Niejedna matka
jest gotowa na wszystko, żeby uratować ukochane dziecko. Nie inaczej przedstawia
się przypadek Mary, głównej bohaterki casualowej gry pt. Darkarta: A Broken
Heart’s Quest, za którą odpowiada indyjskie studio Tuttifrutti Interactive. Próbując
odzyskać porwaną córeczkę, kobieta wyruszy bowiem w piękną i zarazem szalenie
niebezpieczną podróż. Ale czego się nie robi w imię miłości?
Naszą
protagonistkę poznajemy wtedy, kiedy jest akurat w trakcie wojaży, lecz nie przypuszcza
jeszcze, że wycieczka przybierze tak dramatyczny obrót. Co najwyżej liczy się z
mniej przyjemnymi wieściami od dziadków, jakie ci mogą chcieć ewentualnie
przekazać, przysyłając niespodziewany list z zaproszeniem do swojego domu w
Indiach. Kobieta nie widziała krewnych od wielu lat, gdyż po tragicznej śmierci
rodziców spędziła resztę dzieciństwa w amerykańskim sierocińcu. Potem
studiowała na Harvardzie, spotkała tam mężczyznę swojego życia, założyła własną
rodzinę i nie miała zielonego pojęcia, co dzieje się z dziadkiem oraz babcią.
Na nadesłaną wiadomość zareagowała więc zaskoczeniem, ale też sporym
zaciekawieniem. Po pierwsze, staruszkowie zamierzają ponoć ujawnić nieznane
fakty z przeszłości. Po drugie, Mary zwyczajnie pragnie się z nimi zobaczyć,
zwłaszcza że zainteresowanie wyprawą wykazują również mąż bohaterki – James oraz
córeczka Sophia.
Ekscytująca
eskapada ratunkowa
Niestety,
łódź, którą płynie szczęśliwa familia, nie daje rady w starciu ze sztormem,
jaki się w międzyczasie rozpętuje. Jednak nie to jest najgorszym problemem, bo
nadlatuje zamaskowany osobnik na skrzydlatym byku i porywa przerażoną Sophię.
Kiedy małżonkowie zostają wyrzuceni na brzeg, Mary powierza nieprzytomnego
Jamesa opiece życzliwego tubylca, a sama rusza w dalszą drogę, by odnaleźć
córkę. Nie zraża się przy tym informacją, że za uprowadzeniem stoi
nieśmiertelny Darkarta, legendarny postrach okolicznych wysp. Wręcz przeciwnie,
zdesperowana matka zyskuje większą motywację do działania, ponieważ łotr
potrzebuje podobno małej dziewczynki do stworzenia „Eliksiru Życia” i wskrzeszenia
swojej narzeczonej. Jak łatwo się domyślić, nie zwiastuje to niczego dobrego
dla biednego dziecka. A i Mary ryzykuje wiele – wszak czeka ją, zwykłą
śmiertelniczkę, nierówna konfrontacja z kimś, kto dysponuje nadnaturalnymi
mocami. Na dokładkę, to nie jedyna potężna istota, jaka pojawi się w tej
historii. Mówiąc wprost, na brak emocjonujących wrażeń nie będzie narzekać ani
główna protagonistka, ani gracz, który zdecyduje się zanurzyć w tej smakowitej
przygodzie.
A
zapewniam, że naprawdę warto i już sam scenariusz stanowi wystarczającą zachętę
do sięgnięcia po grę autorstwa ekipy z Tuttifrutti. Darkarta pozytywnie
wyróżnia się pod tym względem na tle pobratymców, którzy zaliczają się do
gatunku Hidden Object Puzzle Adventure, czyli nieskomplikowanych przygodówek z
ukrytymi obiektami. Choć takie produkcje oferują przyjemne w odbiorze
opowieści, nierzadko mamy tu do czynienia z historiami skrojonymi pod wymogi
niedzielnej rozrywki. A Broken Heart’s Quest można natomiast śmiało ustawić w lidze
najlepszych reprezentantów swojej kategorii, a to dlatego, iż odznacza się
narracyjnym rozmachem godnym bardziej złożonych tytułów, niczym seria Enigmatis
– wyśmienita trylogia HOPA od polskiego zespołu deweloperskiego Artifex Mundi.
Perypetie Mary posiadają tak rozbudowane tło fabularne, że swoją zawartością z
powodzeniem wypełniłyby pełnokrwistego point and clicka (znaczy się, bez
elementów HO) czy niemałych rozmiarów książki, jeśli wyjdziemy poza wirtualną
branżę. Ba, wśród opcjonalnych „znajdziek” mamy nawet specjalną grupę
rodzinnych pamiątek, które dodatkowo wzmacniają więź z bohaterką i jej
latoroślą.
Gorączkowym
poszukiwaniom Sophii towarzyszy dość mroczny klimat, ale innego rodzaju niż w
pierwszej części Enigmatis, która ochoczo częstowała graczy posępną atmosferą.
Otóż Darkartę spowija silna nuta mistycyzmu i egzotyki, co wynika z osadzenia
akcji w Indiach. Nie ukrywam, że to właśnie koloryt lokalny w dużym stopniu
przyczynił się do mojego zaintrygowania tytułem, pomijając sympatię dla tego
typu gier. Filmik, który odpala się tuż po uruchomieniu aplikacji,
nieprzypadkowo przenosi nas do czasów starożytnej cywilizacji doliny Indusu.
Należy jednocześnie podkreślić, iż fabułę produkcji napędzają tak istotne w
indyjskiej religii idee jak reinkarnacja oraz prawo karmy. Znalazło się w tym
wszystkim miejsce nie tylko dla wątku miłości matczynej, lecz także uczuć
pomiędzy mężczyzną a kobietą. Twórcy snują w Darkarcie opowieść zarówno o
namiętności odwzajemnionej, jak i odtrąconej, co posłużyło do umiejętnego
wplecenia motywu zemsty. Mimo że autorzy nie szafują zaskakującymi twistami,
tchnęli w swój projekt autentyczne emocje. I o to chodziło! Mało tego, gra
sprawiła, że w oku zakręciła mi się łezka wzruszenia.
Dobrobytu nigdy
za wiele
Pochwalić
muszę ponadto czas potrzebny na ukończenie A Broken Heart’s Quest, gdyż do
finału dobrnęłam po około 6 godzinach zabawy z dokładnym oglądaniem każdej
planszy, skrupulatnym czytaniem dziennika Mary itd. Taki wynik zasługuje na
duże uznanie, plasując Darkartę w gronie najdłuższych produkcji spod znaku
HOPA, z jakimi miałam dotąd styczność. Mniej okazale może wypadać za to licznik
dla bonusowego rozdziału, który odblokowywany jest po zaliczeniu podstawowego
scenariusza. W tym wypadku rozgrywki starczyło na gdzieś ze 30 minut. Przyznam,
iż przy tak długiej „podstawce” spodziewałam się 50-55 minut. Ostatecznie
jednak nie marudzę, jako że bonus nie rozczarowuje swoją treścią, pełniąc
funkcję uzupełnienia zwieńczającego całą historię. Pozwala on wcielić się w
inną postać i utrzymany jest w pogodniejszym nastroju niż główna przygoda, lecz
więcej na ten temat nie zdradzę. A skoro mowa o dodatkach, deweloperzy
sprzedają na Steamie grę w edycji kolekcjonerskiej, której oczywiście nie
brakuje takich atrakcji. Zaglądając do tzw. „extrasów”, szczególnie polecam
zaznajomić się ze zrealizowanym w formie komiksu prequelem.
Satysfakcjonujące
obowiązki
Jak
ogólnie wygląda mechanika, to już wiemy, a zatem najwyższa pora na detale. Elementy
rodem z tradycyjnych point and clicków obejmują przede wszystkim rozmaite
łamigłówki oraz zbieranie i używanie przedmiotów, włącznie z manipulacjami wewnątrz
ekwipunku. Zagadki generalnie są proste, ale trafiają się takie, które skłonią
do ciut intensywniejszego kombinowania. Rzecz jasna jeśli ktoś by się zaciął lub/i
nie grzeszył nadmiarem cierpliwości, może skorzystać z opcji pominięcia danej
minigierki po uprzednim naładowaniu stosownego przycisku. Oprócz tego, twórcy
podają odbiorcom pomocną dłoń w postaci poradnika, dostępnego z poziomu
interfejsu użytkownika. Co najważniejsze, przygotowane przez producentów
zadania nie ograniczają się wyłącznie do kroczenia mocno wydeptanymi ścieżkami.
Stąd też obecność nieopatrzonych pomysłów, jak choćby dobieranie konkretnych
ustawień dwóch dłoni w celu utworzenia cieni zwierząt.
Co
się tyczy partii hidden object, Tuttifrutti Interactive zadbało o różne rodzaje
takich wstawek, a także zaimplementowało opcję rozegrania alternatywy w stylu
Bejeweled. Wśród scen HO występuje najpopularniejszy wariant z listą nazw
rekwizytów, plansze kładące nacisk na interakcje pomiędzy widocznymi gratami,
ale nie tylko. Niezmiernie mnie to cieszy, tym bardziej że deweloperzy z udanym
skutkiem wnoszą pewien powiew świeżości do takowej formuły zabawy. Dla
przykładu, raz zdarzyło się, iż wodziłam lornetką za konkretnymi elementami
otoczenia na bazie ich obrysów. Kiedy indziej z kolei dostałam niby zwykły spis
szpargałów, co było bodajże jedyną sekwencją bez możliwości podmiany na
partyjkę match-3. Niemniej nie to przesądziło o oryginalności tego fragmentu,
lecz sposób jego zaliczenia. Mianowicie musiałam wówczas wyłapywać pożądane
przedmioty, by następnie odkładać je na odpowiednie miejsca.
Indyjska perła
Na
moje pozytywne wrażenia w dużej mierze wpłynęła również oprawa audiowizualna,
będąca kolejnym atutem Darkarty. Pokuszono się o sporo ładnych przerywników
filmowych, a malownicze scenerie regularnie zachęcają, by podziwiać talent
grafików. Wzorem innych HOPEK, plansze zostały wykonane z ogromnym
przywiązaniem do najdrobniejszych szczegółów. Przykładowo, wizyta w starej,
opustoszałej rezydencji zaowocuje ujrzeniem łoża, które nie zatraciło dawnego
splendoru, ale gdzieniegdzie wiszą już pajęczyny. Minimalny zgrzyt przemknął
raptem w dwóch króciutkich momentach, kiedy we właściwej części gry pokazano
skokową animację z taszczeniem nieprzytomnego męża Mary. I to by było na tyle,
jeśli chodzi o rzeczy, które mogłyby przeszkadzać. Grafika niewątpliwie kupiła
mnie znakomitym wsparciem przy budowaniu tajemniczego, magiczno-egzotycznego
klimatu, podobnie jak nastrojowa muzyka oraz sugestywne odgłosy otoczenia.
Po
przetestowaniu Darkarty z czystym sumieniem stwierdzam, że grono moich
ulubionych tytułów HOPA powiększyło się o nową pozycję. Bez owijania w bawełnę,
A Broken Heart’s Quest to absolutny „must have” dla sympatyków point and
clicków z ukrytymi obiektami, a Tuttifrutti Interactive ma realne szanse zostać
w przyszłości jednym z najważniejszych zawodników na arenie casualowej rozrywki.
Ekipa deweloperska stanęła na wysokości zadania, serwując nam angażującą fabułę
z wyrazistymi bohaterami, atrakcyjną warstwę audiowizualną oraz wciągający gameplay,
który nie wzbrania się przed przemycaniem świeżych patentów. Do tego docenić
trzeba czytelny ukłon, jaki produkcja czyni przez swoje zalety w stronę kulturowego
dziedzictwa Indii. Polecam gorąco, zaś sama wpisuję portfolio studia Tuttifrutti
na listę wartych śledzenia projektów.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję producentowi i wydawcy gry – firmie Tuttifrutti Interactive.
Steamowa karta
produktu znajduje się pod tym adresem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.