sobota, 27 kwietnia 2024

"Mieruko-chan. Dziewczyna, która widzi więcej", t. 6-7, Tomoki Izumi - recenzja

 


Często gdy jedna problematyczna kwestia zdaje się być generalnie wyjaśniona,  to kolejna komplikacja nie każe na siebie długo czekać. Tak jest w przypadku szarej codzienności, a co dopiero w sytuacjach, kiedy życie nabiera iście nadprzyrodzonych barw. Pewna japońska nastolatka miałaby ten temat dużo do powiedzenia, rzucając zarazem przykładami zaczerpniętymi wprost z własnego doświadczenia.


„Mieruko-chan. Dziewczyna, która widzi więcej” to mangowa seria, za którą stoi Tomoki Izumi. Tytułowa bohaterka jest licealistką z talentem dostrzegania istot paranormalnych. Sęk w tym, że ów dar przynosi jej póki co raczej więcej kłopotów niż pożytku. Dlatego dziewczę stara się ignorować nierzadko nachalne i wątpliwej urody zjawy. Niemniej nie jest totalnie bierna w obliczu swojego położenia, gdyż równocześnie zależy jej na znalezieniu odpowiedzi na wszelkie pytania dotyczące swojego udziału w sferze niesamowitych zjawisk.


Niesamowita świątynia i potwornie niezwykła modelka

I to właśnie niejako próby zrozumienia tego, co się dzieje wokół Miko, mobilizują ją do poszukiwań pewnej świątyni, stanowiących motyw przewodni szóstego tomu cyklu. W tej konkretnej odsłonie dużą rolę odgrywa także dwoje dorosłych wróżbitów, których nie trzeba przedstawiać osobom zaznajomionym z „Mieruko-chan”. Mowa o Romie Shindo i Wróżce Chrzestnej Mitsue, dotrzymujących towarzystwa naszej protagonistce. Co istotne, wątek ten zostaje dokończony w siódmym tomie, który serwuje także otwarcie kolejnej zagadki. A jest nią sprawa związana z nową uczennicą w szkole Miko – enigmatyczną Michiru Ichijo, pracującą też jako modelka o pseudonimie Chiruru. W odróżnieniu od innych ludzi, główna bohaterka nie widzi w niej bowiem atrakcyjnej dziewczyny, tylko potwora z mackami.



Jest napięcie!

Recenzując swego czasu wcześniejszy, piąty tom, dostrzegłam w nim – pod pewnymi względami – preludium do bardziej emocjonujących wydarzeń, aczkolwiek wciągnęłam się wtedy w lekturę. Jak zatem ma się do tego „szóstka”? Co ciekawe, niby niewiele posuwamy się do przodu, lecz tak to zostało rozpisane i rozrysowane, że praktycznie każda minuta czytania trzyma odbiorców w gotowości. Samą Miko wystawiono w tej odsłonie serii na nielichą próbę, starając się zachować zimną krew przy słusznym przerażeniu. Generalnie znajdziemy tutaj sporo dramatycznych wydarzeń, których moc dodatkowo podbijają umiejętnie wplecione retrospekcje. Nie dość, że scenki z przeszłości zgrabnie przerywają bieżącą akcję w mocnych momentach, to na dokładkę, rzucają więcej światła na relacje łączące wybranych bohaterów.


Co z tym humorem?

Jako że cykl „Mieruko-chan” jest komedią grozy, niektórzy mogą mieć ewentualne zastrzeżenia co do niedoboru elementów humorystycznych w części szóstej. Owszem, główną treść tego tomu utrzymano przede wszystkim w dramatycznym tonie, ale dzięki takiemu klimatowi nie brak stosownego napięcia. Zbytnie śmieszkowanie nie byłoby zresztą wskazane przy przedstawianych wówczas wydarzeniach. Za to formuła komedio-horroru upomina się o swoje w siódmym tomie, choć wpierw będziemy jeszcze świadkami dokończenia wątku świątynnego, o czym już wcześniej wspominałam. Jednakże następnie przenosimy się wraz z Miko do szkolnych murów, gdzie spotkamy m.in. jej nową koleżankę o podwójnej wszak w pewnym sensie aparycji. Komiczne akcenty zostały tu wprowadzone zazwyczaj za pośrednictwem takich scen, jakie ukazują drugie, potworne oblicze Michiru.


Wizualna profeska

Seria „Mieruko-chan” od początku reprezentowała wysoki poziom, jeśli chodzi o stronę graficzną. Nic się też nie zmieniło w tej materii zarówno na kartach „szóstki”, jak i „siódemki”. Wizerunki maszkar to tradycyjnie pierwsza klasa, zaś kreska potrafi oddać dramatyzm oraz dynamikę akcji, kiedy zajdzie odpowiednia potrzeba. Co się tyczy siódmego tomu, w którym debiutuje upiorna uczennica będąca gwiazdą modelingu, autor nie omieszkał natomiast satysfakcjonująco oddać na gruncie wizualnym to, jak owa dziewczyna widziana jest przez Miko, a jak przez innych.



Podsumowując

Oba omawiane tomy okazały się naprawdę solidną porcją mangowej lektury. Owszem, szósta odsłona skąpi stricte komediowych tonów, ale jak już pisałam, zostało to dobrze uzasadnione przez fabułę tej konkretnej części. Więcej humoru mamy dla odmiany w kolejnym zeszycie. Kto więc zdążył polubić perypetie Miko, nie powinien straci swojej sympatii względem cyklu „Mieruko-chan”.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Mieruko-chan. Dziewczyna, która widzi więcej (tomy 6 i 7)
Tytuł oryginalny: Mieruko-chan
Autor: Tomoki Izumi
Wydawnictwo: Studio JG
Liczba stron: 162 (t.6), ok. 154 (t.7)

4 komentarze:

  1. Chyba teraz sam sięgnę do mang, bo widzę / czytam, że mają potencjał, pozdrawiam :-) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tematyka wśród mang jest bardzo zróżnicowana, więc na pewno znajdziesz coś dla siebie. :) Również pozdrawiam /crouschynca

      Usuń
  2. Brzmi nawet ciekawie. Lubię komedie grozy. PS U mnie też akurat azjatyckie klimaty, literatura koreańska. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka powieści z kręgu literatury azjatyckiej mam nawet w planach na bliską przyszłość :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.