wtorek, 23 kwietnia 2019

"Pogrzebany" - recenzja


„Pogrzebany” to kapitalny w swej prostocie, acz niełatwy do realizacji pomysł. Twórcy tego obrazu bardzo dobrze sobie jednak poradzili, przy czym pogratulować im należy nie tylko talentu i sukcesu, ale też właśnie odwagi za podjęcie się takiego śmiałego projektu. Zrobili przecież film, w którym wciąż patrzymy na jedną, nad wyraz małą lokację, bo… wnętrze trumny. Tak oto udowodnili, że można ową drogą dostarczyć widzom emocjonujących wrażeń.

Tytuł, którego wyreżyserowaniem zajął się Rodrigo Cortés, przybliża nam losy niejakiego Paula Conroya. Amerykańskiego pracownika cywilnego w Iraku, zasiadającego tam za kierownicą ciężarówki. Mężczyznę poznajemy zaś wtedy, kiedy odzyskuje przytomność, otoczony zewsząd ciemnością. I chociaż szybko rozświetla mrok zapalniczką, ujrzenie trumiennych ścian jest marną dla nieszczęśnika pociechą, w zamian jeszcze bardziej potęgując jego przerażenie. Co ciekawe, owe cztery deski skrywają więcej przydatnych rekwizytów, poza wyżej wymienionym źródłem światła. Kluczowa rola przypada tu natomiast telefonowi komórkowemu. Jak się bowiem okazuje, główny bohater został uprowadzony i pogrzebany żywcem dla okupu. Przede wszystkim o tym będzie zatem rozmawiał przez komórkę z porywaczami oraz osobami, do których to zdoła się dodzwonić.

Zaistniałe warunki stanowią idealne wręcz podłoże do zbudowania klaustrofobicznej atmosfery, która faktycznie daje się podczas seansu we znaki. Paula uwięziono na maksymalnie zawężonej przestrzeni, gdzie nie ma mowy o swobodnym przemieszczaniu się. Nawet niewielkie manewry potrafią być katorgą, co zostało na ekranie sugestywnie pokazane. Warto zarazem zauważyć, że to pułapka zarówno dla protagonisty, jak i poniekąd dla ekipy filmowej. Niemniej twórcy z powodzeniem uniknęli sideł nadmiernej jednostajności, demonstrując, iż ze skromnych środków można sporo wycisnąć. Niewątpliwie dużo dobrego robią montaż i praca zmieniającej położenie kamery, przekładając się na obecność zróżnicowanych ujęć (np. z boku, z góry, widok samych drewnianych desek czy zbliżenie twarzy). Pochwalić ponadto trzeba kolorystyczne urozmaicenia w obrębie oświetlenia, gdyż – prócz zupełnego mroku oraz płomienia z zapalniczki – wykorzystano też m.in. latarkę.

Powyższe zabiegi wizualne, wespół z całokształtem przedstawionej historii, nie oddziaływałyby tak mocno, gdyby nie pierwszorzędna gra Ryana Reynoldsa, czyli filmowego pana Conroya. Trochę się zresztą dziwię, iż nie dostał za tę kreację nominacji do Oscara. Na Reynoldsie spoczywało szczególnie trudne zadanie, jako że w zasadzie mamy do czynienia z filmem jednego aktora. Drżące ręce i inne gesty, rozbiegane spojrzenie, panika, desperacja, strach, wściekłość, chęć walki czy stan beznadziei – wszystko to wypadło po prostu świetnie! Dzięki tak przekonywującemu występowi widz szczerze współczuje protagoniście, który zmaga się chociażby z presją czasu na skutek ograniczonych zapasów tlenu, a także perspektywy wyczerpania baterii w komórce. Stosunkowo łatwo również zidentyfikować się z bohaterem, będącym de facto zwykłym, szarym człowiekiem. Jego przeciętność uwypuklają dodatkowo rozmowy telefoniczne, które poruszają dla przykładu kwestie rządowych formalności i bezduszności w świecie pracy.

Owszem, znajdziemy kilka momentów, które podpinają się pod pokrętną niekiedy logikę kina. Pomimo tego, owe naciągane fragmenty pozwalają utrzymać odpowiednie napięcie. Gwoli ścisłości, jedyną rzeczą, której ewidentnie nie kupiłam, była z kolei piosenka lecąca w trakcie napisów końcowych. Mianowicie utwór ten pasował, według mnie, jak kwiatek do kożucha, lecz to już wszak rzecz spoza tzw. właściwej treści filmu. W każdym razie, powzięte przez twórców ryzyko się opłaciło. Świadomy minimalizm zaprocentował tutaj ambitną, kameralną i angażującą pozycją z pogranicza thrillera oraz dramatu.



--------------------------------------------------
Tytuł polski: Pogrzebany
Tytuł oryginalny: Buried
Reżyseria: Rodrigo Cortés
Scenariusz: Chris Sparling
Obsada: Ryan Reynolds, José Luis García Pérez, Robert Paterson, Stephen Tobolowsky
Gatunek: thriller, dramat
Produkcja: Hiszpania, USA, Francja
Rok premiery: 2010
Czas trwania: ok. 90 minut

2 komentarze:

  1. Ja jestem ciekawa tego filmu. Z chęcią obejrzę w wolnej chwili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to lekki w odbiorze film, ale naprawdę warty uwagi i ciekawie nakręcony.

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.