piątek, 24 maja 2019

Irony Curtain: From Matryoshka with Love (PC) - recenzja



Od teraz na dźwięk słowa „matrioszka” nie pomyślę wyłącznie o rosyjskich drewnianych laleczkach, lecz również o wysokiej klasy przygodówkach. A to przez utalentowane studio Artifex Mundi z Katowic, które uraczyło graczy humorystyczną i wciągającą grą Irony Curtain: From Matryoshka with Love.

Rodzimi deweloperzy serwują odbiorcom wyprawę do alternatywnej wersji lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, wedle której znalazło się na mapie świata miejsce dla fikcyjnego kraju o nazwie Matryoshka. Tym niewielkim państewkiem, a także funkcjonującym w nim komunizmem, zafascynowany jest zaś mieszkający po przeciwnej, zachodniej stronie globu Evan Kovolsky. Młody dziennikarz, który składa własnym sumptem gazetę „Comiesięczny Dziennik Robotniczy”. I choć jego prokomunistyczne sympatie nie spotykają się, delikatnie mówiąc, z ciepłym przyjęciem, główny bohater nie traci zapału w próbach głoszenia swoich poglądów wśród obywateli Stanów. A że przez to niejednym pomidorem zarobić może? Cóż, takie już ryzyko przy publicznym dzieleniu się niepopularnymi opiniami.


Evan od dawna marzy też, iż pewnego dnia będzie mu dane odwiedzić ukochaną Matryoshkę. No i spełnia się wreszcie pragnienie protagonisty, aczkolwiek dochodzi do tego w zakręconych okolicznościach. Mianowicie młodzieniec dostaje nagle zaproszenie za Żelazną Kurtynę, gdzie ma ponoć stanąć przed obliczem swego idola – przywódcy matryoshkańskiego narodu. Co jednak istotne, wywiad z Wodzem stanowi po prostu oficjalny powód podróży, w którą to pismak wyrusza z pomocą atrakcyjnej Anny. Evan zostaje bowiem równocześnie uwikłany w nielichą aferę o szpiegowskim zabarwieniu, przy czym komplikacji dostarczą tu nawet zwyczajne – zdawałoby się – rzeczy. Weźmy takie formalności, którym pan Kovolsky musi sprostać po przekroczeniu progów lokalnego hotelu. Wprawdzie ich urastający do rangi absurdu rozmiar nie zraża bohatera, lecz – wraz z rozwojem akcji – idealistyczne podejście dziennikarza coraz częściej zderzy się z rzeczywistością.

Nietrudno przewidzieć, iż tytułowe państwo nie okaże się przy bezpośrednim kontakcie krainą dobrobytu rodem z wyobrażeń naszego podopiecznego. Niemniej zanurzenie Matryoshki w totalitarno-komunistycznych klimatach nie oznacza śmiertelnej powagi, gdyż tę sprawnie opowiedzianą historię podano z wyraźnym przymrużeniem oka. Co więcej, tutejszy humor odzywa się na różnych płaszczyznach. Prócz komizmu sytuacyjnego, nie zabraknie osobliwych postaci, w gronie których figurują takie sylwetki jak używający wyszukanych słów lingwista czy mama Evana, będąca perfekcyjną panią domu o nietypowych hobby. Nie wypada także pominąć wybornie rozpisanych i skrzących od dowcipu dialogów. Ani faktu, że Irony Curtain to udane, satyryczne spojrzenie na komunizm oraz zimnowojenną rywalizację między Wschodem a Zachodem. Na uważnych graczy czekają ponadto popkulturowe cytaty, których przyszykowano wręcz od groma. I wiecie co? Wcale nie odczuwałam przesytu tym korowodem easter-eggów, w zamian wciąż z uśmiechem wyłapując wszelakie smaczki (np. aluzje do słynnych przygodówek, telewizyjnego serialu „’Allo ’Allo!” i gier z serii Fallout).


Producencko-wydawniczy katalog Artifex Mundi obejmuje głównie bardzo przeze mnie lubiane HOPY, acz polska ekipa zapowiedziała swego czasu, iż zamierza urozmaicić własne portfolio. W ramach przypomnienia – poprzednim owocem takich planów było wszaj przeurocze My Brother Rabbit z 2018 roku (jeśli ktoś jeszcze nie grał, polecam gorąco!). O ile jednak tamten point and click pełnił poniekąd funkcję swoistego stadium przejściowego i miał w sobie sporo z casualowego wyłapywania ukrytych fantów, tak Irony Curtain to już stuprocentowa przygodówka. Dla mnie bomba, bo klasycznych reprezentantów tego gatunku uwielbiam od dzieciństwa. W każdym razie, twórcy stawiają na sprawdzony model sterowania przy użyciu myszy. Dodatkowo cieszy możliwość biegu po podwójnym kliknięciu. A jest to o tyle ważne, że wśród dostępnych lokacji trafią się zarówno mniejsze, jak i rozleglejsze plansze.  Gdy więc napotkamy zadania, których zaliczenie wymaga krążenia po większym obszarze, zdecydowanie praktyczniej skłonić Evana do żwawszego ruchu, zamiast patrzeć na niespieszny spacerek.

Klawiatura, a konkretnie spacja, przyda się z kolei do podświetlania aktywnych elementów na danej planszy. Opcja ujawniania hotspotów, która zresztą często występuje we współczesnych przygodówkach, nie jest bynajmniej jedyną formą pomocy. Pokuszono się również o system podpowiedzi w miejscach z żółtymi znakami zapytania. Przeważnie chodzi o telefony, lecz natkniemy się też m.in. na wsparcie w radiu samochodowym. Muszę przyznać, że takowe punkty bardzo zgrabnie wpleciono do zwiedzanego środowiska. Jednocześnie podkreślić trzeba, iż produkcja nie trąci banałem pod kątem stopnia skomplikowania. Owszem, w początkowej fazie zabawy dominują prostsze zadania, ale później dostaniemy więcej takich zagadek, które to wymagają intensywniejszego pomyślunku. Gwoli ścisłości, znajdziemy jeszcze kilka łatwych minigierek zręcznościowych. Co najważniejsze, poszczególne wyzwania sprawiają satysfakcję i pozostają w zgodzie ze specyficznymi realiami świata przedstawionego. Stąd przez nasz ekwipunek przewiną się takie przedmioty jak przykładowo kartki na żywność czy wódka.


Co się tyczy estetycznej warstwy omawianego tytułu, grafika Irony Curtain cechuje się kreskówkowym stylem, dzięki której gra nie tylko ładnie wygląda, ale i powinna dzielnie znosić upływ czasu. Podobał mi się tutaj przemyślany dobór kolorów, co zaprocentowało przewagą czerwieni oraz rdzawo-brązowych odcieni na terenie Matryoshki. Taki zabieg z powodzeniem sygnalizuje, że mieszkańcom tego kraju nie wiedzie się najlepiej, zwłaszcza w połączeniu z zachmurzonym niebem. Dla odmiany w amerykańskim domu Evana i jego rodziców królują pogodniejsze barwy. Pozytywne odczucia wzbudza też całkiem dobrze zgrany z charakterem opowieści soundtrack oraz profesjonalny, angielski voice acting. Jeśli chodzi o sam dubbing, wystarczy wymienić chociażby Evana czy Wodza. Głos głównego bohatera pasuje do sympatycznego i dość naiwnego człowieka, podczas gdy w wypowiedziach Wodza usłyszymy należycie władczy, nieznoszący sprzeciwu ton.

Pojedyncze przejście produkcji to kwestia średnio 10 godzin, które fanom tradycyjnych przygodówek zapewnią dużo przyjemności. Co prawda w trakcie rozgrywki zaobserwowałam tuż po premierze parę usterek natury technicznej, lecz deweloperzy wypuścili już aktualizacje poprawiające różne rzeczy. Dlatego – słowem podsumowania – Irony Curtain: From Matryoshka with Love to jak najbardziej warta poznania pozycja, jeśli uważacie się za miłośników klasycznych point and clicków. Gra oferuje mnóstwo humoru i zachowuje spójność pod względem poszczególnych swoich aspektów, czyli fabuły, gameplayu tudzież oprawy audiowizualnej. Nie dość, że bawiłam się przednio, to na dokładkę, z chęcią powalczyłam o komplet osiągnięć na Steamie.




---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję producentowi i wydawcy – firmie Artifex Mundi.

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Nie mogłam się nawet zdecydować, jakie screeny wybrać do tekstu. W trakcie przechodzenia gry zrobiłam dużo tych screenshotów, a wszystkie mi się podobały. :)

      Usuń
  2. fajne takie pocieszne to się wydaje;D lubię kreskówkowy styl:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, a i pozostałe elementy tej gry bardzo przypadły mi do gustu. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.