Zdawało się Wam kiedyś,
że widzicie przez chwilę coś dziwnego? Ot choćby jakiś przemykający kształt? Sama,
jeszcze za czasów dzieciństwa, zauważyłam raz na przykład coś niedużego i ciemnego
w leśnych krzakach. Być może zobaczyłam wtedy zwykłego ptaka czy inne zwierzę, lecz
lubiłam potem snuć w wyobraźni wersję o istocie rodem z baśni. Osobliwe rzeczy
dostrzega też wokół siebie młody Jim, główny bohater powieści „Trollhunters.
Łowcy trolli”. Chłopak ma szczęście w nieszczęściu, bo, mimo rozważania takiej
opcji, nie stracił zmysłów. Na własnej skórze przekonuje się jednak, że
nadnaturalne stworzenia rzeczywiście istnieją, a co gorsza, niektórymi kierują
bardzo złe zamiary.
„Łowcy
trolli” narodzili się dzięki piórom meksykańskiego filmowca Guillermo del Toro
oraz amerykańskiego autora Daniela Krausa. Jeśli chodzi o drugiego z
wymienionych twórców, jego nazwisko nie jest aż tak znane jak w przypadku
światowej sławy reżysera, scenarzysty i producenta. Omawiany tytuł stanowi dla
polskich czytelników bodajże pierwsze spotkanie z literaturą Krausa, lecz
książki owego pisarza zdobyły pewną popularność i otrzymały parę wyróżnień, a
on sam stanął także za kamerą kilku filmów. Z kolei twórczość Guillermo del
Toro od dawna darzę dużym uznaniem, chętnie oglądając sygnowane przez niego
produkcje. Ba, liczę, że doczekam się wreszcie trzeciej części kinowego
„Hellboya” w interpretacji tego pana. Ponadto do dziś nie mogę odżałować
anulowania gry Sillent Hills, na potrzeby której połączył siły z Hideo Kojimą.
Co istotne, „Łowcy trolli” nie są literackim debiutem del Toro, gdyż wcześniej
napisał wraz Chuckiem Hoganem wampiryczną trylogię „Wirus”, przeniesioną na
telewizyjne ekrany w formie serialu.
No
dobrze, a teraz najwyższa pora wrócić do przytoczonej na wstępie postaci. James
Sturges Junior, zwany po prostu Jimem, to zwyczajny chłopak, który mieszka wraz
z ojcem na przedmieściach San Bernardino w Kalifornii. Nastolatek nie może
pochwalić się osiągnięciami sportowymi, nadmiarem wysokich ocen ani mnóstwem
kolegów. W zasadzie ma tylko jednego przyjaciela, którym jest Tobias „Tubby”
(„Tub”) Derschowitz, inny szkolny odrzutek. Na dokładkę, Jim musi ścierpieć
dziwactwa rodziciela, ogarniętego chorobliwą wręcz obsesją na punkcie
bezpieczeństwa. Stąd nie wolno mu późno wracać do domu, który pod względem
liczby zainstalowanych zamków i alarmów przypomina małą twierdzę. Początkowo perypetie
chłopca skupiają się głównie na uczniowskiej codzienności, co pozwala odbiorcom
spojrzeć na szkolne życie z perspektywy przeciętnego i mniej lubianego dziecka.
Zobaczymy więc, jak to dla przykładu bywa ze znoszeniem tyranii silniejszych
gości czy skrytym podkochiwaniem się w koleżance.
Taki
dobór protagonisty umożliwił udane przemycenie chodliwego motywu od zera do
bohatera. Jimowi daleko do przebojowego, odważnego i krzepkiego młodzieńca, a
na domiar złego, biedak zaczyna zastanawiać się nad stanem swojego zdrowia
psychicznego, co oczywiście nie dodaje mu animuszu. Niemniej wkrótce odkrywa podziemny
świat trolli lub raczej dosłownie zostaje tam porwany. Kolejne rewelacje nie
każą na siebie długo czekać. Oto bowiem nadciąga olbrzymie niebezpieczeństwo w
postaci wyjątkowo wrednego potwora i jego pomagierów, zaś nasz heros musi przeistoczyć
się w bohatera z prawdziwego zdarzenia, by móc wesprzeć grupkę przeciwników
czarnego charakteru. Pierwsze kroki w przyspieszonym kursie wojaczki nie należą
do zbyt udanych, ale z czasem chłopak czyni coraz większe postępy. Wraz z
rozwojem fabuły lepiej też rozumie powagę sytuacji, by w przyszłości dzielniej stawiać
czoła swoim słabościom. Podobnie przedstawia się zresztą sprawa jego kumpla
Tuba, który również zasmakuje bohaterskiego żywota.
Spółka
„Del Toro & Krause” dobrze spisała się na polu książkowego uniwersum
trolli, budując je w oparciu o własne pomysły i elementy zaczerpnięte z dawnych
wierzeń. Powieść funduje czytelnikom przekrój przez różne rasy tych stworów, a
w pobliżu Jima nie zabraknie dwójki szczególnie charakterystycznych osobników –
inteligentnego Mrugasia oraz wojowniczej ARRRGH!!! Pamiętano nawet o eleganckim
wpleceniu w tok wydarzeń swoistej lekcji historii, pokrótce przedstawiając
trollowe losy na przestrzeni dziejów, włącznie z wytłumaczeniem obecności owych
istot na terenie Ameryki. Generalnie cała fabuła trzyma solidny poziom pod
kątem konstrukcji, a tym samym nie uświadczymy tu zbędnych klocków. Dlatego nadnaturalne
kłopoty nieprzypadkowo zbiegają się z obchodami lokalnego festiwalu. Owszem, to
typowa rozrywka, lecz podana w naprawdę fajnym stylu. Autorzy posługują się
plastycznym, dynamicznym i zwięzłym językiem, a do tego zręcznie żenią horror z
humorystycznymi akcentami (nierzadko w czarnym wydaniu).
Po
„Trollhunters” mogą śmiało sięgnąć zarówno młodociani, jak i dorośli odbiorcy,
którzy lubią lekkie, fantastyczno-przygodowe historie z domieszką grozy. Z
uwagi na kilka dość makabrycznych fragmentów nie radziłabym natomiast podsuwać
tej powieści maluchom, co dopiero nauczyły się składania literek, bo takiego brzdąca
zazwyczaj łatwiej przestraszyć. W każdym razie, książkę czyta się szybko, a
opisywane na jej kartach sceny nietrudno sobie wyobrazić, zwłaszcza że mamy
parę atrakcyjnych i klimatycznych ilustracji, wykonanych przez Seana Murraya.
Swoją drogą, na bazie „Łowców trolli” powstał serial animowany, którego jeszcze
nie widziałam. Muszę to jednak nadrobić, skoro za ten powszechnie chwalony
projekt również odpowiada Guillermo del Toro. Literacki pierwowzór utrwalił
moją sympatię dla twórcy takich filmów jak „Labirynt fauna” czy „Pacific Rim”,
a co do Daniela Krausa, mam nadzieję, że rodzimi wydawcy postarają się o sprowadzenie
do Polski innych powieści tego autora.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Trollhunters. Łowcy trolli
Tytuł
oryginalny: Trollhunters
Autorzy:
Guillermo del Toro, Daniel Kraus
Wydawnictwo:
Galeria Książki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.