wtorek, 14 maja 2019

"Confess", Colleen Hoover - recenzja


„Confess” to coś więcej niż historia romansu z przystojnym i wrażliwym malarzem, której jedynym celem byłoby spąsowienie czytelniczych policzków. Owszem, nie zabraknie tu typowo miłosnej aury, ale nie tylko, gdyż znalazło się też miejsce dla szerszego wachlarza emocji. Bo to również opowieść o silnym uczuciu między dwojgiem ludzi, którzy – mimo młodego wieku – zostali już solidnie doświadczeni przez życie. Na domiar złego, wciąż nie mają lekko. A czy zdołają wreszcie przezwyciężyć wszelkie przeszkody? Warto się przekonać, sięgając po książkę autorstwa Colleen Hoover.

Fryzjerka Auburn Reed rozgląda się za dodatkowym zatrudnieniem, a to dlatego, że przez pewne problemy zależy jej na zdobyciu grubszej gotówki. Uwadze dziewczyny nie uchodzi zatem ogłoszenie wywieszone na szybie budynku, gdzie ulokowane jest studio Owena Gentry’ego, czyli wspomnianego we wstępie malarza. Jak się okazuje, mężczyzna pilnie poszukuje kogoś do pomocy podczas wystawiania własnych obrazów w swojej galerii. Naturalną koleją rzeczy Auburn zostaje asystentką Owena, a praktycznie natychmiastowa nić porozumienia, która to nawiązuje się pomiędzy bohaterami, wykazuje wyraźne ciągoty ku rozszerzeniu znajomości poza grunt zawodowy. Tak zresztą będzie, choć wzajemnej fascynacji towarzyszy zarazem lęk – głównie przez skrywane w sobie zmartwienia. No i niestety, prywatne kłopoty protagonistów faktycznie położą się cieniem na ich relacjach. Szczególnie wiele ma zaś do stracenia panna Reed, lecz – podobnie jak pan Gentry – wie, że ewentualna rezygnacja z tej miłości nie da stuprocentowego happy endu.

Stosując pierwszoosobową narrację, amerykańska literatka udziela głosu zarówno Auburn, jak i Owenowi. Stąd rozdziały z perspektywy kobiety przeplatane są fragmentami, które obierają punkt widzenia mężczyzny. Oboje dużo rozmyślają o swoich emocjach, acz takie posunięcie ze strony pisarki nie wywołało u mnie znużenia. Przyznać za to muszę, że pani Hoover niewątpliwie umie poruszyć czytelników. Potrafi także podkręcać zaintrygowanie odbiorców przedstawioną historią, zręcznie ujawniając kolejne sekrety wraz z rozwojem fabuły. Mianowicie głównych bohaterów poznajemy stopniowo – tak jak oni siebie nawzajem, mimo że od początku siedzimy w ich głowach. Coraz bogatsi o nowe detale, moglibyśmy teoretycznie odnieść momentami wrażenie, iż uczucie protagonistów jest zbytnio naznaczone utrapieniami. Niemniej natłok przykrych spraw wypada tutaj wiarygodnie, a i przecież w prawdziwym życiu tak czasem bywa, że gromadzi się sporo komplikacji. Niekoniecznie wszystkie z naszej winy, bo można np. potykać się o rzucane przez kogoś kłody lub próbować pomóc ze szkodą dla siebie.

Na oddzielne słowa uznania zasługuje w „Confess” poprowadzenie wątku malarskiego. Nie chodzi mi przy tym wyłącznie o wzmianki dotyczące artystycznej wrażliwości zakochanych. Otóż Colleen Hoover zawarła w swojej powieści wizualny dodatek pod postacią obrazów Owena, które tak naprawdę są pracami wykonanymi przez malarza Danny’ego O’Connora. Chociaż nie zaliczam się do fanek sztuki abstrakcyjnej, to, co zobaczyłam na kartach utworu, ujęło mnie ciekawym połączeniem zagadkowości i smutnego piękna. Oprócz tego, doceniam sposób, w jaki książkowy artysta przygotowuje swoje dzieła. Pisarka wpadła bowiem na nietuzinkowy pomysł, wedle którego Owen inspiruje się anonimowymi wyznaniami, podrzucanymi mu przez różnych ludzi. Co więcej, autorka posłużyła się autentycznymi zwierzeniami, jakie to dostała od czytelników.

Już od pewnego czasu miałam na oku nazwisko pani Hoover, spotykając się z zazwyczaj przychylnymi opiniami o jej twórczości. Przeczytawszy „Confess”, absolutnie nie żałuję, że postanowiłam spróbować. Chętnie dam też szansę innym pozycjom od amerykańskiej powieściopisarki. Zapobiegawczo chyba jednak przyszykuję sobie wtedy chusteczkę, gdyby przy następnym razie znów nie obyło się bez silnych wzruszeń.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Confess
Tytuł oryginalny: Confess
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 304

10 komentarzy:

  1. czytałam kilka książek tej pani ale kompletnie mnie nie porwały:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama też miałam takie przypadki, że mnie nie wciągnęły pewne książki, mimo sporej liczby pozytywnych opinii od innych czytelników. Mnie akurat "Confess" się spodobało i mam nadzieję, że będzie tak z innymi książkami tej autorki. Jednak wszystko okaże się oczywiście po przeczytaniu kolejnych jej powieści. :)

      Usuń
    2. ano każdy ma inny gust:) dla mnie te pozycje są za słitaśne;p

      Usuń
    3. Dokładnie, zależy, co kto lubi. :)

      Usuń
    4. tak to prawda:) ja wolę krwiście;p

      Usuń
    5. Po takie mroczniejsze powieści też sięgam, np. po książki Grahama Mastertona. :)

      Usuń
  2. Nie czytałam nic tej autorki, ale tak czarujesz swoją recenzja że chyba spróbuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten konkretny tytuł według mnie wart uwagi. :)

      Usuń
  3. Znam autora i mam za sobą jedną jej pozycje i jakoś nie jestem przekonana, ale nie zmienia to faktu, że na pewno dam autorowi jeszcze jedną szansę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze można spróbować. :) Czasami też decyduję się na kolejne podejście, bo może akurat trafiłam po prostu na mniej ciekawy tytuł od danego autora.

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.