułem czas, który w moim przypadku wyniósł
4,5 godzin, potrzebnych na jednokrotne ukończenie całości. Warto wobec tego
rozpatrzyć przywdzianie szat pana Cole, jeżeli lubicie propozycje spod szyldu
Brave Giant tudzież wydawcy Łowcy Demonów 5 – polskiego Artifex Mundi.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.