Olaboga! Książę
nawiał z jakąś panienką, a lada dzień musi włożyć koronę! Czyżby komuś hormony nadmiernie
buzowały? Pod pewnymi względami to prawda, bo następca tronu faktycznie ma
motylki w brzuchu. Ale gdyby problem tkwił tylko w tym, iż chłopaczyna zaszył
się z dziewczyną gdzieś w krzakach czy innym ustronnym miejscu... Niestety, mamy
tutaj do czynienia ze znacznie poważniejszą aferą.
Zasygnalizowaną
wyżej intrygę obmyślili deweloperzy z warszawskiego studia World-Loom,
działając pod wydawniczymi skrzydłami katowickiej firmy Artifex Mundi. Oto
bowiem powołali do wirtualnego życia czarownicę Droserę, której przypadła
niewdzięczna rola naczelnego czarnego charakteru w grze HOPA pt. Zapomniane
Księgi 2: Okruchy Przeszłości (Lost Grimoires 2: Shard of Mystery). Opracowana
przez rodzimych twórców produkcja zabiera nas do fantastycznego królestwa,
gdzie przed laty wiedźma zdążyła solidnie namącić i omal nie ustanowiła
własnych rządów. Chociaż udało się ją wtedy unieszkodliwić, nie zrobiono tego
na tyle definitywnie, by zła kobieta zaniechała swoich niecnych zamiarów. Uwięziona
przy pomocy specjalnego lustra, dalej zatem knuje, pałając jeszcze większą
żądzą zemsty.
Jak
łatwo przewidzieć, w drugiej odsłonie Zapomnianych Ksiąg przywdziejemy szaty
kogoś, kto reprezentuje obóz pozytywnych postaci. A ową osobą jest królewska
nauczycielka i protektorka, która od dawna czuwa nad Fernem, czyli wspomnianym we
wstępie księciem. Co ciekawe, początkowy etap rozgrywki przenosi nas do czasów,
kiedy paniczowi nie w głowie latanie za dziewczęcymi spódniczkami. Przyznam, że
ten mały wycinek z dzieciństwa Ferna okazał się trafionym pomysłem zarówno w
odniesieniu do wątku Drosery, jak i do więzi łączącej główną bohaterkę z
chłopcem. Dzięki takiemu zabiegowi mentorstwo protagonistki dodatkowo zyskuje
na wiarygodności, uzasadniając szczerą troskę kobiety o dobro młodzieńca, a
także podziw dziedzica dla mądrości swojej opiekunki.
Niefortunna pora
na miłość
Nic
więc dziwnego, że wychowawczyni księcia czym prędzej ruszy na poszukiwania
chłopaka, gdy ten wymyka się z pałacu. Na dokładkę, pilne znalezienie następcy
tronu dyktowane jest też rychłą koronacją oraz pewnym niepokojącym incydentem o
zdecydowanie nadprzyrodzonej naturze. Fern z kolei nie przestał nagle darzyć mentorki
szacunkiem, lecz zwyczajnie został ugodzony strzałą Amora, co jest jak
najbardziej zrozumiałe zważywszy na jego wiek. Sęk jednak w tym, iż licho, a
konkretnie Drosera, nie śpi. Mianowicie czarownica wykorzystuje zamieszanie z
młodzieńczymi amorami do wzrostu swojej mocy, od nowa zagrażając całemu
królestwu. Słowem, otrzymujemy klasyczną i nieskomplikowaną, acz przyjemną w
ogólnym rozrachunku historię o walce z siłami zła. Mimo że nie uświadczymy
zaskakujących zwrotów akcji, scenariusz został nieźle napisany i potrafi
zaciekawić. W konsekwencji odbiorcy powinni do końca dobrze się bawić,
zwłaszcza że w pakiecie dostają wciągający gameplay.
Alchemiczne
starcie z czarną magią
Skoro
napomknęłam przed chwilą o mechanice, wypadałoby teraz bliżej pochylić się nad tym
tematem. Recenzując swego czasu pierwszą część cyklu (Zapomniane Księgi:
Skradzione Królewstwo), chwaliłam ów tytuł za to, że twórcy nie bali się
eksperymentowania, zarazem nie odbiegając od zasad gatunku HOPA. W Okruchach
Przeszłości autorzy nie zarzucili chwalebnej tendencji, a tym samym „dwójka”
również próbuje dorzucić coś od siebie. Podobnie jak w debiutanckiej odsłonie
serii, tutejsza rozgrywka robi użytek z faktu, iż kierujemy postacią obeznaną w
sztuce alchemii. Stąd zajdzie niekiedy konieczność przyrządzenia jakiegoś
preparatu według receptury, czym zajmiemy się po otwarciu okna z zawartością podręcznej
teczki. Tam lądują zdobyte po drodze przepisy, a także niezbędne składniki.
Niemniej o ile zastąpienie teczką notatnika z „jedynki” można nazwać kosmetyką,
tak proces transmutacji uległ gruntownej przebudowie. Zamiast ustawiania kół
runicznych na podstawie wzoru, tym razem przygotowano minigierkę logiczną,
gdzie kluczem do sukcesu jest łączenie minimum 3 symboli jednego rodzaju. Przy
wskazywaniu takich zestawów mamy spore pole do manewru (poziom, pion, skos),
ale należy zmieścić się w limicie ruchów.
Wśród
przygodówkowych partii, które obejmują głównie zadania ekwipunkowe i
łamigłówki, na szczególne wyróżnienie zasługują swoiste labirynty, jakie
parokrotnie przyjdzie nam pokonać. Owszem, takie wstawki nie wydają się niczym
zaskakującym w kontekście Hidden Object Puzzle Adventure. Pomimo tego trzeba
docenić konstrukcję owych sekwencji, a to dlatego, że rozbito je na kilka
pomniejszych zagadek (jednego lub dwóch typów w obrębie danego labiryntu).
Ponadto w pamięć zapada finałowa potyczka, która, nie zdradzając zbyt wiele,
polega na pomysłowym zeswataniu pracy zespołowej z popularną grą towarzyską
„kamień, papier, nożyce”. A co z wypatrywaniem ukrytych obiektów? Najczęściej
występują tradycyjne spisy pożądanych przedmiotów, lecz w scenach HO też można
dostrzec drobne urozmaicenia. Te z pewnością widać na planszach, które każą rozglądać
się za rekwizytami na bazie ich kształtów. Zazwyczaj w takich produkcjach dostajemy
od razu całą listę, ale tu kolejne punkty ujawniane są stopniowo. Zbliżony
manewr zastosowano oprócz tego w pierwszej scenie HO, na jaką się natkniemy.
Otóż fragment ten stawia na kształty i nazwy rupieci, których szukamy metodą
etapową.
Uroki (i mroki)
fantastycznego świata
Jeśli
chodzi o oprawę audiowizualną, zwiedzane lokacje cieszą oczy starannym
wykonaniem, mnóstwem kolorów oraz detali. Co więcej, scenerie pomagają w
podkreślaniu klimatu opowieści. Dla przykładu, ciepła zieleń ze szklarni i
ogrodu na terenie pałacu wzbudza odmienne skojarzenia niż mniej przytulne
odcienie tego koloru w opustoszałym miasteczku rybackim, gdzie dominują wpływy
Drosery. Nie inaczej jest z muzyką, ponieważ soundtrack operuje różnymi nastrojami,
brzmiąc tajemniczo, spokojnie albo wręcz złowrogo. Gdy wobec tego staniemy
naprzeciw podstępnej wiedźmy, do naszych uszu dolecą dobitnie nieprzyjazne nuty,
na dźwięk których człowiek ma słuszną ochotę posłać wredną babę do wszystkich
diabłów. Angielski voice acting nie przysparza powodów do lamentowania, a polskie
napisy w sumie też (zauważyłam jedynie ze 3 czy 4 wpadki z pomyleniem płci).
Gorzej natomiast z wyglądem postaci, bo ich nadto oszczędne animacje nie
zaliczyły poprawy w porównaniu z pierwszą częścią.
Dobra robota
Cóż
mogę dodać na koniec? Ano przede wszystkim zaznaczyć, że Zapomniane Księgi 2:
Okruchy Przeszłości to porządny przedstawiciel casualowych przygodówek, wzbogaconych
o elementy hidden object. Produkcja nie przebija najlepszych pobratymców, ale
około 3,5 godziny, jakie poświęcimy na jej ukończenie, mija szybko i
przyjemnie. Jeżeli lubicie niedzielną rozrywkę w rytmie HOPA, sądzę, że warto
dać szansę propozycji od studia World-Loom. Ja w każdym razie nie żałuję czasu
spędzonego przy kolejnym tytule z wydawniczego katalogu Artifex Mundi, a gdy
zasugerowana w finale „trójka” rzeczywiście ujrzy światło dzienne, chętnie
ponownie spotkam się z tymże cyklem.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.