niedziela, 4 marca 2018

Łowca Demonów 4: Tajemnice Światła (PC) - recenzja


Ze starożytnymi bogami bywa podobnie jak z ludźmi o bardzo dużych możliwościach. Ci w porządku często próbują używać swoich wpływów czy potencjału, by zrobić coś dobrego. Ci zaś, którzy stoją po drugiej stronie barykady, wręcz odwrotnie, tyle że nadnaturalny arsenał nie jest dla zwykłych śmiertelników chlebem powszednim. Nie inaczej wygląda sprawa panteonu egipskiego, z jakim wiąże się afera w grze Łowca Demonów 4. Bóstwo, którym kierują szczególnie nieczyste zamiary, postanawia namieszać do takiego stopnia, że może zagrozić całemu światu.

Łowca Demonów 4: Tajemnice Światła (Demon Hunter 4: Riddles of Light) to casualowa pozycja, którą zaprojektowało serbskie studio Brave Giant, mające na koncie nie tylko poprzednie odsłony cyklu, ale i np. Noir Chronicles: Miasto Zbrodni. Jeśli chodzi o serię, do jakiej przynależy omawiany tytuł, moja przygoda z tą marką zaczęła się od „trójki”. Kojarzę jednak, iż główną bohaterką wszystkich wcześniejszych części jest ekspertka od zadań paranormalnych – Dawn Ashmore (występująca też pod nazwiskiem Harlock). Tymczasem „czwórka” przerzuca ciężar pierwszoplanowej roli na inną protagonistkę, aczkolwiek łowczyni o imieniu Dawn również się pojawia, zajmując istotne miejsce w scenariuszu. Mimo to, poczułam się wpierw lekko zbita z tropu przez brak charakterystycznych, czerwonych oczu u owej pani. Czyżby kobieta zdecydowała się założyć specjalne szkła kontaktowe?


Kłopoty w dolinie Nilu

W każdym razie, Dawn, obecnie niemłoda już niewiasta, zostaje poproszona o zainteresowanie się problemami, u których źródeł leżą złowrogie siły o staroegipskiej proweniencji. Kobieta szybko wsiada na pokład samolotu i leci do kraju faraonów, zabierając ze sobą siostrzenicę Lilę. Co najważniejsze, to właśnie owa krewna pełni funkcję grywalnej bohaterki, podczas gdy starsza z pań wpadnie w nieliche opały. Bo choć prace wykopaliskowe na terenie egipskiej pustyni dają owocne rezultaty, wkrótce zjawia się tam upiorna zgraja, a cioteczka zostaje porwana. Oczywiście Lila ani myśli bezczynnie czekać, lecz czym prędzej przystępuje do działania, mając, prócz dzielnego serca, dodatkowy atut w postaci Rękawicy Horusa. To legendarny artefakt, dzięki któremu Horus pokonał przed wiekami Seta. A skoro ten drugi jest w Tajemnicach Światła nadrzędnym antagonistą, dziewczęciu nie można odmówić przygotowania do walki.

Brave Giant ponownie opowiada nieskomplikowaną i bazującą na popularnych wątkach historię. Niemniej twórcy starają się poniekąd skierować serię na nowy tor, nie odcinając się zarazem od starszego rodzeństwa części czwartej. Nadal mamy do czynienia z demonicznym tałatajstwem, ale sięgnięcie po egipską mitologię poskutkowało solidną zmianą klimatyczną. O ile trzecia odsłona stawiała na konwencję grozy, tak jej następczyni przywołuje ducha archeologicznej przygody à la Indiana Jones, Tomb Raider czy filmowa trylogia „Mumia”. Jest także leciutki posmak „Gwiezdnych Wrót” – z tą różnicą, iż pewne portale prowadzą wprost do starożytności oraz do sfer bogów, zamiast na obce planety. I wiecie co? Mnie taka odmiana zdecydowanie przypadła do gustu, acz lubię też opowieści, którym – pod względem atmosfery – bliżej do poprzedniego Łowcy, opatrzonego podtytułem Objawienie (Revelation). Perypetie Lili okazały się po prostu bardziej wciągające od strony scenariusza, włącznie z bonusowym rozdziałem, który rozgrywa się kilka dni przed główną ścieżką fabularną i pozwala wskoczyć w ciuszki niejakiej Akiiki, postaci pobocznej z „podstawki”.


Sprawdzona mechanika w służbie narracji

Konieczność powstrzymania Seta podyktowana jest zarówno ratowaniem ciotki, jak i obowiązkiem zażegnania niebezpieczeństwa na szerszą skalę. Droga ku pokrzyżowaniu planów pana chaosu wiedzie natomiast przez szereg zadań, które wprawdzie nie rewolucjonizują gatunku HOPA, lecz potrafią dostarczyć przyjemnych wrażeń. Przede wszystkim trzeba pochwalić proponowane połączenie point and clicka i ukrytych obiektów za to, że zgrabnie komponuje się z narracyjnymi aspektami produkcji. Dla przykładu, natkniemy się na graficzno-tekstowe minigierki, które rozszerzają tło fabularne, objaśniając kluczowe wydarzenia z boskich dziejów. Z kolei spotkanie Sfinksa zafunduje nam pomysłową zagadkę dialogową, a w dawnych ośrodkach kultu znajdziemy różne mechanizmy.

Parokrotnie wykorzystamy ponadto Rękawicę Horusa, której obecność wpisuje Tajemnice Światła w nurt HOPEK ze specjalnym gadżetem, ulokowanym pod oddzielną ikoną na pasku interfejsu. Najczęściej przydaje się ona przy walkach, kiedy to na ekranie lata celowniczek. Owe sekwencje są bardzo łatwe, więc zagorzali przeciwnicy testowania refleksu absolutnie niczego nie muszą się obawiać. Oprócz tego, mityczny rekwizyt posłuży chociażby do nawiązania kontaktu z pewnym nieboszczykiem, a także stoczenia bitwy, gdzie zasady różnią się od wymienionych przed chwilą potyczek. Myślę tutaj o pojedynku runicznym, który każe graczowi wskazywać niedostępne u przeciwnika symbole – coś takiego mogliśmy zresztą zobaczyć m.in. w Grim Legends 3 czy wcześniejszym wcieleniu Łowcy Demonów.


Atrakcyjny Egipt

Oceniając elementy warstwy fabularnej (i przy okazji wspierający ją gameplay), zahaczyłam o kwestię klimatu, a ten nie byłby tak udany, gdyby nie satysfakcjonująca oprawa audiowizualna. Owszem, animacje postaci tradycyjnie wyznają filozofię oszczędności, lecz lokacje podążają za bardziej chwalebnym zwyczajem, jaki panuje wśród takiego rodzaju pozycji. Mówiąc krótko, dostajemy bogate w detale i kolory plansze. Starannym wykonaniem odznaczają się również sceny HO, na których wypatrujemy rozmaitych przedmiotów w oparciu o listy słowne bądź obrazkowe. Co do samego udźwiękowienia, muzyka niewątpliwie pomaga poczuć, że uczestniczymy w przygodach wożących nas po starożytnych sceneriach. I to już na etapie menu głównego. Ba, nawet utwór, który określiłabym raczej złowróżbnymi szumami niż klasyczną melodią, zdaje egzamin, gdyż odzywa się przy eksploracji nieco mroczniejszych miejscówek.

Grę ukończyłam w przeciągu trochę ponad 3,5 godziny, przy czym wynik ten uwzględnia też 30-minutowy rozdział dodatkowy. Co jednak najistotniejsze, ów czas będę miło wspominać, albowiem Łowca Demonów 4: Tajemnice Światła to sympatyczny kawałek kodu. Początkowe zdziwienie na widok oczu Dawn nie przeszkodziło mi w czerpaniu przyjemności z rozgrywki, tym bardziej że mam słabość do egipskich realiów, w jakich  osadzono akcję produkcji. Słowem podsumowania, poszczególne składniki złożyły się tu na tytuł, który powinien spodobać się fanom mariaży przygodówek i ukrytych obiektów – czy to takich od studia Brave Giant, czy od polskiej firmy Artifex Mundi, będącej wydawcą losów Lili.




---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.