Jeżeli dany
bohater gra główną rolę w serii powieści, a pierwsza książka z jego udziałem
nie stroniła od niebezpieczeństw i innych problemów, to kontynuacja nie zafunduje
protagoniście stuprocentowego oddechu. Wręcz przeciwnie, rzuci nieszczęśnikowi kolejne
kłody pod nogi. I tak też jest w „Próbach Ognia”, czyli drugiej odsłonie popularnego
cyklu od Jamesa Dashnera. Jak się okazuje, pobyt w granicach labiryntu był dla
Thomasa ledwie częścią wyboistej drogi, która to usłana została mnóstwem
kłopotów i niewiadomych. Nie ma więc chłopak lekko, co dotyczy również jego
towarzyszy niedoli.
Chociaż
w sequelu „Więźnia Labiryntu” dostrzeżemy znajome klocki, autorowi nie można
zarzucić pójścia na łatwiznę. Otóż amerykański pisarz wkracza poniekąd na nowy
teren, diametralnie zmieniając arenę zmagań bohaterów. Opleciony siatką
korytarzy, a tym samym ograniczony obszar ustępuje tutaj pola bardziej otwartej
przestrzeni. Co istotne, zaistniała sytuacja to zarazem nowość dla postaci,
których poczynania śledziliśmy na kartach debiutanckiego tomu. Zaryzykowałabym
nawet stwierdzenie, że ulokowana w sercu labiryntu Strefa paradoksalnie
zapewniała im swoisty komfort. Owszem, nie było wcześniej mowy o beztroskiej
egzystencji. Niemniej póki wszystko nie zaczęło się sypać, Streferzy żyli według
tamtejszego rytmu, dysponując środkami niezbędnymi do przetrwania. Teraz zaś
nie mają tak naprawdę zielonego pojęcia, czego się spodziewać. A teoretycznie trafiają
wpierw do miejsca, gdzie powinni otrzymać spokój i szansę na lepsze jutro.
Początkowo
bohaterowie niby odczują jakąś ulgę, przynajmniej chwilową. Szczególnie Thomas,
czemu zdaje się sprzyjać fakt, iż zamieszkiwał Strefę krócej niż koledzy. Niestety,
ta iluzja bezpieczeństwa szybko zostaje rozbita w drobny mak, a nowe warunki
przestają budzić niepokój jedynie w sferze ogólnikowych refleksji. Taki obrót
spraw przypomina pod pewnymi względami chory test, co zresztą nie jest błędnym
tropem. Młodociana grupa musi bowiem zaliczyć tytułowe Próby Ognia, których
przeprowadzenie służy ponoć wyższemu celowi. W praktyce oznacza to przebycie
160 kilometrów pośród scenerii wyniszczonej przez katastrofę klimatyczną. Nieprzyjazna
okolica nie poskąpi oczywiście mocnych wrażeń, włącznie z ryzykiem natknięcia
się na agresywnych ludzi, u których infekcja wirusem Pożogi osiągnęła
zaawansowane stadium. Ba, całą trasę trzeba pokonać przed upływem 2 tygodni, a
i nie zabraknie dodatkowej motywacji, by Streferzy zechcieli ruszyć w drogę.
Survivalowa
wędrówka, którą opisuje James Dashner, skojarzyła mi się po trosze z grą
komputerową, gdzie mamy serię różnych etapów do przejścia. Ciąg napotkanych przeszkód
równie dobrze można też zinterpretować jako nawiązanie do mitologicznego motywu
labiryntu, zwłaszcza w obliczu poprzedniej części cyklu. Co jednak
najważniejsze, autor z powodzeniem piętrzy znaki zapytania, prędko rzuca nas w
wir dynamicznych wydarzeń i stara się utrzymać stosowanie napięcie. Często
posiłkuje się przy tym suspensem, przeważnie poprzez kończenie krótkich rozdziałów
w palących momentach. Dzięki takiemu zabiegowi czytelnika nawiedza nieodparta
pokusa, by od razu poznać następny fragment historii, a potem jeszcze jeden
itd. Tego typu posunięcia najsilniej oddziałują w pierwszej połowie utworu,
później już słabiej, czego nie należy utożsamiać z nudą. Po prostu na pewnym
etapie przywykłam do tutejszego korowodu tajemnic, mimo że nadal byłam
zainteresowana lekturą.
Dalsze
losy Thomasa i spółki rzucają więcej światła na postapokaliptyczne realia
świata przedstawionego, w tym na zarażonych Pożogą Poparzeńców, których można
przyrównać do swego rodzaju inteligentnych zombie. Oprócz tego, dostaniemy kolejne
informacje o działalności DRESZCZu, lecz czy protagoniści powinni wierzyć we
wszelkie rewelacje? A w szczególności wtedy, gdy rozmawiają z przedstawicielem
owej organizacji? Jak przystało na porządne rozszerzenie uniwersum, pojawią się
także nowe postacie. Natomiast w przypadku Teresy autor pogłębia jej
enigmatyczny wizerunek, każąc zastanawiać się nad przyczynami dziwnego
zachowania dziewczyny. Przyznam, że czasami byłam zirytowana postępowaniem tej
panny, acz rozumiem sensowność takiego wątku. W każdym razie, James Dashner nie
cierpi na niedostatek ciekawych pomysłów, gdyż ponownie przyrządził angażującą
pozycję nie tylko dla młodzieży. Bo choć „Próby Ognia” generalnie oceniam troszkę
niżej niż „Więźnia Labiryntu”, i tak otrzymałam solidną rozrywkę, która zachęca
do kontynuowania przygody z cyklem.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Próby Ognia
Tytuł
oryginalny: The Scorch Trials
Cykl:
Więzień Labiryntu, tom 2
Autor:
James Dashner
Wydawnictwo:
Papierowy Księżyc
Liczba
stron: 420
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.