wtorek, 28 sierpnia 2018

"Wyspa Trzech Sióstr", Nora Roberts - recenzja


Nell Channing ucieka przed horrorem, jaki zgotował jej potwór w ludzkiej skórze. Przeznaczenie sprawia zaś, iż udręczona kobieta dociera na Wyspę Trzech Sióstr, licząc przy tym na otwarcie nowego, lepszego rozdziału w życiu. Wybrane miejsce wybitnie zresztą sprzyja takim planom, zwłaszcza że roztacza nad sobą magiczną atmosferę. I to w całym tego słowa znaczeniu. Ale by móc zyskać rzeczywiście trwałe szczęście i spokój, Nell będzie musiała zrobić coś jeszcze. Kilka innych osób, swoją drogą, też.

„Wyspa Trzech Sióstr”, która po raz pierwszy ukazała się na polskim rynku pt. „Podniebny taniec”, to debiutancki tom cyklu „Trzy Siostry”. Książka z powodzeniem broni się jednak jako samodzielna historia, co stanowi często stosowany przez Norę Roberts zabieg. Mianowicie amerykańska pisarka ma na swoim koncie serie, których poszczególne części można śmiało czytać oddzielnie, mimo że zawierają oczywiście wspólną ścieżkę narracyjną. Każdy tom funduje czytelnikom opowieść skoncentrowaną przeważnie na jednej postaci i jej problemach, w tym obowiązkowo perypetiach sercowych. Równocześnie autorka nie zapomina o tzw. nadrzędnym wątku, lecz definitywne rozstrzygnięcie owej kwestii, co zrozumiałe, przyniesie dopiero finałowa odsłona.

Choć główna akcja tej konkretnej serii została osadzona współcześnie, korzenie problemu, który spaja wszystkie części, sięga roku 1692, kiedy to miały miejsce niesławne procesy czarownic z Salem. Trzy faktycznie obdarzone mocą kobiety postanawiają wtedy porzucić niebezpieczną dla siebie okolicę, wydzielając za pomocą magii własny skrawek lądu. Niemniej późniejsze losy tych czarownic przyczyniają się niestety do powstania klątwy, której złamanie będzie działką pewnych pań, żyjących w XXI wieku. Jedną z nich jest natomiast wspomniana we wstępie Nell Channing, grająca pierwsze skrzypce na kartach „Wyspy Trzech Sióstr”. Co istotne, Nora Roberts czytelnie, acz nienachalnie powiązuje prywatne bolączki bohaterki z przeszłością leżącą u podstawy przekleństwa.

Naszą protagonistkę poznajemy w momencie, gdy dopływa promem do brzegu tytułowej wyspy. Pełna nadziei wyczuwa bijący stamtąd powiew wolności, lecz jednocześnie nie jest jeszcze zupełnie wolna od obaw. Nic w tych lękach dziwnego, skoro pisarka posłużyła się tutaj motywem mocno zbliżonym do pomysłu, jaki napędzał filmowy dreszczowiec „Sypiając z wrogiem” (1991). Otóż Nell poślubiła swego czasu bogatego i wpływowego Evana Remingtona, ale okazało się, że mężczyźnie daleko do księcia z bajki. Pod fasadą doskonałości na pokaz, facet skrywał bowiem mroczniejsze oblicze, stosując wobec żony przemoc domową. Dlatego kobieta zdecydowała się sfingować swoją śmierć, przybrać nową tożsamość, a tym samym zniknąć katowi z oczu.

Miejsce, w którym zaszywa się Nell, zostało przedstawione jako świetny azyl. To skromna, zadbana i zarazem malownicza okolica, a sercem lokalnego biznesu uczyniono rybołówstwo oraz turystykę. Owszem, czasem pojawią się kłopoty wymagające policyjnej interwencji, lecz generalnie jest tam spokojnie. Księgarnio-kawiarnia, gdzie bohaterka znajduje pracę, przyciąga przytulnym klimatem, podobnie jak przydzielony uciekinierce dom, który to kobieta przyrównuje do bajkowej chatki. Ba, w całej wyspie można by się zakochać! Czy więc powieściowa sceneria nie została momentami nakreślona zbyt kolorowo? W sumie tak, ale co z tego, skoro dałam się oczarować i sama chętnie zamieszkałabym w podobnej okolicy.

Nie bez znaczenia pozostaje subtelny pierwiastek magiczny, jaki wpleciono do tej romantyczno-obyczajowej historii. Pomijając nadprzyrodzoną genezę lądu, pani Channing dowie się, że posiada czarodziejskie zdolności. Protagonistka spotka inne współczesne czarownice, przy czym jedna – jej szefowa Mia – świadomie korzysta z nadnaturalnych talentów, a druga – policjantka Ripley – odrzuca swoją moc. Z kolei główna bohaterka nie dowierza wpierw takim rewelacjom, lecz dość prędko akceptuje smykałkę do magii. Proces ogólnej aklimatyzacji również przebiega żwawo, dzięki czemu kobieta nawiąże wartościowe znajomości i odczuje zawodowe spełnienie. Nietrudno ponadto zgadnąć, że wpadnie w oko przystojnemu mężczyźnie. Szeryf Zack, brat Ripley, bo o nim mowa, jest rzecz jasna przeciwieństwem męża Nell. Nikogo też nie zaskoczy to, że wątek sadystycznego Evana nie pozostanie wyłącznie w sferze odległych wspomnień.

„Wyspie Trzech Sióstr” można zarzucić pewną naiwność, a także przewidywalność oraz brak oryginalności. Co więcej, nie zaliczam jej do czołówki najlepszych powieści Nory Roberts, jeśli chodzi o te tytuły, z jakimi miałam styczność. Mimo wszystko książka pozostawiła po sobie miłe wrażenie, pozwalając odhaczyć kolejne sympatyczne spotkanie z prozą popularnej autorki. Chęć umknięcia przed realnym koszmarem, nowy start w niemalże sielskim otoczeniu, miłosne uniesienia, plus szczypta magii – to właśnie złożyło się na tę lekką i odprężającą lekturę.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Wyspa Trzech Sióstr
Tytuł oryginalny: Dance Upon the Air
Cykl: Trzy Siostry, tom 1
Autor: Nora Roberts
Wydawnictwo: G+J Polska
Liczba stron: 248

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.