poniedziałek, 30 października 2017

Anxiety (PC) - recenzja


Biedny pan Gregory nie mógł w nocy spać.
Coś się złego stało, zaczął się chłop bać…

Wyżej wymieniony jegomość jest głównym bohaterem darmowej gry Anxiety, którą wysmażyła mała ekipa z Circus Horse, działająca wcześniej pod nazwą Maxi and The Gang. Ten niezależny projekt nie funduje nam jednak symulacji tak bojaźliwego faceta, że przez byle pierdołę popuszcza w porcięta ze strachu. Owszem, mężczyźnie nie dopisuje ostatnio kondycja psychiczna – wszystko wydaje mu się obce i pamięć jakby zawodzi. Na domiar złego, nieborakowi wysiada w chałupie prąd, a z różnych kątów dochodzą niepokojące hałasy, nie wspominając o innych oznakach czyjejś obecności. I to akurat nocą! Nic więc dziwnego, że Gregory ma zszargane nerwy. Należy też wziąć pod uwagę fakt, iż produkcja z jego udziałem reprezentuje gatunek horroru.

Ku źródłom lęku

Sedno rozgrywki stanowi tutaj eksploracja domostwa w celu odszukania sześciu przedmiotów, które pełnią funkcję kluczy do zrozumienia sytuacji naszego protagonisty. Obiekty te, wespół z punktem kończącym przedstawioną historię, pozwalają odbiorcom zebrać całość do kupy, pozostawiając jednocześnie drobne poletko dla kilku przemyśleń. Taki zabieg bardzo mi się zresztą spodobał, albowiem twórcy podrzucają subtelne i zarazem czytelne tropy, bez urządzania szczegółowego wykładania kawy na ławę. Słowem, traktują gracza jak inteligentnego człowieka, który potrafi samodzielnie dopowiedzieć sobie pewne kwestie. A i scenariusz wypada bez zastrzeżeń – prosty, oszczędny, lecz dobrze skonstruowany.


Po posesji wędrujemy na sidescrollowaną modłę, czyli w prawo lub w lewo, acz można także przesunąć się lekko w górę i w dół. Mechanika nie zalicza się zatem do skomplikowanych, mimo że nie poprzestaniemy na zbieractwie wskazówek. No właśnie, gameplay przypomina też o straszącej naturze produkcji, każąc nam unikać istoty, której aparycja wzbudza lekkie skojarzenia z azjatyckim kinem grozy. Gdy natkniemy się na takową zjawę, trzeba migiem zwiewać, bo inaczej mamy przerąbane. Na szczęście, można praktycznie przebiec przez upiora, a kiedy oddalimy się chociażby o tyci kawałek, wróg postanawia tymczasowo odpuścić. Przyspieszony krok najlepiej zaś obierać wyłącznie w obliczu zagrożenia. Ciągły galop zwyczajnie nie popłaca, gdyż zmęczony bohater zatrzymuje się, by zaczerpnąć tchu.

Bój się!

Model rozgrywki sprzyja atmosferze grozy, w kreowaniu której niewątpliwie pomaga również oprawa audiowizualna. Dwuwymiarową grafikę cechuje staranna kreska, ale nie to liczy się najbardziej w przypadku Anxiety, tylko ograniczona widoczność. Mianowicie Gregory paraduje ze świeczką w ręku, która rozświetla niewielki fragment aktualnego pomieszczenia. Tymczasem pozostała część otoczenia niemal zupełnie skrywa się w ciemnościach, co daje świetny efekt. Zwłaszcza wtedy, gdy coś dla przykładu nagle stuknie. Tak dochodzimy do kolejnej zalety, czyli klimatycznych elementów udźwiękowienia. Nieprzyjemne świsty, szumy i muzyka bez konkretnej linii melodycznej, które docierają do naszych uszu, sumiennie wykonują swoje zadanie.


Te skromne skądinąd środki wystarczyły, bym grała z duszą na ramieniu. Deweloperzy z Circus Horse zrobili produkcję o tytule adekwatnym do faktycznego nastroju, który udziela się zarówno odbiorcy, jak i protagoniście („anxiety” to po polsku m.in. „niepokój” bądź „obawa”). Twórcy zbytnio wobec tego nie przesadzili witając nas, tuż po uruchomieniu aplikacji, ostrzeżeniem dla osób o słabym sercu. Wprawdzie za którymś razem można uodpornić się na wykorzystywane chwyty, lecz przy pierwszym podejściu dreszczyk murowany. Niby mamy do czynienia z gierką na maksimum kilkanaście minut, ale taką, co umie wywrzeć odpowiednie do zamierzeń autorów wrażenie.



------------------------------------------------

Grę można pobrać z serwisu Game Jolt albo ze strony itch.io.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.