czwartek, 16 marca 2017

Darkarta: A Broken Heart's Quest Collector's Edition (PC) - recenzja



Niejedna matka jest gotowa na wszystko, żeby uratować ukochane dziecko. Nie inaczej przedstawia się przypadek Mary, głównej bohaterki casualowej gry pt. Darkarta: A Broken Heart’s Quest, za którą odpowiada indyjskie studio Tuttifrutti Interactive. Próbując odzyskać porwaną córeczkę, kobieta wyruszy bowiem w piękną i zarazem szalenie niebezpieczną podróż. Ale czego się nie robi w imię miłości?

Naszą protagonistkę poznajemy wtedy, kiedy jest akurat w trakcie wojaży, lecz nie przypuszcza jeszcze, że wycieczka przybierze tak dramatyczny obrót. Co najwyżej liczy się z mniej przyjemnymi wieściami od dziadków, jakie ci mogą chcieć ewentualnie przekazać, przysyłając niespodziewany list z zaproszeniem do swojego domu w Indiach. Kobieta nie widziała krewnych od wielu lat, gdyż po tragicznej śmierci rodziców spędziła resztę dzieciństwa w amerykańskim sierocińcu. Potem studiowała na Harvardzie, spotkała tam mężczyznę swojego życia, założyła własną rodzinę i nie miała zielonego pojęcia, co dzieje się z dziadkiem oraz babcią. Na nadesłaną wiadomość zareagowała więc zaskoczeniem, ale też sporym zaciekawieniem. Po pierwsze, staruszkowie zamierzają ponoć ujawnić nieznane fakty z przeszłości. Po drugie, Mary zwyczajnie pragnie się z nimi zobaczyć, zwłaszcza że zainteresowanie wyprawą wykazują również mąż bohaterki – James oraz córeczka Sophia.

Ekscytująca eskapada ratunkowa

Niestety, łódź, którą płynie szczęśliwa familia, nie daje rady w starciu ze sztormem, jaki się w międzyczasie rozpętuje. Jednak nie to jest najgorszym problemem, bo nadlatuje zamaskowany osobnik na skrzydlatym byku i porywa przerażoną Sophię. Kiedy małżonkowie zostają wyrzuceni na brzeg, Mary powierza nieprzytomnego Jamesa opiece życzliwego tubylca, a sama rusza w dalszą drogę, by odnaleźć córkę. Nie zraża się przy tym informacją, że za uprowadzeniem stoi nieśmiertelny Darkarta, legendarny postrach okolicznych wysp. Wręcz przeciwnie, zdesperowana matka zyskuje większą motywację do działania, ponieważ łotr potrzebuje podobno małej dziewczynki do stworzenia „Eliksiru Życia” i wskrzeszenia swojej narzeczonej. Jak łatwo się domyślić, nie zwiastuje to niczego dobrego dla biednego dziecka. A i Mary ryzykuje wiele – wszak czeka ją, zwykłą śmiertelniczkę, nierówna konfrontacja z kimś, kto dysponuje nadnaturalnymi mocami. Na dokładkę, to nie jedyna potężna istota, jaka pojawi się w tej historii. Mówiąc wprost, na brak emocjonujących wrażeń nie będzie narzekać ani główna protagonistka, ani gracz, który zdecyduje się zanurzyć w tej smakowitej przygodzie.

A zapewniam, że naprawdę warto i już sam scenariusz stanowi wystarczającą zachętę do sięgnięcia po grę autorstwa ekipy z Tuttifrutti. Darkarta pozytywnie wyróżnia się pod tym względem na tle pobratymców, którzy zaliczają się do gatunku Hidden Object Puzzle Adventure, czyli nieskomplikowanych przygodówek z ukrytymi obiektami. Choć takie produkcje oferują przyjemne w odbiorze opowieści, nierzadko mamy tu do czynienia z historiami skrojonymi pod wymogi niedzielnej rozrywki. A Broken Heart’s Quest można natomiast śmiało ustawić w lidze najlepszych reprezentantów swojej kategorii, a to dlatego, iż odznacza się narracyjnym rozmachem godnym bardziej złożonych tytułów, niczym seria Enigmatis – wyśmienita trylogia HOPA od polskiego zespołu deweloperskiego Artifex Mundi. Perypetie Mary posiadają tak rozbudowane tło fabularne, że swoją zawartością z powodzeniem wypełniłyby pełnokrwistego point and clicka (znaczy się, bez elementów HO) czy niemałych rozmiarów książki, jeśli wyjdziemy poza wirtualną branżę. Ba, wśród opcjonalnych „znajdziek” mamy nawet specjalną grupę rodzinnych pamiątek, które dodatkowo wzmacniają więź z bohaterką i jej latoroślą.


Gorączkowym poszukiwaniom Sophii towarzyszy dość mroczny klimat, ale innego rodzaju niż w pierwszej części Enigmatis, która ochoczo częstowała graczy posępną atmosferą. Otóż Darkartę spowija silna nuta mistycyzmu i egzotyki, co wynika z osadzenia akcji w Indiach. Nie ukrywam, że to właśnie koloryt lokalny w dużym stopniu przyczynił się do mojego zaintrygowania tytułem, pomijając sympatię dla tego typu gier. Filmik, który odpala się tuż po uruchomieniu aplikacji, nieprzypadkowo przenosi nas do czasów starożytnej cywilizacji doliny Indusu. Należy jednocześnie podkreślić, iż fabułę produkcji napędzają tak istotne w indyjskiej religii idee jak reinkarnacja oraz prawo karmy. Znalazło się w tym wszystkim miejsce nie tylko dla wątku miłości matczynej, lecz także uczuć pomiędzy mężczyzną a kobietą. Twórcy snują w Darkarcie opowieść zarówno o namiętności odwzajemnionej, jak i odtrąconej, co posłużyło do umiejętnego wplecenia motywu zemsty. Mimo że autorzy nie szafują zaskakującymi twistami, tchnęli w swój projekt autentyczne emocje. I o to chodziło! Mało tego, gra sprawiła, że w oku zakręciła mi się łezka wzruszenia.

Dobrobytu nigdy za wiele

Pochwalić muszę ponadto czas potrzebny na ukończenie A Broken Heart’s Quest, gdyż do finału dobrnęłam po około 6 godzinach zabawy z dokładnym oglądaniem każdej planszy, skrupulatnym czytaniem dziennika Mary itd. Taki wynik zasługuje na duże uznanie, plasując Darkartę w gronie najdłuższych produkcji spod znaku HOPA, z jakimi miałam dotąd styczność. Mniej okazale może wypadać za to licznik dla bonusowego rozdziału, który odblokowywany jest po zaliczeniu podstawowego scenariusza. W tym wypadku rozgrywki starczyło na gdzieś ze 30 minut. Przyznam, iż przy tak długiej „podstawce” spodziewałam się 50-55 minut. Ostatecznie jednak nie marudzę, jako że bonus nie rozczarowuje swoją treścią, pełniąc funkcję uzupełnienia zwieńczającego całą historię. Pozwala on wcielić się w inną postać i utrzymany jest w pogodniejszym nastroju niż główna przygoda, lecz więcej na ten temat nie zdradzę. A skoro mowa o dodatkach, deweloperzy sprzedają na Steamie grę w edycji kolekcjonerskiej, której oczywiście nie brakuje takich atrakcji. Zaglądając do tzw. „extrasów”, szczególnie polecam zaznajomić się ze zrealizowanym w formie komiksu prequelem.


Satysfakcjonujące obowiązki

Jak ogólnie wygląda mechanika, to już wiemy, a zatem najwyższa pora na detale. Elementy rodem z tradycyjnych point and clicków obejmują przede wszystkim rozmaite łamigłówki oraz zbieranie i używanie przedmiotów, włącznie z manipulacjami wewnątrz ekwipunku. Zagadki generalnie są proste, ale trafiają się takie, które skłonią do ciut intensywniejszego kombinowania. Rzecz jasna jeśli ktoś by się zaciął lub/i nie grzeszył nadmiarem cierpliwości, może skorzystać z opcji pominięcia danej minigierki po uprzednim naładowaniu stosownego przycisku. Oprócz tego, twórcy podają odbiorcom pomocną dłoń w postaci poradnika, dostępnego z poziomu interfejsu użytkownika. Co najważniejsze, przygotowane przez producentów zadania nie ograniczają się wyłącznie do kroczenia mocno wydeptanymi ścieżkami. Stąd też obecność nieopatrzonych pomysłów, jak choćby dobieranie konkretnych ustawień dwóch dłoni w celu utworzenia cieni zwierząt.

Co się tyczy partii hidden object, Tuttifrutti Interactive zadbało o różne rodzaje takich wstawek, a także zaimplementowało opcję rozegrania alternatywy w stylu Bejeweled. Wśród scen HO występuje najpopularniejszy wariant z listą nazw rekwizytów, plansze kładące nacisk na interakcje pomiędzy widocznymi gratami, ale nie tylko. Niezmiernie mnie to cieszy, tym bardziej że deweloperzy z udanym skutkiem wnoszą pewien powiew świeżości do takowej formuły zabawy. Dla przykładu, raz zdarzyło się, iż wodziłam lornetką za konkretnymi elementami otoczenia na bazie ich obrysów. Kiedy indziej z kolei dostałam niby zwykły spis szpargałów, co było bodajże jedyną sekwencją bez możliwości podmiany na partyjkę match-3. Niemniej nie to przesądziło o oryginalności tego fragmentu, lecz sposób jego zaliczenia. Mianowicie musiałam wówczas wyłapywać pożądane przedmioty, by następnie odkładać je na odpowiednie miejsca.


Indyjska perła

Na moje pozytywne wrażenia w dużej mierze wpłynęła również oprawa audiowizualna, będąca kolejnym atutem Darkarty. Pokuszono się o sporo ładnych przerywników filmowych, a malownicze scenerie regularnie zachęcają, by podziwiać talent grafików. Wzorem innych HOPEK, plansze zostały wykonane z ogromnym przywiązaniem do najdrobniejszych szczegółów. Przykładowo, wizyta w starej, opustoszałej rezydencji zaowocuje ujrzeniem łoża, które nie zatraciło dawnego splendoru, ale gdzieniegdzie wiszą już pajęczyny. Minimalny zgrzyt przemknął raptem w dwóch króciutkich momentach, kiedy we właściwej części gry pokazano skokową animację z taszczeniem nieprzytomnego męża Mary. I to by było na tyle, jeśli chodzi o rzeczy, które mogłyby przeszkadzać. Grafika niewątpliwie kupiła mnie znakomitym wsparciem przy budowaniu tajemniczego, magiczno-egzotycznego klimatu, podobnie jak nastrojowa muzyka oraz sugestywne odgłosy otoczenia.

Po przetestowaniu Darkarty z czystym sumieniem stwierdzam, że grono moich ulubionych tytułów HOPA powiększyło się o nową pozycję. Bez owijania w bawełnę, A Broken Heart’s Quest to absolutny „must have” dla sympatyków point and clicków z ukrytymi obiektami, a Tuttifrutti Interactive ma realne szanse zostać w przyszłości jednym z najważniejszych zawodników na arenie casualowej rozrywki. Ekipa deweloperska stanęła na wysokości zadania, serwując nam angażującą fabułę z wyrazistymi bohaterami, atrakcyjną warstwę audiowizualną oraz wciągający gameplay, który nie wzbrania się przed przemycaniem świeżych patentów. Do tego docenić trzeba czytelny ukłon, jaki produkcja czyni przez swoje zalety w stronę kulturowego dziedzictwa Indii. Polecam gorąco, zaś sama wpisuję portfolio studia Tuttifrutti na listę wartych śledzenia projektów.




---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję producentowi i wydawcy gry – firmie Tuttifrutti Interactive.

Steamowa karta produktu znajduje się pod tym adresem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.