sobota, 15 lipca 2017

"Delfin Plum" - recenzja

„Delfin Plum” w reżyserii Eduarda Schuldta to animowana ekranizacja książki Sergia Bambarena pt. „Delfin. Opowieść o marzycielu”. Literackiego pierwowzoru nie czytałam, więc nie mogę wyrazić własnej opinii na jego temat. Niemniej o ile oryginał cieszy się sławą światowego bestsellera, tak filmowej wersji z pewnością nie grozi załapanie się do klasyki animacji. A słowa te pisze osoba, która, pomimo bycia dorosłą, ani myśli odmawiać sobie oglądania co jakiś czas produkcji dla młodszych widzów. Oczywiście poza pozycjami stricte dla maluchów, bo na bajeczki typu „Teletubisie” również dzieciaki robią się dość szybko za stare.

Tytułowy Plum wiedzie spokojną, acz nudną egzystencję w lagunie wraz z pozostałymi delfinami. Niestety, główny bohater czuje się niczym outsider i faktycznie odstaje od pobratymców, a to dlatego, że ma głowę pełną marzeń. Reszta stada żyje natomiast pod dyktando ustalonych reguł, które – choć pomagają unikać zagrożeń – sprawiają, że pływająca społeczność koncentruje się jedynie na zdobywaniu pożywienia, zamiast snuć jakiekolwiek rozważania o przygodach czy innych śmiałych przedsięwzięciach. Pomijając okazjonalne, drobne szaleństwa, Plum może i nadal motałby się w takiej stagnacji, gdyby nie spotkanie z wielką płaszczką. Ta pełni bowiem funkcję kluczowego czynnika, który popycha sympatycznego młodzieńca do działania na zasadzie „raz kozie śmierć”. Kiedy zatem płaszczka zasugeruje bycie sobą i pójście za głosem serca, delfinek opuści bezpieczną przystań, by wyruszyć ku nieznanemu.

Podróż protagonisty zaowocuje nowymi znajomościami, w tym przyjaźnią, jaka połączy Pluma ze skłonnym do przechwałek kalmarem Macusiem. Co zrozumiałe, nie wszystkie postacie okażą się fajnymi gośćmi. Wprawdzie gadatliwemu i zarazem żarłocznemu rekinowi Szamie przypada w udziale dość zabawny epizod, lecz ośmiornica Okropus to typowy chytry lis, a jego obietnice nie mają nic wspólnego z bezinteresownością. Nie wspominając o panu barrakudzie Potworro, który sumiennie zapracował sobie na opinię pożeracza marzeń. A jak to wszystko przekłada się na wrażenia z seansu? Skoro we wstępie zasygnalizowałam, iż „Delfin Plum” nie zalicza się do grona tych najlepszych, wypadałoby dalej pociągnąć ową kwestię. Cóż, mamy tu do czynienia z bajeczką, której nawet dobicie do kategorii średniaków nastręcza trochę trudności. Przedstawionej historii towarzyszą bardzo letnie emocje, z momentami przestoju w pakiecie.

Nie da się ukryć, że obraz przeznaczony jest wyłącznie dla małych dzieci. Czy wobec tego powinnam się czepiać? W sumie nie, ale i pod tym względem film wzbudza zastrzeżenia. Jeśli chodzi o sekwencje z naczelnym czarnym charakterem (Potworro), fragmenty te wydały mi się zbyt straszne dla maluchów. Kolejna sprawa dotyczy przekazu wychowawczego, który w tego rodzaju produkcjach często odgrywa niezmiernie ważną rolę. Z jednej strony, film niby próbuje czegoś nauczyć, przykładowo przestrzegając przed nadmierną ufnością czy zatracaniu się w szarej codzienności kosztem marzeń. Pada też sugestia, iż potrafimy zmienić życie na lepsze zarówno sobie samemu, jak i komuś innemu. Z drugiej strony, quasi edukacyjne treści nie zostały na tyle czytelnie wyłuszczone, by brzdąc je dokładnie wychwycił, prócz uporczywych wręcz przypomnień o realizacji własnych pragnień.

Co się tyczy warstwy wizualnej, nie uświadczymy tutaj majstersztyku, lecz dziatwa raczej nie będzie narzekać, pod warunkiem że przed ekranem nie zasiądzie malec rozpieszczony przez wystawne perełki pokroju Pixara. Trafiło się kilka niezłych ujęć, aczkolwiek z racji ograniczonego budżetu nie oddano w pełni ich potencjału. Jednak i wśród skromniejszych animacji znajdą się ładniejsze pozycje, co przy dyskusyjnej jakości scenariusza nie ukazuje „Delfina Pluma” w nazbyt korzystnym świetle. Stąd lepiej ponownie obejrzeć dla przykładu „Gdzie jest Nemo?”, jeżeli już chcemy trzymać się podwodnych klimatów.



--------------------------------------------------
Tytuł polski: Delfin Plum
Tytuł oryginalny: El delfín: La historia de un soñador
Reżyseria: Eduardo Schuldt
Scenariusz: Michael Wogh, Eduardo Schuldt, Judy Kellem
Gatunek: animacja, przygodowy, familijny
Produkcja: Peru, Niemcy, Włochy
Rok produkcji: 2009
Czas trwania: 84 minuty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.