poniedziałek, 1 kwietnia 2024

"Jaja jak berety!" - recenzja

 


Wśród różnych publikacji świątecznych silniejszą reprezentację mają tytuły o tematyce bożonarodzeniowej, aczkolwiek nie znaczy to, że te okołowielkanocne w ogóle nie istnieją. Jedną z takich pozycji, które mniej bądź bardziej starają się skusić czytelników obecnością pierwiastków związanych z wiosennymi świętami, jest zaś przeczytany niedawno przeze mnie zbiór komiksów „Jaja jak berety!”. Czy Wielkanoc wybrzmiała tam z pełną mocą? Odpowiedź poniżej.


„Jaja jak berety!” to tytuł, który ukazał się w ramach komiksowej serii „Gigant Poleca Special”, nakładem wydawnictwa Story House Egmont Polska. Znajdziemy tu jedenaście historyjek obrazkowych od różnych autorów i ilustratorów, przy czym dwie z nich zostały dodatkowo rozbite na części, a dwie inne są zaledwie jednostronicowymi miniaturkami. W każdej opowiastce pojawiają się postacie z uniwersum Disneya, na czele z Myszką Miki, Kaczorem Donaldem i Goofym.


Lektura tego zbioru pozwoli towarzyszyć bohaterom – przykładowo – podczas pogoni za króliczym gangiem, testowania nowych wynalazków czy naprawy skutków roztrzepania pewnego profesora, przez którego pojęcie „miejskiej dżungli” nabierze dosłownego znaczenia. Poszczególne historie nie wznoszą się na fabularne wyżyny ani nie niosą ze sobą głębokiego przesłania. To po prostu sympatyczne i humorystyczne komiksy, które serwują odbiorcom, a zwłaszcza dzieciom, stricte rozrywkowe treści.



No dobrze, a co z tą Wielkanocą, skoro na okładce wyeksponowano motyw owych świąt? To akurat okazało się, według mnie, bardziej chwytem reklamowym, by dodatkowo zachęcić osoby szukające okolicznościowych komiksów lub książek. Nie twierdzę jednak, że stosownych elementów nie uświadczymy tutaj wcale. Zwyczajnie dopatrzyłam się motywów okołoświątecznych raptem w dwóch komiksowych opowiastkach. Gwoli ścisłości, chodzi mi o wyżej wspomniane tropienie szajki królików, a także superbohaterskie perypetie Goofy’ego, w których kompan Mikiego – jako lokalny odpowiednik Supermana – otrzymuje paczkę z tajemniczym jajem.


Kluczowym hasłem dla omawianego zbioru można za to nazwać wiosnę. Tak więc słowa „wiosenne przygody Donalda i jego przyjaciół”, które widnieją na tylnej części okładki, są zatem całkiem adekwatne do treści „Jaj jak berety!”. Tu i ówdzie odzywają się bowiem akcenty wzbudzające mniejsze bądź większe skojarzenia z tą porą roku, lecz w takim wydaniu, kiedy zimowa pogoda zdążyła już ustąpić pola cieplejszym temperaturom. Stąd nie brak aktywności na świeżym powietrzu (np. nietypowy trening sportowy Gęgula czy przyrodnicza misja Hyzia, Dyzia i Zyzia) oraz wątków roślinnych (m.in. w Donaldowych staraniach na rzecz urządzenia własnego ogródka warzywnego).


Niemniej jak wcześniej zasygnalizowałam, ów tytuł to propozycja, która dobrze wpisuje się w nurt niewymagających i jednocześnie zdolnych umilić czas komiksów dla młodszego grona czytelników. Jeśli więc ktoś szuka takiego rodzaju publikacji, a w szczególności wie, że popularne postacie ze stajni Disneya zostaną powitane przez potencjalnego odbiorcę z otwartymi ramionami, „Jaja jak berety!” spełnią swoją rozrywkową rolę, tym bardziej że oprawa wizualna to solidna robota.


4 komentarze:

  1. Ja w dzieciństwie byłem namiętnym fanem komiksów. Pozdrawiam Julito .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dzieciństwie też czytała dużo komiksów. Obecnie również, ale tym razem głównie mangi. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.