wtorek, 23 maja 2017

Upiorne Akta: Oblicze Zbrodni (PC) - recenzja


Los potrafi być przekorny, o czym przekonuje się Emily Meyer, główna bohaterka casualowej gry pt. Upiorne Akta: Oblicze Zbrodni (Ghost Files: The Face of Guilt). Pracującej w bostońskiej policji detektyw wystarcza bowiem ufność wobec mocy spluwy oraz narzędzi rodem z seriali „CSI”, a zjawiska paranormalne uważa za nic niewarte bujdy. Tymczasem kryminalna intryga, z jaką przyjdzie się kobiecie zmierzyć, dobitnie pokaże jej, że ta cała nadprzyrodzona sfera jest czymś znacznie poważniejszym niżli zwykłą gadaniną.

Wydana przez polskie Artifex Mundi produkcja to owoc prac serbskiego zespołu deweloperskiego z Brave Giant, który, podobnie jak rodzima firma, ma doświadczenie w gatunku HOPA, tworząc wcześniej m.in. cykl Królewskie Opowieści (Queen’s Quest). Fabuła Upiornych Akt przenosi odbiorców do współczesnego Bostonu, gdzie panuje akurat dość napięta atmosfera. Olbrzymia w tym zasługa seryjnego mordercy o ksywce „Winowajca”, który zdążył już ukatrupić dziesięć osób. Oczywiście całkiem możliwe, iż zabójca zamierza wkrótce podbić swój aktualny licznik ofiar. Jednakże nasza w tym głowa, by położyć kres poczynaniom drania. A zabierzemy się za to sięgając po odznakę pani detektyw Meyer.


Metafizyczne śledztwo

Pierwsze minuty pozwalają szybko zadomowić się w przedstawionej historii, zwięźle i zgrabnie informując o nękającym miasto problemie. Co więcej, wtedy też poznajemy stosunek naszej podopiecznej do niekonwencjonalnych metod śledczych, a konkretnie do korzystania z usług policyjnego medium. Pomoc przy sprawie „Winowajcy” proponuje wówczas niejaka Susan, która specjalizuje się w spirytyzmie, niejednokrotnie wspierając posterunek swoimi oryginalnymi zdolnościami. Uprzejma, acz odmowna odpowiedź Emily zwiastuje zaś rychłą lekcję dla głównej zainteresowanej o tym, ile prawdy tkwi w teoriach na temat pozamaterialnego świata. To dość istotny klocek fabularny, który dowodzi przemyślanej konstrukcji scenariusza, a jego atut tkwi właśnie w swoistej przewidywalności ogólnego rozwoju wypadków.

W dalszej części produkcji akcja nie traci tempa, dosłownie wciągając protagonistkę do samego centrum oddziaływania zjawisk nadprzyrodzonych. Na skutek pewnych wydarzeń, dzielna Emilia wyląduje aż w otchłani, funkcjonującej również pod nazwą limbo. To miejsce zawieszone pomiędzy życiem a śmiercią, gdzie trzeba będzie posiłkować się innymi środkami niż tradycyjnym sprzętem detektywistycznym. Zarazem muszę doprecyzować, iż twórcy nie ograniczają się potem wyłącznie do obecności kobiety wewnątrz niematerialnego wymiaru. Nadnaturalne i stricte kryminalne wątki zostały podane w odpowiednio wyważonych proporcjach, a ponadto kluczową rolę odegrają tu także zbrodnie, do jakich doszło parę lat przed incydentami z głównej linii fabularnej. Wprawdzie finał może początkowo sprawić wrażenie ciut nagłego i proszącego się o dodanie jeszcze jednej, króciutkiej scenki w ramach zwieńczenia, lecz ów fakt rekompensuje bonusowy rozdział, będący bezpośrednią kontynuacją podstawowej przygody.


Hidden Monaco

Jeśli chodzi o mechanikę, gameplay zasadza się na sprawdzonym połączeniu elementów zaczerpniętych z point and clicków oraz wstawek, które wymagają od nas szukania ukrytych obiektów. Te ostatnie zdominowane zostały przez klasyczne sceny ze spisami pożądanych gratów, ale zadbano też o parę plansz odmiennego typu. Niemniej w kontekście sekwencji HO chciałabym zwrócić uwagę na alternatywną minigierkę, gdyż deweloperzy postanowili dać odpocząć zbieraniu par tematycznych, jakie implementowali w kilku swoich poprzednich produkcjach. Tym razem zmęczeni wytężaniem wzroku mogą dla odmiany zastąpić niemalże wszystkie takie fragmenty partyjkami Monaco, które polegają na dopasowywaniu kart z identycznymi symbolami. Warunkiem do uzyskania pojedynczego zestawu jest stykanie się danych pól w pionie, poziomie lub skosie.

Kolaboracja przeciwieństw

Jeszcze ciekawiej gra wypada w tych momentach, kiedy przybiera formę klasycznej przygodówki. Owszem, wśród napotkanych zadań znajdą się takie, które mniej bądź bardziej przypominają wyzwania z pokrewnych gatunkowo pozycji, np. zagadki uzupełniające warstwę narracyjną czy starcia runiczne, bazujące na wypatrzeniu symbolu nieobecnego w zestawie przeciwnika. Jednakże postarano się o to, by wyróżnić perypetie Emily Meyer na tle pobratymców. Mianowicie myślę o kontraście między światem realnym a duchowym. Gdy nasza heroina przebywa, że tak to ujmę, w szarej codzienności, zajmuje się normalnym dochodzeniem, aczkolwiek będzie też musiała uporać się z pewnymi przeszkodami bez policyjnego nakazu. W każdym razie, bohaterka nieprzypadkowo nosi przy sobie gadżety do zbierania i analizowania rozmaitych próbek. Pobyt w limbo wiąże się natomiast z regularnym używaniem Kuźni Żywiołów, która umożliwia rzucanie czarów opartych na siłach natury. Z jednej strony, nie obraziłabym się o odrobinę większy udział zagadek à la CSI. Z drugiej, na przestrzeni ponad 4 godzin (włącznie z około 30-minutowym bonusem), zaserwowano nam odpowiednio zróżnicowaną rozgrywkę.


Ideę zderzenia dwóch rzeczywistości realizuje także grafika, a to dlatego, że w otchłani króluje przygaszony kolor z pogranicza fioletu i granatu. Z kolei na co dzień życiu protagonistki towarzyszy zdecydowanie szersza paleta barw, obejmująca wszelkiej maści odcienie. Wyjątek stanowi poniekąd wypad do sfery pozazmysłowej, który czeka nas w bonusowej przygodzie. Jako że akcja dodatkowego rozdziału rozgrywa się przede wszystkim w innym wymiarze, świat duchów odmalowano tutaj przy pomocy bogatszej kolorystyki, niwelując w ten sposób ryzyko monotonii. A skoro zahaczyłam o estetyczne aspekty tytułu, pozwolę sobie ocenić oprawę audiowizualną ogółem. Ta podąża zgodnie z utrwalonymi w HOPKACH kanonami, przez które rozumiem rozszerzenie listy zalet testowanej gry o następny punkt. Co prawda animacje są jak zwykle średnie, ale lokacje, które zwiedzamy przy akompaniamencie klimatycznej muzyki, pamiętają o dopieszczaniu oczu graczy, oferując staranne wykonanie, wespół z mnóstwem detali.

Fajna ta Emilka!

Fundując graczom Upiorne Akta, ekipa z Brave Giant pokazała, że dobrze czuje się w żenieniu klasycznej przygodówki z formułą hidden object. Nie po raz pierwszy zresztą, bo takie Królewskie Opowieści 2 zaliczam do gatunkowej czołówki. Trzecia, swoją drogą solidna, część baśniowej marki nie dorównała już „dwójce”, ale również sprawiła mi dużo przyjemności. Do czego zmierzam? Ano recenzując jakiś czas temu Queen’s Quest 3, wyraziłam nadzieję, że kolejny projekt studia pod kątem całokształtu zaoferuje mimo wszystko poziom bliższy poprzedniej odsłonie wspomnianej wyżej serii. I dokładnie tak się stało, gdyż otrzymaliśmy sprawnie przyrządzoną intrygę, a gameplay trochę śmielej poczyna sobie z mniej eksploatowanymi przez deweloperów rozwiązaniami. Jeżeli zatem hasło „HOPA” jest dla Was synonimem udanej rozrywki, a do tego lubicie detektywistyczno-paranormalne opowieści, nie powinniście mieć żadnych oporów przez zmierzeniem się z Obliczem Zbrodni. Mówiąc krótko, jak najbardziej warto zagrać.




---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.