Każda podróż ma
swój kres i nie inaczej jest z trasą pociągu, którym jadą bohaterowie czwartego
epizodu The Lion’s Song. Dotyczy to też poniekąd samej gry, bo najnowszy odcinek
stanowi jednocześnie zwieńczenie serii, jak zresztą słusznie sugeruje jego
nazwa – Closure (w polskim tłumaczeniu „Zamknięcie” lub „Zakończenie”). Niczym
pasażerowie kolei, którzy zmierzają ku określonemu celowi, miłośnicy
niezależnej produkcji docierają właśnie do ostatniego przystanku tej wyprawy,
zapoczątkowanej przez ubiegłoroczną premierę pierwszego rozdziału. Rok po
debiucie przyszła pora na finał, a w nim wiedeńskie studio Mi’pu’mi Games
pokazuje, iż umie tworzyć nie tylko angażujące opowieści, lecz również
pożegnania z klasą.
Closure
ponownie zabiera odbiorców do Austrii z wczesnych lat XX wieku, którą
deweloperzy odmalowali za pomocą sepiowej kolorystyki oraz grafiki retro. Po
raz kolejny możemy popatrzeć na pixel art wysokiej próby, zdający się jak ulał
pasować do przedstawionych realiów. W dalszym ciągu towarzyszyć nam będzie
nienachalna muzyka, która odzywa się w kluczowych momentach, z powodzeniem
oddziałując na emocje. Nie zabraknie także adekwatnych do sytuacji dźwięków
otoczenia – czy to śpiew ptaków, wygrywana przez kogoś partia na skrzypcach
albo niewyraźny gwar. Te skromne, acz sugestywne wrażenia estetyczne
tradycyjnie wynagradzają nieobecność voice actingu, zwłaszcza że nie zapomniano
o okazjonalnym akcentowaniu niektórych napisów (np. drganie przy śmiechu i
nutki symbolizujące śpiew).
Najpoważniejsza
zmiana w stosunku do poprzednich rozdziałów zachodzi natomiast na gruncie
poprowadzenia scenariusza. W ramach krótkiego przypomnienia – pierwsze trzy epizody
przybliżały graczom perypetie nieprzeciętnie uzdolnionych osób, które szukały
sposobu, by jak najlepiej wyrazić swój talent. Owszem, odcinki te nawiązywały
do siebie za pośrednictwem subtelnych odniesień, a ponadto zawierały wybory, rzutujące
równocześnie na inne części „Lwiej Pieśni”. Jest też wspomniany przed chwilą
motyw przewodni, lecz mimo wszystko mieliśmy do czynienia z oddzielnymi
historiami w sensie takim, że koncentrowały się na różnych postaciach.
Tymczasem czwarty epizod, choć nie oblewa egzaminu z samodzielności, w
najsilniejszym stopniu realizuje ideę nadrzędnej narracji, która ściśle spaja
poszczególne partie produkcji.
Na torach
wspomnień
Oto
bowiem wsiadamy na stacji kolejowej do pociągu, przejmując kontrolę nad pewnym jegomościem.
Ów protagonista zajmuje miejsce w przedziale, gdzie przebywają jeszcze trzej
mężczyźni. Tak na marginesie, owa ciuchcia to swoista stara znajoma, ponieważ
fragmenty z jej udziałem otwierały odcinki 1-3. Wracając do naszego pasażera, bohater
ten nawiązuje konwersacje z towarzyszami podróży. Każdy rozmówca ma do
opowiedzenia osobistą historię, która zarazem odnosi się do kogoś, kto grał
główną rolę w jednej z wcześniejszych odsłon, czyli odpowiednio kompozytorki
Wilmy Doerfl, malarza Franza Markerta oraz matematyczki Emmy Recniczek. Dzięki
takiemu zabiegowi dowiadujemy się, jak tamci, niezwykle wszak utalentowani
protagoniści mogli wpłynąć na dobrze im znanych, a także zupełnie obcych ludzi.
Obrany
kierunek posłużył w Closure do ubarwienia fabularnej struktury poprzez
przetykanie właściwej akcji interaktywnymi retrospekcjami. Przełożyło się to na
pokazanie zarówno totalnie nowych scenerii, jak i widzianych już miejsc, tyle
że z nieco odmiennej perspektywy. Przykładowo, trafimy na przyjęcie pod dachem
słynnego austriackiego artysty Gustava Klimta, ale jako pośledni malarz, w
odróżnieniu do epizodu numer dwa, który dedykowany był postaci pana Markerta.
Oprócz tego, sporo na swój temat zdradzi również facet zagadujący pozostałych
pasażerów, przy czym jemu akurat nie przydzielono podobnych scenek
wspominkowych. To świadome i udane posunięcie, skoro ów mężczyzna jest
grywalnym bohaterem w podstawowej linii czasowej dla omawianego odcinka.
Komitywa
intymności z szerszą skalą
Pod
względem mechaniki, autorzy projektu kontynuują formułę narracyjnej gry
przygodowej, w myśl której zajmiemy się rozmowami i innymi prostymi
interakcjami, plus zwyczajowo podejmiemy parę wyborów. Raz zostaniemy nawet
uraczeni skradankową wstawką, aczkolwiek zrobioną na modłę point and click. Nie
uświadczymy za to łamańców głowy, lecz w The Lion’s Song nigdy nie chodziło o
szafowanie skomplikowanymi zagadkami logicznymi. W zamian twórcy od początku
kładli maksymalny nacisk na opowieść, która potrafi skłonić do zadumy. Kolejowe
gawędy odznaczają się dość kameralnym charakterem, ale ta dotykająca ludzkich
wnętrz historia obejmuje też społeczną panoramę w kontekście historycznych
realiów, jakie deweloperzy wzięli tutaj na warsztat. Nie zdradzając zbyt wiele,
ostatnie minuty fundują nam serię obrazków z informacjami, które podsumowują
dalsze losy bohaterów wszystkich odcinków oraz panujące wówczas nastroje. Co istotne,
finał Closure smuci i krzepi, paradoksalnie zachowując spójność przy takich
skontrastowanych nutach.
Mistrzowska
konkluzja
Czwarty
epizod „Lwiej Pieśni” chłonęłam w niespiesznym tempie, a na jego jednokrotne
zaliczenie potrzebowałam około 1,5 godziny. Sama końcówka autentycznie mnie
przy tym wzruszyła, i to bez uciekania się do ogromnego patosu. A nadmienić muszę,
iż była tam spora pokusa ku rozedrganiu najbardziej dramatycznych strun aż do
przesady. Pozwolę sobie jeszcze napomknąć, że w głównym menu znajdziemy tzw.
„Galerię połączeń” z najważniejszymi chwilami i postaciami tej niebanalnej
sagi. Cóż mogę poza tym dodać? Jeśli przemówiły do Was dotąd wydane rozdziały,
Closure na pewno nie sprawi zawodu. Skoro jednak nie mieliście żadnej
styczności z dziełem Mi’pu’mi Games, lecz lubicie narracyjne przygodówki i
cenicie sobie pixel art, to nie powinniście się dłużej wahać. Twórcom zaś
dziękuję za tak pięknie spędzony czas i życzę kolejnych, co najmniej równie
dobrych projektów.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję firmom Mi’pu’mi Games i ICO Partners.
---------------------------------------------------
Linki do moich
recenzji epizodów 1-3 (teksty dostępne na blogu):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.