„Confess” to coś
więcej niż historia romansu z przystojnym i wrażliwym malarzem, której jedynym
celem byłoby spąsowienie czytelniczych policzków. Owszem, nie zabraknie tu
typowo miłosnej aury, ale nie tylko, gdyż znalazło się też miejsce dla
szerszego wachlarza emocji. Bo to również opowieść o silnym uczuciu między
dwojgiem ludzi, którzy – mimo młodego wieku – zostali już solidnie doświadczeni
przez życie. Na domiar złego, wciąż nie mają lekko. A czy zdołają wreszcie przezwyciężyć
wszelkie przeszkody? Warto się przekonać, sięgając po książkę autorstwa Colleen
Hoover.
Fryzjerka
Auburn Reed rozgląda się za dodatkowym zatrudnieniem, a to dlatego, że przez pewne
problemy zależy jej na zdobyciu grubszej gotówki. Uwadze dziewczyny nie uchodzi
zatem ogłoszenie wywieszone na szybie budynku, gdzie ulokowane jest studio Owena
Gentry’ego, czyli wspomnianego we wstępie malarza. Jak się okazuje, mężczyzna pilnie
poszukuje kogoś do pomocy podczas wystawiania własnych obrazów w swojej
galerii. Naturalną koleją rzeczy Auburn zostaje asystentką Owena, a praktycznie
natychmiastowa nić porozumienia, która to nawiązuje się pomiędzy bohaterami,
wykazuje wyraźne ciągoty ku rozszerzeniu znajomości poza grunt zawodowy. Tak
zresztą będzie, choć wzajemnej fascynacji towarzyszy zarazem lęk – głównie przez
skrywane w sobie zmartwienia. No i niestety, prywatne kłopoty protagonistów
faktycznie położą się cieniem na ich relacjach. Szczególnie wiele ma zaś do
stracenia panna Reed, lecz – podobnie jak pan Gentry – wie, że ewentualna rezygnacja
z tej miłości nie da stuprocentowego happy endu.
Stosując
pierwszoosobową narrację, amerykańska literatka udziela głosu zarówno Auburn,
jak i Owenowi. Stąd rozdziały z perspektywy kobiety przeplatane są fragmentami,
które obierają punkt widzenia mężczyzny. Oboje dużo rozmyślają o swoich
emocjach, acz takie posunięcie ze strony pisarki nie wywołało u mnie znużenia.
Przyznać za to muszę, że pani Hoover niewątpliwie umie poruszyć czytelników. Potrafi
także podkręcać zaintrygowanie odbiorców przedstawioną historią, zręcznie
ujawniając kolejne sekrety wraz z rozwojem fabuły. Mianowicie głównych bohaterów
poznajemy stopniowo – tak jak oni siebie nawzajem, mimo że od początku siedzimy
w ich głowach. Coraz bogatsi o nowe detale, moglibyśmy teoretycznie odnieść momentami
wrażenie, iż uczucie protagonistów jest zbytnio naznaczone utrapieniami. Niemniej
natłok przykrych spraw wypada tutaj wiarygodnie, a i przecież w prawdziwym
życiu tak czasem bywa, że gromadzi się sporo komplikacji. Niekoniecznie wszystkie
z naszej winy, bo można np. potykać się o rzucane przez kogoś kłody lub
próbować pomóc ze szkodą dla siebie.
Na
oddzielne słowa uznania zasługuje w „Confess” poprowadzenie wątku malarskiego.
Nie chodzi mi przy tym wyłącznie o wzmianki dotyczące artystycznej wrażliwości
zakochanych. Otóż Colleen Hoover zawarła w swojej powieści wizualny dodatek pod
postacią obrazów Owena, które tak naprawdę są pracami wykonanymi przez malarza
Danny’ego O’Connora. Chociaż nie zaliczam się do fanek sztuki abstrakcyjnej, to,
co zobaczyłam na kartach utworu, ujęło mnie ciekawym połączeniem zagadkowości i
smutnego piękna. Oprócz tego, doceniam sposób, w jaki książkowy artysta przygotowuje
swoje dzieła. Pisarka wpadła bowiem na nietuzinkowy pomysł, wedle którego Owen
inspiruje się anonimowymi wyznaniami, podrzucanymi mu przez różnych ludzi. Co
więcej, autorka posłużyła się autentycznymi zwierzeniami, jakie to dostała od
czytelników.
Już
od pewnego czasu miałam na oku nazwisko pani Hoover, spotykając się z zazwyczaj
przychylnymi opiniami o jej twórczości. Przeczytawszy „Confess”, absolutnie nie
żałuję, że postanowiłam spróbować. Chętnie dam też szansę innym pozycjom od
amerykańskiej powieściopisarki. Zapobiegawczo chyba jednak przyszykuję sobie
wtedy chusteczkę, gdyby przy następnym razie znów nie obyło się bez silnych wzruszeń.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Confess
Tytuł
oryginalny: Confess
Autor:
Colleen Hoover
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Otwarte
Liczba
stron: 304
czytałam kilka książek tej pani ale kompletnie mnie nie porwały:)
OdpowiedzUsuńSama też miałam takie przypadki, że mnie nie wciągnęły pewne książki, mimo sporej liczby pozytywnych opinii od innych czytelników. Mnie akurat "Confess" się spodobało i mam nadzieję, że będzie tak z innymi książkami tej autorki. Jednak wszystko okaże się oczywiście po przeczytaniu kolejnych jej powieści. :)
Usuńano każdy ma inny gust:) dla mnie te pozycje są za słitaśne;p
UsuńDokładnie, zależy, co kto lubi. :)
Usuńtak to prawda:) ja wolę krwiście;p
UsuńPo takie mroczniejsze powieści też sięgam, np. po książki Grahama Mastertona. :)
UsuńNie czytałam nic tej autorki, ale tak czarujesz swoją recenzja że chyba spróbuję
OdpowiedzUsuńTen konkretny tytuł według mnie wart uwagi. :)
UsuńZnam autora i mam za sobą jedną jej pozycje i jakoś nie jestem przekonana, ale nie zmienia to faktu, że na pewno dam autorowi jeszcze jedną szansę.
OdpowiedzUsuńZawsze można spróbować. :) Czasami też decyduję się na kolejne podejście, bo może akurat trafiłam po prostu na mniej ciekawy tytuł od danego autora.
Usuń