Di Renjie to
autentyczna postać z kart historii Chin, zajmująca tam zresztą poczesne miejsce.
Urzędnik państwowy, który żył za czasów dynastii Tang i wsławił się m.in. przenikliwością
umysłu. Nic więc dziwnego, że zainspirował różnych twórców, w tym choćby
Roberta van Gulika, autora serii kryminalnych książek o sędzim Di. Stosownych
przykładów nie brak też wśród reprezentantów X muzy – wystarczy wymienić film „Detektyw
Dee i zagadka upiornego ognia” (2010), z popularnym aktorem Andym Lau w roli
głównej. Rok 2019 zaprocentował z kolei premierą Detective Di: The Silk Rose
Murders, klasycznej gry przygodowej, jaką to miałam niedawno przyjemność
przejść.
Opowieść
o legendarnym i wzorowanym na prawdziwym Di Renjie detektywie, za przygotowaniem
której stoi Nupixo Games, to historyczny kryminał w politycznym wydaniu. Zderzymy
się tu bowiem z takimi wątkami jak dla przykładu intrygi na wyższych szczeblach,
rewolucyjne nastroje czy kwestie władzy oraz sprawiedliwości. Prolog, który równocześnie
sięga po motyw zbrodni na ograniczonej przestrzeni i z mocno zawężonym gronem
podejrzanych, przedstawia nam zaś tytułowego bohatera jako świeżo upieczonego
sędziego śledczego. Młody Di Renjie zostaje akurat przydzielony do nadmorskiego
dystryktu Penglai. Mężczyzna od razu musi zakasać rękawy, gdyż pod dachem
ministra spraw zagranicznych doszło do morderstwa. Ofiarą jest koreański
ambasador, co stwarza ryzyko nie dość, że popsucia stosunków dyplomatycznych na
linii Korea-Chiny, to i rozpętania wojny między tymi państwami.
Po
rozwiązaniu powyższej zagadki, akcja przeskakuje o 10 miesięcy, a nasz
podopieczny przenosi się – w ramach zasłużonego awansu – do Chang’anu, ówczesnej
cesarskiej stolicy. Wpierw musi zbadać sprawę niejakiej Xu Linfei – brutalnie
zabitej kobiety, w przypadku której poprzednik protagonisty niby zamknął swoje śledztwo.
Niemniej tamtemu sędziemu daleko było do wzorowego pracownika i istnieje silne
podejrzenie, że obarczył winą niewłaściwego człowieka. Stanowiący jego przeciwieństwo
Di Renjie, u którego to inteligencja idzie w parze ze skromnością, poczuciem
obowiązku oraz rzetelnością, wnikliwie sprawdza zatem wszelkie tropy. Co
istotne, wraz z rozwojem fabuły pojawiają się kolejne zabite niewiasty, a
wyraźne podobieństwa na miejscach zbrodni dobitnie wskazują, że po okolicy
grasuje seryjny morderca. Mało tego, niewykluczone, iż swoje na sumieniu mają w
owej materii różne polityczne zawirowania, związane z wrogami obecnie panującej
Wu Zetian. Pierwszej i jedynej kobiety, która oficjalnie piastowała funkcję
chińskiego cesarza.
Wyprawa
do VII-wiecznych Chin, jaką można odbyć w The Silk Rose Murders, serwuje
graczom przemyślany i spójny scenariusz. Odpalając ten tytuł, należy nastawić
się na czytanie mnóstwa dialogów, czego osobiście nie uważam za wadę. Dla mnie
– zwłaszcza jako miłośniczki literatury – to duży plus, dzięki któremu kontakt
z tą niezależną przygodówką przypomina wrażenia dostarczane przez angażujący,
książkowy kryminał. Co więcej, nacisk na konwersacje pokazuje skrupulatne
podejście Di do wykonywanych zadań. Jak przystało na porządnego śledczego,
główny bohater musi wszak wypytywać o rozmaite rzeczy podejrzanych, świadków, własnych
współpracowników i każdą inną osobę, która może wnieść swój wkład do
znalezienia niezbędnych odpowiedzi. Stąd wyłania się następna zaleta warstwy fabularnej,
bo liczne linijki dialogowe służą nie tylko uzyskaniu cennych – dla czysto detektywistycznej
robótki – informacji. To także świetna okazja do docenienia szerszego kontekstu
(sytuacji w kraju itp.) oraz bliższego poznania poszczególnych postaci.
Jeśli
chodzi o rozgrywkę, projekt spod szyldu Nupixo Games jest – jak już zasygnalizowałam
na wstępie – tradycyjnym point and clickiem, który obsłużymy przy pomocy
sprawdzonej w tym gatunku myszki. I mimo że Detective Di aż kipi od rozmów, nie
samymi dyskusjami tutejszy gameplay stoi, acz rozbudowane pogawędki zaliczyć
oczywiście trzeba do kluczowych aspektów mechaniki. Podczas zabawy, która przy
pierwszym podejściu powinna starczyć na około 6,5-7 godzin, przyjdzie nam
ponadto zająć się zbieraniem i używaniem przedmiotów oraz rozwiązywaniem paru
innego rodzaju zagadek. Co do tych ostatnich, zetkniemy się dla przykładu z
obracaniem kluczy w potrójnym zamku czy odczytywaniem tajnego przekazu, jaki
sprytnie ukryto w pewnym liście. Przyszykowane przez dewelopera zadania nie są zbyt
trudne pod kątem całokształtu, ale i zarazem nie trącą banałem. Ot, generalnie w
miarę gładko posuwamy się do przodu, tyle że niekiedy pogłówkujemy trochę
dłużej.
Oprócz
tego, omawiana produkcja posiada system dedukcji i rekonstrukcji zbrodni, lecz
uprzedzam, że to znacznie mniej skomplikowany mechanizm niż w serii Sherlock
Holmes od Frogwares. Na szczęście, szybko przyzwyczaiłam się do prostoty
takowych elementów, tym bardziej że nie zawodzą na polu bycia ważnym
komponentem narracji. A jak zrealizowano owe pomysły? Otóż w prawym dolnym rogu
ekranu widnieje ikonka otwierająca tablicę dedukcyjną. Trafiają tam zebrane w
toku dochodzenia dowody i wskazówki, zapisywane pod postacią zwięzłych punktów.
Proces gromadzenia takich danych nie wymaga dodatkowego wysiłku, bo gdy Di
Renjie zdobędzie niezbędne informacje bądź przedmioty, stosowna notka
automatycznie zasili naszą tablicę. Po zapełnieniu planszy z dedukcjami,
przystąpimy do odtwarzania konkretnej sceny, widząc kolorowe sylwetki na
monochromatycznym tle. I to dopiero wtedy zajdzie konieczność interakcji, które
polegają na wybraniu kilku odpowiedzi w trakcie swoistego exposé protagonisty.
Ewentualne pomyłki nie nakładają żadnych kar – zwyczajnie powtarzamy moment z
błędem i lecimy dalej.
Co
z oprawą audiowizualną? Pixel art, jakim to przystrojono perypetie utalentowanego
śledczego, nie uczyni przeciwników grafiki retro jej nagłymi zwolennikami i nie
oferuje takiego pietyzmu jak np. Blackwell Epiphany (finałowa część cyklu
autorstwa Wadjet Eye Games). Mimo wszystko estetycznej warstwie gry nie można
odmówić staranności ani dopasowania do klimatu opowiadanej historii. Cieszy również
fakt, że pewna oszczędność obranego stylu nie przeszkodziła w przemyceniu
subtelnych detali czy w zaprojektowaniu zróżnicowanych, choć zgodnie
podkreślających lokalny koloryt lokacji. A i soundtrack niesie ze sobą należycie
dalekowschodni posmak, racząc nas – w zależności od bieżącej sytuacji – epickimi,
tajemniczymi, napiętymi lub dla odmiany pogodniejszymi nutami. Owszem, muzyka
nie odzywa się nazbyt często, lecz jak już to zrobi, zgrabnie uwypukla pożądaną
atmosferę. Voice actingu nie uświadczymy natomiast wcale, co specjalnie mnie nie
zaskoczyło z uwagi na status „indie” i jednoczesną obfitość na gruncie
dialogów.
Detective
Di: The Silk Rose Murders to gra, której kibicowałam na długo przed premierą. Czekałam
na tę pozycję zarówno przez jej przynależność do rodziny point and clicków, jak
też kryminalną konwencję oraz osadzenie akcji w Azji z odległych czasów. I nie
zawiodłam się – dostałam rzeczywiście wciągającą, detektywistyczną historię.
Dodam, iż wątki o politycznym charakterze z powodzeniem ubarwiają pogoń
bohatera za seryjnym zabójcą, skłaniając Di do ostrożnego wkroczenia na grząski
grunt. Już dla samej fabuły warto zaznajomić się z produkcją od Nupixo Games,
aczkolwiek nie jest to jedyna zaleta tego tytułu, ponieważ mamy do czynienia z
kompetentną, pod względem mechaniki, przygodówką.
śmiesznie wyglądają te postacie;)
OdpowiedzUsuńCiekawie o niej piszesz, ale trochę dziwnie wyglada
OdpowiedzUsuń