Zmysłowy ranczer
lekarstwem na złamane serce? Czemu nie? Jak to jednak czasem bywa z
przyjmowaniem różnych medykamentów, takowa kuracja co nieco przy okazji
podszczypie i zmusi do przełknięcia paru gorzkich pigułek. Maggie, główna
bohaterka książki pt. „Uwierzyć w miłość”, przekona się o tym zresztą na
własnej skórze.
Diana
Palmer to amerykańska pisarka, której literackie portfolio aż kipi od
romantycznych historii. Omawiana dziś powieść stanowi zaś klasyczny przykład
takiego repertuaru. Innymi słowy, dostajemy typowy romans, który po prostu
trzyma się ram swojego gatunku i ani myśli robić dla przykładu wycieczek w
stronę kryminału czy sensacji. A uczuciowe zawirowania dotyczą tu – jak na
wstępie zasygnalizowałam – przede wszystkim Maggie Kirk oraz Clinta Raygena,
czyli naszego pana kowboja.
Zakończywszy
niedawno związek z wiarołomnym narzeczonym Philipem, młoda kobieta decyduje się
na tymczasową zmianę otoczenia, do czego nakłania ją bliska przyjaciółka Janna,
będąca również siostrą Clinta. Niemniej cel podróży – usytuowane na Florydzie ranczo
rodu Raygenów – nie napawa Maggie nadmiernym entuzjazmem. Powód? Braciszek
Janny, który solidnie zalazł niegdyś protagonistce za skórę. Wprawdzie mężczyzna,
potrzebujący akurat sekretarki, gotów jest powierzyć tę posadę pannie Kirk,
lecz dziewczyna boi się, iż dawne animozje znów dadzą o sobie znać.
Ledwo
Maggie dotrze na miejsce, a już zorientuje się, że rzeczywistość nie odbiega
pod pewnymi względami od jej przypuszczeń. Tak oto autorka wykorzystuje motyw
zderzenia ludzi, którzy wciąż sobie dogryzają. W kontekście bohaterów śmiało
można rzucić także hasłem „kto się lubi, ten się czubi”, bowiem wzajemne
docinki idą tutaj w parze z fascynacją. Maggie złości się wszak na Clinta i nie
omieszkuje odpyskować, acz nie pozostaje zupełnie obojętna na niemal diabelski
urok faceta. On natomiast często słusznie irytuje swoim zachowaniem, nadto
zgrywając aroganckiego samca alfa. Ale też niekiedy umie sprowokować w taki
sposób, by spodobać się kobietom śniącym o ognistym facecie z inicjatywą.
Diana
Palmer pokazuje na przykładzie protagonistów, że nie brak ludzi mających
problemy z okazywaniem uczuć, a czasami nie bez winy pozostają w tej materii
doświadczenia z przeszłości. Bądź co bądź, takie osoby – zamiast otwarcie
pogadać o swoich emocjach – nawet same przed sobą nie potrafią się do pewnych
rzeczy przyznać, wywołując w efekcie rozmaite spięcia. Co równie istotne, burzliwym
relacjom bohaterów towarzyszy widoczna chemia między Maggie i Clintem. Autorka
nie zapomniała zatem o tym niezbędnym w miłosnych opowieściach czynniku, a
ponadto nie epatuje zagrywkami rodem z erotyków. Owszem, pojawiają się dość
intymne chwile, lecz nie przekraczają granicy, za którą czyhałyby tzw.
ginekologiczne detale.
By
uniknąć niejasności, podkreślam – „Uwierzyć w miłość” nie jest książką, która
aspirowałaby do nie wiadomo jak wysokich ocen czy do zaskakiwania odbiorców
nieprzewidywalnymi zwrotami akcji. Ze świecą szukać zatem w tej pozycji
ambitnych i oryginalnych pomysłów. Mimo wszystko nie żałuję, iż ją
przeczytałam. Tytuł autorstwa pani Palmer sprawdził się jako totalnie niewymagająca
rozrywka na lato, zwłaszcza że po ową lekturę sięgnęłam wtedy, gdy żar dosłownie
lał się z nieba. Za plus uznaję też skromniutki rozmiar powieści, bo zbytnie
wydłużanie przedstawionej historii mogłoby wywołać uczucie znużenia.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Uwierzyć w miłość
Tytuł
oryginalny: Sweet Enemy
Autor:
Diana Palmer
Wydawnictwo:
HarperCollins Polska, Edipresse Polska (kolekcja „Sezon na miłość”)
Liczba
stron: ok. 160
oj nie nie nie:D nie dla mnie:)
OdpowiedzUsuńTo typowa pozycja dla miłośniczek gatunku. Ja czasami ubarwiam sobie repertuar tego rodzaju historiami, acz zdarza mi się też trafiać na takie romanse, od których zupełnie się odbijam. "Uwierzyć w miłość" okazało się akurat jednym z tych przyjemniejszych tytułów, choć to oczywiście nic ambitnego. :)
Usuńchyba najbardziej śmiesznym romansem jaki czytałam było coś z Harlequina, gdzie bohaterką była dziewica o chcicy dziweczki :D:D:D
UsuńŚwietne podsumowanie tej książki, o której wspominasz. :D Mnie z kolei trafiło się kiedyś coś o jakiejś misji dla królowej, gdzie bohaterom więcej czasu zabierało zabawianie się niż wykonywanie królewskiego zadania, zepchniętego na zdecydowanie dalszy plan. :)
UsuńJa tym razem podziękuję. Czasami sięgam po takie romansiki, ale jeszcze nie trafiłam na jakiś godny polecenia. Wolę od czasu do czasu sięgnąć po serię Opowieści Margit Sandemo
OdpowiedzUsuńDo Margit Sandemo mam duży sentyment za "Sagę o Ludziach Lodu". :)
Usuń