piątek, 12 czerwca 2020

Nick Bounty and the Dame with the Blue Chewed Shoe (PC) - recenzja


Nick Bounty and the Dame with the Blue Chewed Shoe jest już trzecią odsłoną serii z udziałem ekscentrycznego śledczego, którego postać narodziła się dzięki niezależnemu studiu Pinhead Games. Niemniej jednocześnie mamy do czynienia ze swoistym debiutem, gdyż to dopiero pierwsze komercyjne wcielenie cyklu. Dlatego więc ta skądinąd sympatyczna przygodówka jest bardziej rozbudowana od swoich darmowych poprzedniczek, acz zarazem niezbyt długa i nieskomplikowana. Co równie ważne, trzecie spotkanie z prywatnym detektywem Nickiem Bountym nie zatraciło charakterystycznego dla owej marki stylu, który to polega na zdecydowanie dowcipnym spojrzeniu na konwencję kryminału noir.

Pan Bounty to jegomość, który marzy o otrzymywaniu prestiżowych zleceń i skoncentrowaniu się na poważniejszych wyzwaniach detektywistycznych. Bo chociaż na początku gry zobaczymy scenę, w której nasz protagonista trzyma pewnego delikwenta na muszce, wciąż nie chodzi wówczas o taką robotę, jaką można by uznać za szczyt marzeń Nicka. Jednakże wtedy też następuje upragniona odmiana, albowiem główny bohater dowiaduje się po chwili, iż ktoś podrzucił do piaskownicy na lokalnym placu zabaw ciało martwej kobiety. Tak oto trafia się mężczyźnie sprawa morderstwa, czyli kryminalna zagadka z prawdziwego zdarzenia, a on – rzecz jasna – nie zamierza przepuścić tej niewątpliwie dobrej okazji do zabłyśnięcia, ochoczo rozpoczynając prywatne śledztwo.


Zbrodnia na wesoło

Próbując wyjaśnić tajemnicę śmierci tytułowej damy z niebieskim butem, bo to ona jest wyżej wspomnianą nieboszczką, Nick nie omieszka powęszyć za wszelkimi wskazówkami i dowodami, a także porozmawiać z paroma osobami, w tym z potencjalnymi podejrzanymi. Jak zasygnalizowałam we wstępie, wszystko to z powodzeniem przystrojono lekkimi, komediowymi szatami, które czynią fabułę parodystycznym ujęciem kryminału noir. Nie zabraknie wobec tego udanego komizmu sytuacyjnego czy zabawnych tekstów, jeśli chodzi o dialogi tudzież przemyślenia protagonisty. Pojawią się również popkulturowe odniesienia oraz bliskie absurdalnemu humorowi akcenty, a nawet elementy burzenia czwartej ściany, którego koronnym przykładem jest – nie zdradzając zbyt wiele – pewien żart dotyczący dubbingu. Co do rozmaitych nawiązań, pozwolę sobie napomknąć, iż puszczono oko m.in. w stronę poprzednich, darmowych części serii (A Case of the Crabs z 2004 r. i The Goat in the Grey Fedora z 2005 r.).

Asystent z castingu

Nowością w stosunku do wcześniejszych odsłon jest współpraca Nicka z partnerem, którego to wybierzemy spośród trzech postaci, różniących się nie tylko wyglądem, ale i osobowością. Wprawdzie pan Bounty przez cały czas piastuje funkcję jedynego grywalnego bohatera, lecz już sama obecność takiego asystenta stanowi interesujący pomysł, tym bardziej że zadbano o zgrabne jego wprowadzenie do scenariusza. Mianowicie nasz detektyw przystąpi po około 30 minutach rozgrywki do zakręconej rozmowy kwalifikacyjnej z kandydatami, którzy odpowiedzieli na zamieszczone w prasie ogłoszenie. A są nimi: była policjantka Emily Blackwater, policyjne medium Zachary Forsythe oraz starszy pan Walter Walterman. Jaki zaś wpływ na dalszy przebieg zabawy ma wskazanie kogoś z tejże trójki? Trzon gry pozostaje bez zmian, aczkolwiek ze zrozumiałych przyczyn wystąpią pewne różnice w rozmowach, podkreślające indywidualizm poszczególnych towarzyszy. Z kolei pod koniec napotkamy taki problem, który – w zależności od wybranego partnera – rozwiążemy w nieco inny sposób.


Ścieżka przystępności

Skoro już zahaczyłam o temat pokonywania napotkanych przeszkód, pora przyjrzeć się bliżej mechanice. A ta kontynuuje przygodówkowe tradycje cyklu, polegając na eksploracji otoczenia, zbieraniu i używaniu przedmiotów oraz przeprowadzaniu konwersacji z NPC-ami. Zmierzymy się też dla przykładu z takimi momentami jak dostosowana do point and clickowej formuły bójka czy swego rodzaju pościg, do którego przemycono łatwiutki pierwiastek czasówkowy (tj. konieczność wykonania czynności w konkretnym momencie). Równocześnie podkreślić trzeba, że gameplay cechuje się niskim stopniem skomplikowania. Doświadczeni gracze nie będą więc mieli kłopotów z przyszykowanymi przez Pinhead Games zadaniami, a i mniej obyci z wiadomym gatunkiem odbiorcy powinni sprawnie uporać się ze śledztwem pana Bounty’ego. Dla tych drugich przystępna zabawa to oczywista zaleta, natomiast przygodówkowym wyjadaczom radziłabym potraktować omawianą produkcję jako przerywnik od trudniejszych tytułów, zwłaszcza w obliczu odprężającej warstwy fabularnej.

Co istotne, do kluczowych aspektów rozgrywki zalicza się jeszcze możliwość gromadzenia i analizowania materiału dowodowego, czyli inna – obok wcześniej wspomnianych asystentów – nowinka, której nie było w bezpłatnych perypetiach Nicka. Realizację tego pomysłu określiłabym jako bardzo uproszczoną, lecz sympatyczną odpowiedź na takowe zabiegi w grach z cyklu „CSI”, będących wirtualnymi adaptacjami słynnych seriali telewizyjnych. W ramach ciekawostki dodam zresztą, że Mark Darin, główny twórca serii o Nicku Bountym i założyciel Pinhead Games, pracował przy jednej z odsłon z owej marki – CSI: Hard Evidence. Wracając do The Dame with the Blue Chewed Shoe, dowodami – po uprzednim ich zebraniu – zajmujemy się potem w biurze Nicka, gdzie ulokowano kryminalne laboratorium pod postacią trzech komputerów. Jeden z nich służy do analizy nagrań audio i wideo oraz zdjęć, drugi bada odciski i DNA, a trzeci sprawdza małe obiekty i płyny. Warto także nadmienić, iż poszczególne próbki automatycznie lądują we właściwej kategorii.


Łyżka dziegciu w słoiczku obsługi

Jest jednak pewna rzecz, na jaką muszę – niestety – pokręcić trochę nosem. Gwoli ścisłości, myślę o sterowaniu, które można nazwać prostym, ale wygodnym już niezbyt. Wynika to głównie z poruszania się po środowisku 3D. Przykładowo, Nick powędrował w jednej lokacji poza ekran, co utrudniło późniejsze skierowanie bohatera z powrotem do pola mojego widzenia. Albo zablokował się na jakimś elemencie otoczenia, a kiedy indziej miał drobny kłopot ze znalezieniem hotspotu. Cóż, przynajmniej tyle dobrego, że da się z tym żyć i nie jest tak tragicznie, by rozważać pożegnanie z grą przed dobrnięciem do finału przedstawionej historii.

Estetyczny progres

Trzymając się czysto graficznych kwestii, zauważyłam też takie sporadyczne niedoróbki jak choćby to, iż detektywowi zdarzyło się raz przenikać przez drzwi swojego biura. Ale zarazem muszę zaznaczyć, że oprawa wizualna ogółem zasługuje tutaj na docenienie. Bo trzecia część serii jest zdecydowanie najładniejszą odsłoną, wyglądając o wiele lepiej niż dwuwymiarowa „jedynka” i zrobiona w stylu 2,5D „dwójka”. Produkcja zachowuje przy tym wierność monochromatycznej kolorystyce, która nieprzypadkowo wzbudza skojarzenia z nurtem noir. Owszem, nie jest to trójwymiar na miarę wysokobudżetowych hitów AAA, lecz całość – pomimo stosunkowej skromności – wypada estetycznie i generalnie miło dla oka. A co z warstwą dźwiękową? Ta nie przysparza żadnych powodów do narzekań. Dominują jazzowe klimaty, lecz muzyka potrafi zabrzmieć także bardziej tajemniczo, kiedy nadarza się ku temu sposobność. Angielscy lektorzy profesjonalnie zaś zdubbingowali przydzielone im postacie, co nie dziwi zważywszy na skład głosowej obsady, obejmujący takie nazwiska jak m.in. Dave Fennoy (Lee Everett w The Walking Dead od Telltale Games) czy Adam Harrington (Bigby Wolf z The Wolf Among Us).


Bilans na plus

Reasumując, Nick Bounty and the Dame with the Blue Chewed Shoe to przyjemny w ogólnym rozrachunku kawałek kodu, który pozwala zrelaksować się po ciężkim dniu. Zarówno pod kątem mechaniki, jak i kryminalno-komediowego scenariusza. Tytuł akurat na umilenie sobie wolnego popołudnia lub wieczoru, gdyż przy pierwszym podejściu zakończenie ujrzałam po niecałych trzech godzinach rozgrywki. To zatem dosyć krótka przygodówka, ale dłuższa od swoich starszych, bezpłatnych sióstr, trwających około 45 (A Case of the Crabs) i 60 minut (The Goat in the Grey Fedora). Co prawda nie uniknięto pewnych niedoskonałości, lecz otrzymaliśmy solidny projekt, który udowodnił, iż Pinhead Games słusznie postąpiło, wkraczając – wraz z Nickiem Bountym – na komercyjne tory.

23 komentarze:

  1. fajne, czarno-białe, retro świat, choć sama grafika mnie nie powaliła w pierwszym momencie, ale jak się przyjrzeć, to ma coś w sobie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też nie porwała ;)

      Usuń
    2. Rozumiem, nie jest to najwyższej klasy grafika rodem z wysokobudżetowych hitów, ale mnie całkiem przyjemnie się na nią patrzyło. Przede wszystkim widzę też duży postęp w stosunku do poprzednich odsłon, których grafika zdecydowanie nie była najmocniejszą stroną.

      Usuń
    3. Najważniejsza jest fabuła, mechanika to jak sie w nią gra :)

      Usuń
    4. Zgadzam się. Przede wszystkim ważne, aby gra wciągnęła - czy to pod kątem warstwy fabularnej, czy to od strony rozgrywki. :)

      Usuń
    5. tak jak pisałam wyżej, podoba mi się, może nie rozwala systemu, ale daje radę, fajnie, że można u Ciebie poczytać o ciekawych fabułach - pomysł dzisiaj na wagę złota

      Usuń
    6. Wśród gier preferuję właśnie te z wciągającą fabułą, przez co szczególnie lubię przygodówki. Stąd też takie tytuły dominują u mnie na blogu. :)

      Usuń
  2. Gra całkiem ciekawa. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie detektywistyczne jakoś średnio mnie przyciągają. Ale już wiem kto jest mordercą, patrzę w oczy tego detektywa i czuję dziwnie narastający niepokój xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja z kolei lubię detektywistyczne produkcje. Ma to w sumie duży związek z tym, iż bardzo lubię kryminały, acz akurat Nick Bounty jest też zarazem komedią. :)

      Usuń
    2. No ja właśnie do kryminałów niepewnie podchodzę. Musi mnie mocno zainteresować, mieć dobry wątek np psychologiczny po drodze albo połączenie z innym gatunkiem, czy bohaterowie, którzy po prostu mnie kupią. Samo szukanie mordercy jakoś mnie nie wciąga :P.

      Usuń
    3. Mnie się podobają typowe kryminały, acz też nie łykam wszystkich jak leci. Z klasycznych reprezentantów gatunku szczególnie lubię choćby książki A. Christie i A. C. Doyle'a, dzięki którym zaczęła się moja sympatia do gatunku. :)

      Usuń
    4. Holmesa jeszcze lubię, jakiś taki sentyment chyba ale A. Christie mnie nie wciągnęła ;p ale może jeszcze dam jej szansę z innymi książkami :)

      Usuń
    5. Kiedyś też trafiłam na coś od A. Christie, co średnio mnie wciągnęło. Nie pamiętam już jednak co. Za to od tej autorki polecam choćby "I nie było już nikogo" czy "Morderstwo w Orient Expressie". Tak na marginesie, bardzo chciałabym kiedyś obejrzeć serialową adaptację "I nie było już nikogo" z Aidanem Turnerem w obsadzie (bardzo lubię tego aktora za występ w serialu "Poldark. Wichry losu"). :)

      Usuń
    6. Muszę poszukać tych książek :) może akurat te mi podpasują :D dzięki za polecenie :)

      Usuń
    7. Mam nadzieję, że będziesz się przy nich dobrze bawić. To są bardzo znane tytuły, więc jest duża szansa, że dostaniesz je w lokalnej bibliotece. :)

      Usuń
    8. Też myślę, ze dostanę o ile nie będą akurat wypożyczone :P. Moja biblioteka w więcej niż jeden egzemplarz zaopatruje się tylko przy lekturach :P a tych i tak ciągle brakuje :D

      Usuń
    9. Z lekturami tak może być czasem - niby więcej sztuk, ale jak więcej uczniów się rzuci, to są braki. Co do tych powieści autorstwa A. Christie, może akurat trafisz na taki moment, kiedy będą dostępne. Jak są w zbiorach Twojej biblioteki już długi czas, to jest spora szansa, iż większość zainteresowanych zdążyło te pozycje przeczytać. :)

      Usuń
    10. Na razie jeszcze nie szukałam. A co do lektur to uczniowie nie raz wypożyczają z trzech bibliotek i zabraknie :P

      Usuń
    11. Jak się dużo uczniów rzuci na egzemplarze biblioteczne, to też tak może być. W końcu klasy liczą więcej niż kilka osób. :)

      Usuń
  4. Ma w sobie coś fajnego, chyba to retro o ktorym wspomniala Pi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się podobało i trzymam kciuki za dalszy rozwój studia Pinhead Games, zwłaszcza że ekipa specjalizuje się w moim ukochanym gatunku przygodówek. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.