Wśród współczesnych
powieści nie brak popularnych serii z pogranicza thrillera, sensacji, a także
kryminału. Jeffery’emu Deaverowi zawdzięczamy dla przykładu książki o Lincolnie
Rhyme i Amelii Saschs, podczas gdy Lee Child regularnie tworzy kolejne
historie, których bohaterem jest Jack Reacher. Portfolio Tess Gerritsen
obejmuje zaś m.in. cykl o pracującej w bostońskiej policji detektyw Jane
Rizzoli oraz sądowym patologu – dr Maurze Isles. Po przeczytaniu wyśmienitej
„Doliny umarłych”, w której występują obie panie, wiem, że powinnam czym
prędzej nadrobić zaległości i sięgnąć po pozostałe tytuły z ich udziałem.
W
omawianej odsłonie cyklu Maura udaje się do Wyoming na konferencję patologów,
gdzie spotyka Douga Comleya, dawnego znajomego z lat studenckich. Towarzyska
pogawędka uświadamia kobiecie, że jest zbyt poważna i nadto stara się
kontrolować. Gdy więc pan Comley proponuje wspólną wycieczkę do górskiego
schroniska wraz z jego córką oraz przyjaciółmi, dr Isles przystaje na pomysł
dołączenia do grupy. Dla protagonistki to nie tyle szansa na ogólne
wyluzowanie, co złapanie chwili oddechu od własnych zmartwień, zwłaszcza iż tkwi
w kłopotliwym romansie z niejakim Danielem. Doug emanuje natomiast
optymistycznym i żywiołowym nastawieniem, dostrzegając pozytywne aspekty nawet
przy takich rzeczach jak popełnianie błędów czy niespodziewane komplikacje.
Jego słowa okażą się jednak złowieszczym proroctwem w odniesieniu do dalszego
toku fabuły, bo przecież coś musi pójść mocno nie tak.
„Dolina
umarłych” stanowi świetny dowód na to, że amerykańska pisarka potrafi stopniować
napięcie i niepokojącą atmosferę. Gdy na początkowym etapie podróży
wycieczkowicze zahaczają o starą, acz czynną stację benzynową, pozwalają sobie
na drobne żarty z przypominającej skansen placówki. Czytelnik słusznie z kolei przeczuwa,
że wkrótce nikomu nie będzie do śmiechu. Niczym w dreszczowcach i horrorach,
których bohaterowie zapuszczają się na jakieś zakuprze. Dokładnie tak jest w
przypadku Maury, Douga i jego paczki – GPS więcej miesza niż pomaga, gubiąc
trasę, zamiast zaprowadzić do celu. Na domiar złego, śnieg sypie coraz gęściej,
a w okolicy nie widać żywej duszy. Pojawiają się pierwsze rysy konfliktu, duże
problemy z autem oraz zanik zasięgu w komórkach – niby oczywiste chwyty, lecz
jakże skuteczne w swym oddziaływaniu. A kiedy zmuszona do pieszej wędrówki
grupa przedziera się przez śnieżne zaspy, łatwo wyobrazić sobie dyskomfort
nieszczęśników, tym bardziej że dodatkowo towarzyszy im silny wiatr.
Takie
warunki przełożyły się na udane wykorzystanie motywu postaci, które wylądowały
w odciętym od świata miejscu. Wprawdzie turyści docierają do osady o nazwie
Królestwo Boże, ale marna z tego pociecha, skoro wioska świeci pustkami.
Bliższe oględziny przyczyniają się do zwiększenia klimatu zaszczucia oraz
mnożenia kolejnych pytań. Mianowicie ów rejon najwyraźniej zajęła niegdyś
wspólnota religijna, wiodąc egzystencję wedle ustalonych zasad i zamieszkując
identyczne domy. Tylko gdzie się oni wszyscy podziali? I czy aby na pewno
nikogo tutaj nie ma? No bo skąd to wrażenie bycia pod czyjąś obserwacją? A może
chodzi jedynie o figle ze strony skołowanego umysłu? Co istotne, pani Gerritsen
zdołała uzyskać zamierzony efekt również w tych momentach, gdy nie dzieje się
nic konkretnego. Wystarczają jej wówczas same emocje ludzi, którzy znaleźli się
w beznadziejnym położeniu.
Do
tej pory poświęcałam uwagę wyłącznie Maurze Isles, nie wspominając o drugiej protagonistce
serii – Jane Rizzoli. Czy oznacza to, że druga z wymienionych kobiet została
wyprawiona na swoisty urlop? Otóż nie, choć fabuła z wiadomych powodów bardziej
skupia się na jej przyjaciółce. Jane nie omieszka bowiem rozpocząć intensywnych
poszukiwań, co w późniejszych partiach utworu przyniesie pewną zmianę
konwencji. O ile w pierwszej połowie powieści mamy thriller z nutką grozy, tak
w drugiej przybiera na sile sensacyjno-kryminalny koloryt, utrzymując przy tym
kapitalne budowanie napięcia. Kiedy jakiś czas po zniknięciu Maury zostaje
odnaleziony samochód ze spalonymi ciałami, policjantka nie odpuszcza, mimo że
sporo czynników przemawia za śmiercią pani patolog. W trakcie śledztwa dochodzą
zatem nowe fabularne klocki, które oczekują na wyjaśnienie. Co więcej, pisarka
z godną pochwały precyzją rozstawia poszczególne pionki na literackiej
szachownicy, zarazem otaczając je sukcesywnie odsłanianą woalką tajemnicy. Ponadto
zostaniemy uraczeni zwrotami akcji, które pomagają zarówno uzyskać brakujące
odpowiedzi, jak i jeszcze bardziej docenić wprawne pióro autorki.
Reasumując,
„Dolina umarłych” to obowiązkowa pozycja dla fanów wszelkiej maści thrillerów.
W powieści tej nie uświadczymy przypadkowych wydarzeń ani sztucznych
przedłużaczy, gdyż poszczególne elementy historii zostały elegancko rozlokowane
i logicznie ze sobą powiązane. Warto przy okazji nadmienić, iż obecny tu wątek
ugrupowania religijnego umożliwił amerykańskiej literatce zabranie głosu w
sprawie sekt oraz manipulacji, jakie panują w szeregach takich społeczności.
Innymi słowy, Tess Gerritsen podarowała odbiorcom rozrywkę na bardzo wysokim
poziomie.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Dolina umarłych
Tytuł
oryginalny: Ice Cold / The Killing Place
Autor:
Tess Gerritsen
Wydawnictwo:
Albatros
Liczba
stron: 400
"Dolina umarłych" to najlepsza książka z całej serii. Miałam ciarki na plecach przez cały czas. Masz rację co do stopniowania napięcia, jest idealne :)
OdpowiedzUsuńJak dotąd z serii Isles/Rizzoli przerobiłam tylko "Dolinę Umarłych", więc nie mam jeszcze porównania z pozostałymi tomami cyklu - w międzyczasie zapoznawałam się jeszcze z innymi autorami. Jednak i tak w końcu się muszę zabrać dalej za tę serię. Nawet jeśli inne odsłony nie chwycą tak mocno jak "Dolina...", liczę, że dostanę co najmniej przyzwoitą rozrywkę. :)
Usuń