Od teraz na
dźwięk słowa „matrioszka” nie pomyślę wyłącznie o rosyjskich drewnianych
laleczkach, lecz również o wysokiej klasy przygodówkach. A to przez
utalentowane studio Artifex Mundi z Katowic, które uraczyło graczy
humorystyczną i wciągającą grą Irony Curtain: From Matryoshka with Love.
Rodzimi
deweloperzy serwują odbiorcom wyprawę do alternatywnej wersji lat pięćdziesiątych
ubiegłego stulecia, wedle której znalazło się na mapie świata miejsce dla
fikcyjnego kraju o nazwie Matryoshka. Tym niewielkim państewkiem, a także funkcjonującym
w nim komunizmem, zafascynowany jest zaś mieszkający po przeciwnej, zachodniej
stronie globu Evan Kovolsky. Młody dziennikarz, który składa własnym sumptem
gazetę „Comiesięczny Dziennik Robotniczy”. I choć jego prokomunistyczne
sympatie nie spotykają się, delikatnie mówiąc, z ciepłym przyjęciem, główny
bohater nie traci zapału w próbach głoszenia swoich poglądów wśród obywateli
Stanów. A że przez to niejednym pomidorem zarobić może? Cóż, takie już ryzyko
przy publicznym dzieleniu się niepopularnymi opiniami.
Evan
od dawna marzy też, iż pewnego dnia będzie mu dane odwiedzić ukochaną
Matryoshkę. No i spełnia się wreszcie pragnienie protagonisty, aczkolwiek
dochodzi do tego w zakręconych okolicznościach. Mianowicie młodzieniec dostaje nagle
zaproszenie za Żelazną Kurtynę, gdzie ma ponoć stanąć przed obliczem swego
idola – przywódcy matryoshkańskiego narodu. Co jednak istotne, wywiad z Wodzem
stanowi po prostu oficjalny powód podróży, w którą to pismak wyrusza z pomocą atrakcyjnej
Anny. Evan zostaje bowiem równocześnie uwikłany w nielichą aferę o szpiegowskim
zabarwieniu, przy czym komplikacji dostarczą tu nawet zwyczajne – zdawałoby się
– rzeczy. Weźmy takie formalności, którym pan Kovolsky musi sprostać po
przekroczeniu progów lokalnego hotelu. Wprawdzie ich urastający do rangi
absurdu rozmiar nie zraża bohatera, lecz – wraz z rozwojem akcji – idealistyczne
podejście dziennikarza coraz częściej zderzy się z rzeczywistością.
Nietrudno
przewidzieć, iż tytułowe państwo nie okaże się przy bezpośrednim kontakcie
krainą dobrobytu rodem z wyobrażeń naszego podopiecznego. Niemniej zanurzenie Matryoshki
w totalitarno-komunistycznych klimatach nie oznacza śmiertelnej powagi, gdyż tę
sprawnie opowiedzianą historię podano z wyraźnym przymrużeniem oka. Co więcej,
tutejszy humor odzywa się na różnych płaszczyznach. Prócz komizmu sytuacyjnego,
nie zabraknie osobliwych postaci, w gronie których figurują takie sylwetki jak
używający wyszukanych słów lingwista czy mama Evana, będąca perfekcyjną panią
domu o nietypowych hobby. Nie wypada także pominąć wybornie rozpisanych i
skrzących od dowcipu dialogów. Ani faktu, że Irony Curtain to udane, satyryczne
spojrzenie na komunizm oraz zimnowojenną rywalizację między Wschodem a
Zachodem. Na uważnych graczy czekają ponadto popkulturowe cytaty, których
przyszykowano wręcz od groma. I wiecie co? Wcale nie odczuwałam przesytu tym
korowodem easter-eggów, w zamian wciąż z uśmiechem wyłapując wszelakie smaczki
(np. aluzje do słynnych przygodówek, telewizyjnego serialu „’Allo ’Allo!” i
gier z serii Fallout).
Producencko-wydawniczy
katalog Artifex Mundi obejmuje głównie bardzo przeze mnie lubiane HOPY, acz
polska ekipa zapowiedziała swego czasu, iż zamierza urozmaicić własne
portfolio. W ramach przypomnienia – poprzednim owocem takich planów było wszaj
przeurocze My Brother Rabbit z 2018 roku (jeśli ktoś jeszcze nie grał, polecam
gorąco!). O ile jednak tamten point and click pełnił poniekąd funkcję swoistego
stadium przejściowego i miał w sobie sporo z casualowego wyłapywania ukrytych
fantów, tak Irony Curtain to już stuprocentowa przygodówka. Dla mnie bomba, bo
klasycznych reprezentantów tego gatunku uwielbiam od dzieciństwa. W każdym
razie, twórcy stawiają na sprawdzony model sterowania przy użyciu myszy.
Dodatkowo cieszy możliwość biegu po podwójnym kliknięciu. A jest to o tyle
ważne, że wśród dostępnych lokacji trafią się zarówno mniejsze, jak i
rozleglejsze plansze. Gdy więc napotkamy
zadania, których zaliczenie wymaga krążenia po większym obszarze, zdecydowanie
praktyczniej skłonić Evana do żwawszego ruchu, zamiast patrzeć na niespieszny spacerek.
Klawiatura,
a konkretnie spacja, przyda się z kolei do podświetlania aktywnych elementów na
danej planszy. Opcja ujawniania hotspotów, która zresztą często występuje we
współczesnych przygodówkach, nie jest bynajmniej jedyną formą pomocy. Pokuszono
się również o system podpowiedzi w miejscach z żółtymi znakami zapytania.
Przeważnie chodzi o telefony, lecz natkniemy się też m.in. na wsparcie w radiu
samochodowym. Muszę przyznać, że takowe punkty bardzo zgrabnie wpleciono do zwiedzanego
środowiska. Jednocześnie podkreślić trzeba, iż produkcja nie trąci banałem pod
kątem stopnia skomplikowania. Owszem, w początkowej fazie zabawy dominują
prostsze zadania, ale później dostaniemy więcej takich zagadek, które to wymagają
intensywniejszego pomyślunku. Gwoli ścisłości, znajdziemy jeszcze kilka łatwych
minigierek zręcznościowych. Co najważniejsze, poszczególne wyzwania sprawiają
satysfakcję i pozostają w zgodzie ze specyficznymi realiami świata
przedstawionego. Stąd przez nasz ekwipunek przewiną się takie przedmioty jak
przykładowo kartki na żywność czy wódka.
Co
się tyczy estetycznej warstwy omawianego tytułu, grafika Irony Curtain cechuje
się kreskówkowym stylem, dzięki której gra nie tylko ładnie wygląda, ale i
powinna dzielnie znosić upływ czasu. Podobał mi się tutaj przemyślany dobór
kolorów, co zaprocentowało przewagą czerwieni oraz rdzawo-brązowych odcieni na
terenie Matryoshki. Taki zabieg z powodzeniem sygnalizuje, że mieszkańcom tego
kraju nie wiedzie się najlepiej, zwłaszcza w połączeniu z zachmurzonym niebem.
Dla odmiany w amerykańskim domu Evana i jego rodziców królują pogodniejsze
barwy. Pozytywne odczucia wzbudza też całkiem dobrze zgrany z charakterem
opowieści soundtrack oraz profesjonalny, angielski voice acting. Jeśli chodzi o
sam dubbing, wystarczy wymienić chociażby Evana czy Wodza. Głos głównego
bohatera pasuje do sympatycznego i dość naiwnego człowieka, podczas gdy w
wypowiedziach Wodza usłyszymy należycie władczy, nieznoszący sprzeciwu ton.
Pojedyncze
przejście produkcji to kwestia średnio 10 godzin, które fanom tradycyjnych
przygodówek zapewnią dużo przyjemności. Co prawda w trakcie rozgrywki zaobserwowałam
tuż po premierze parę usterek natury technicznej, lecz deweloperzy wypuścili już
aktualizacje poprawiające różne rzeczy. Dlatego – słowem podsumowania – Irony
Curtain: From Matryoshka with Love to jak najbardziej warta poznania pozycja,
jeśli uważacie się za miłośników klasycznych point and clicków. Gra oferuje
mnóstwo humoru i zachowuje spójność pod względem poszczególnych swoich aspektów,
czyli fabuły, gameplayu tudzież oprawy audiowizualnej. Nie dość, że bawiłam się
przednio, to na dokładkę, z chęcią powalczyłam o komplet osiągnięć na Steamie.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję producentowi i wydawcy – firmie Artifex Mundi.
Bardzo ładnie wyglada
OdpowiedzUsuńNie mogłam się nawet zdecydować, jakie screeny wybrać do tekstu. W trakcie przechodzenia gry zrobiłam dużo tych screenshotów, a wszystkie mi się podobały. :)
Usuńfajne takie pocieszne to się wydaje;D lubię kreskówkowy styl:)
OdpowiedzUsuńJa też, a i pozostałe elementy tej gry bardzo przypadły mi do gustu. :)
Usuń