środa, 21 sierpnia 2019

Detective Di: The Silk Rose Murders (PC) - recenzja


Di Renjie to autentyczna postać z kart historii Chin, zajmująca tam zresztą poczesne miejsce. Urzędnik państwowy, który żył za czasów dynastii Tang i wsławił się m.in. przenikliwością umysłu. Nic więc dziwnego, że zainspirował różnych twórców, w tym choćby Roberta van Gulika, autora serii kryminalnych książek o sędzim Di. Stosownych przykładów nie brak też wśród reprezentantów X muzy – wystarczy wymienić film „Detektyw Dee i zagadka upiornego ognia” (2010), z popularnym aktorem Andym Lau w roli głównej. Rok 2019 zaprocentował z kolei premierą Detective Di: The Silk Rose Murders, klasycznej gry przygodowej, jaką to miałam niedawno przyjemność przejść.

Opowieść o legendarnym i wzorowanym na prawdziwym Di Renjie detektywie, za przygotowaniem której stoi Nupixo Games, to historyczny kryminał w politycznym wydaniu. Zderzymy się tu bowiem z takimi wątkami jak dla przykładu intrygi na wyższych szczeblach, rewolucyjne nastroje czy kwestie władzy oraz sprawiedliwości. Prolog, który równocześnie sięga po motyw zbrodni na ograniczonej przestrzeni i z mocno zawężonym gronem podejrzanych, przedstawia nam zaś tytułowego bohatera jako świeżo upieczonego sędziego śledczego. Młody Di Renjie zostaje akurat przydzielony do nadmorskiego dystryktu Penglai. Mężczyzna od razu musi zakasać rękawy, gdyż pod dachem ministra spraw zagranicznych doszło do morderstwa. Ofiarą jest koreański ambasador, co stwarza ryzyko nie dość, że popsucia stosunków dyplomatycznych na linii Korea-Chiny, to i rozpętania wojny między tymi państwami.


Po rozwiązaniu powyższej zagadki, akcja przeskakuje o 10 miesięcy, a nasz podopieczny przenosi się – w ramach zasłużonego awansu – do Chang’anu, ówczesnej cesarskiej stolicy. Wpierw musi zbadać sprawę niejakiej Xu Linfei – brutalnie zabitej kobiety, w przypadku której poprzednik protagonisty niby zamknął swoje śledztwo. Niemniej tamtemu sędziemu daleko było do wzorowego pracownika i istnieje silne podejrzenie, że obarczył winą niewłaściwego człowieka. Stanowiący jego przeciwieństwo Di Renjie, u którego to inteligencja idzie w parze ze skromnością, poczuciem obowiązku oraz rzetelnością, wnikliwie sprawdza zatem wszelkie tropy. Co istotne, wraz z rozwojem fabuły pojawiają się kolejne zabite niewiasty, a wyraźne podobieństwa na miejscach zbrodni dobitnie wskazują, że po okolicy grasuje seryjny morderca. Mało tego, niewykluczone, iż swoje na sumieniu mają w owej materii różne polityczne zawirowania, związane z wrogami obecnie panującej Wu Zetian. Pierwszej i jedynej kobiety, która oficjalnie piastowała funkcję chińskiego cesarza.

Wyprawa do VII-wiecznych Chin, jaką można odbyć w The Silk Rose Murders, serwuje graczom przemyślany i spójny scenariusz. Odpalając ten tytuł, należy nastawić się na czytanie mnóstwa dialogów, czego osobiście nie uważam za wadę. Dla mnie – zwłaszcza jako miłośniczki literatury – to duży plus, dzięki któremu kontakt z tą niezależną przygodówką przypomina wrażenia dostarczane przez angażujący, książkowy kryminał. Co więcej, nacisk na konwersacje pokazuje skrupulatne podejście Di do wykonywanych zadań. Jak przystało na porządnego śledczego, główny bohater musi wszak wypytywać o rozmaite rzeczy podejrzanych, świadków, własnych współpracowników i każdą inną osobę, która może wnieść swój wkład do znalezienia niezbędnych odpowiedzi. Stąd wyłania się następna zaleta warstwy fabularnej, bo liczne linijki dialogowe służą nie tylko uzyskaniu cennych – dla czysto detektywistycznej robótki – informacji. To także świetna okazja do docenienia szerszego kontekstu (sytuacji w kraju itp.) oraz bliższego poznania poszczególnych postaci.


Jeśli chodzi o rozgrywkę, projekt spod szyldu Nupixo Games jest – jak już zasygnalizowałam na wstępie – tradycyjnym point and clickiem, który obsłużymy przy pomocy sprawdzonej w tym gatunku myszki. I mimo że Detective Di aż kipi od rozmów, nie samymi dyskusjami tutejszy gameplay stoi, acz rozbudowane pogawędki zaliczyć oczywiście trzeba do kluczowych aspektów mechaniki. Podczas zabawy, która przy pierwszym podejściu powinna starczyć na około 6,5-7 godzin, przyjdzie nam ponadto zająć się zbieraniem i używaniem przedmiotów oraz rozwiązywaniem paru innego rodzaju zagadek. Co do tych ostatnich, zetkniemy się dla przykładu z obracaniem kluczy w potrójnym zamku czy odczytywaniem tajnego przekazu, jaki sprytnie ukryto w pewnym liście. Przyszykowane przez dewelopera zadania nie są zbyt trudne pod kątem całokształtu, ale i zarazem nie trącą banałem. Ot, generalnie w miarę gładko posuwamy się do przodu, tyle że niekiedy pogłówkujemy trochę dłużej.

Oprócz tego, omawiana produkcja posiada system dedukcji i rekonstrukcji zbrodni, lecz uprzedzam, że to znacznie mniej skomplikowany mechanizm niż w serii Sherlock Holmes od Frogwares. Na szczęście, szybko przyzwyczaiłam się do prostoty takowych elementów, tym bardziej że nie zawodzą na polu bycia ważnym komponentem narracji. A jak zrealizowano owe pomysły? Otóż w prawym dolnym rogu ekranu widnieje ikonka otwierająca tablicę dedukcyjną. Trafiają tam zebrane w toku dochodzenia dowody i wskazówki, zapisywane pod postacią zwięzłych punktów. Proces gromadzenia takich danych nie wymaga dodatkowego wysiłku, bo gdy Di Renjie zdobędzie niezbędne informacje bądź przedmioty, stosowna notka automatycznie zasili naszą tablicę. Po zapełnieniu planszy z dedukcjami, przystąpimy do odtwarzania konkretnej sceny, widząc kolorowe sylwetki na monochromatycznym tle. I to dopiero wtedy zajdzie konieczność interakcji, które polegają na wybraniu kilku odpowiedzi w trakcie swoistego exposé protagonisty. Ewentualne pomyłki nie nakładają żadnych kar – zwyczajnie powtarzamy moment z błędem i lecimy dalej.


Co z oprawą audiowizualną? Pixel art, jakim to przystrojono perypetie utalentowanego śledczego, nie uczyni przeciwników grafiki retro jej nagłymi zwolennikami i nie oferuje takiego pietyzmu jak np. Blackwell Epiphany (finałowa część cyklu autorstwa Wadjet Eye Games). Mimo wszystko estetycznej warstwie gry nie można odmówić staranności ani dopasowania do klimatu opowiadanej historii. Cieszy również fakt, że pewna oszczędność obranego stylu nie przeszkodziła w przemyceniu subtelnych detali czy w zaprojektowaniu zróżnicowanych, choć zgodnie podkreślających lokalny koloryt lokacji. A i soundtrack niesie ze sobą należycie dalekowschodni posmak, racząc nas – w zależności od bieżącej sytuacji – epickimi, tajemniczymi, napiętymi lub dla odmiany pogodniejszymi nutami. Owszem, muzyka nie odzywa się nazbyt często, lecz jak już to zrobi, zgrabnie uwypukla pożądaną atmosferę. Voice actingu nie uświadczymy natomiast wcale, co specjalnie mnie nie zaskoczyło z uwagi na status „indie” i jednoczesną obfitość na gruncie dialogów.

Detective Di: The Silk Rose Murders to gra, której kibicowałam na długo przed premierą. Czekałam na tę pozycję zarówno przez jej przynależność do rodziny point and clicków, jak też kryminalną konwencję oraz osadzenie akcji w Azji z odległych czasów. I nie zawiodłam się – dostałam rzeczywiście wciągającą, detektywistyczną historię. Dodam, iż wątki o politycznym charakterze z powodzeniem ubarwiają pogoń bohatera za seryjnym zabójcą, skłaniając Di do ostrożnego wkroczenia na grząski grunt. Już dla samej fabuły warto zaznajomić się z produkcją od Nupixo Games, aczkolwiek nie jest to jedyna zaleta tego tytułu, ponieważ mamy do czynienia z kompetentną, pod względem mechaniki, przygodówką.


2 komentarze:

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.