wtorek, 9 lipca 2019

Cowpocalypse: Episode 1 (PC) - recenzja


Produkcje, które ochoczo pluskają się w aurze dziwności, podejmują ryzykowną grę z gustami odbiorców. Bo albo człowiek kupi taki osobliwy koncept, albo odbije się od zaproponowanej przez dany tytuł wizji i mniej bądź bardziej zdecydowanym tonem stwierdzi, że to nie jego bajka. A jak oceniam swój kontakt z pierwszym, darmowym epizodem Cowpocalypse? Niezależnym point and clickiem, który to zadebiutował na Steamie pod koniec maja 2019 roku i który stawia głównego bohatera w obliczu istnego korowodu kuriozów? Odpowiedź poniżej.

Bran, czyli grywalny protagonista, spędza samotny weekend w domu, co – z perspektywy niejednego nastolatka – mogłoby się wydawać fajną sprawą. No i faktycznie czas ten minie chłopakowi pod znakiem atrakcji, acz nie chodzi o imprezowanie z kumplami. Młodzieniec miał zresztą przydzielone pod nieobecność rodziców zadanie, aby to doglądać żyjących na terenie gospodarstwa krów. W nocy zamierzał zaś grzecznie spać, lecz, zbudzony hałasem, zauważa dziurę w dachu, a tam… zad renifera. I to nie byle jakiego, gdyż mowa o Rudolfie od Świętego Mikołaja. Białobrody gość w czerwonym stroju też, tak na marginesie, kręci się po okolicy, tyle że odbiega nieco od swojego standardowego wizerunku, podejrzanie często wyciągając zza pazuchy butelkę. Ale co najgorsze, nigdzie nie widać za to ojcowskich jałówek.


Już ogólny zarys fabuły nie pozostawia zatem wątpliwości, że Balazs Hrabacsik, twórca tejże przygodówki, nie boi się czerpać z wora dziwacznych pomysłów. Sęk jednak w tym, iż – jak dla mnie – usypało się tu trochę za dużo owych osobliwości. Choć przykładowo drugoplanowy wątek z elokwentnym drzewem wypada znośnie, zawartość debiutanckiego odcinka generalnie pachnie nadmierną ekstrawagancją, a ponadto sprawia momentami chaotyczne wrażenie. Czuć również tzw. „syndrom pierwszego epizodu”, bowiem dostajemy ledwie drobny wstęp do szerzej zakrojonej akcji. Być może kolejny rozdział, w którym scenariusz przejdzie, że tak to ujmę, do meritum, okaże się spójniejszy i przyniesie satysfakcjonujące odpowiedzi na różne pytania. Niemniej – póki co – nie zdołałam zaangażować się w przedstawioną historię.

Na ukończenie gry potrzeba średnio 1,5 godziny, co jest akurat dobrym wynikiem, zwłaszcza że mamy do czynienia z nieodpłatnym odcinkiem. Zagadki, które bazują głównie na używaniu przedmiotów, wzbudziły natomiast we mnie mieszane odczucia. Z jednej strony, pasują do mocno zakręconej atmosfery produkcji. Z drugiej, trafiają się nadto wydumane rozwiązania. Pokręcić muszę także nosem na sterowanie, które wprawdzie odbywa się przy pomocy poczciwego gryzonia, lecz nie należy do szczególnie intuicyjnych ani dopracowanych. Owszem, potem jakoś przyzwyczaiłam się, że zobaczenie możliwych z danym hotspotem interakcji wymagało przytrzymania i puszczenia lewego przycisku myszy bądź zakręcenia rolką w górę (po uprzednim najechaniu kursorem). Ale to niepotrzebne kombinowanie – lepiej było pozostać przy pojedynczym kliknięciu, tak jak w przypadku chodzenia oraz używania rzeczy z ekwipunku. Oprócz tego, zdarzały się np. problemy ze znalezieniem aktywnego punktu czy skierowaniem bohatera w wybrane miejsce.


Oprawa wizualna, przy tworzeniu której wykorzystano fotografie, nie grzeszy niestety urodą. Niby pojedyncze plansze prezentują się nawet ok, lecz czar pryska podczas oglądania spaceru Brana, który sunie tutaj powolnym krokiem, przypominającym po trosze niespieszną jazdę na wrotkach. Najlepiej z kolei spisuje się końcowa seria zróżnicowanych i niebrzydkich obrazków, którym to przygrywa całkiem ciekawy utwór muzyczny, serwujący naszym uszom miks muzyki elektronicznej z rockowym zacięciem oraz rapem à la Limp Bizkit. Czyżby więc ta finałowa sekwencja była zwiastunem interesującego ciągu dalszego? Kto wie…

Kibicuję niezależnym projektom ogółem, a także doceniam takie sytuacje, kiedy twórcy postanawiają udostępnić swoje propozycje bez żadnych opłat. Rozumiem, że pan Hrabacsik przygotował pierwszy epizod Cowpocalypse samodzielnie i w ramach wolnego czasu, zajmując się na co dzień inną, pełnoetatową pracą. Życzę mu wobec tego rozwijania deweloperskiej pasji, aczkolwiek następny odcinek powinien być już bardziej doszlifowany. I to zarówno pod kątem technicznym, jak też narracyjnym.

4 komentarze:

  1. mroczny las jak w serialu Dark:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do serialu, nie oglądałam go, ale kojarzę ten tytuł i mam w planach do nadrobienia w przyszłości. :)

      Usuń
    2. oj polecam:) wciąga niesamowicie

      Usuń
    3. No to tym bardziej muszę kiedyś obejrzeć. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.